Agenci Gestapo w w szeregach polskiego podziemia. Tak likwidowano zdrajców. „Akcja Kośba”
Jedną z podstawowych zasad konspiracji było budowanie struktur na sprawdzonych, godnych zaufania osobach. Oczywiście wśród członków podziemia także zdarzały się jednostki ,oględnie mówiąc, zbyt długim językiem. O wiele gorsza w skutkach była jednakże działalność konfidentów oraz agentów gestapo, którzy wniknęli lub wywodzili się z organizacji konspiracyjnych .Dwóch członków oddziału dywersyjnego AK z Bobrownik Kazimierz Kobierecki i Stefan Puchalski z Polesia, powiat Łowicz ,,,ratując swoje życie...?''wyrazili chęć współpracy z gestapo. Sytuacja stała się poważna i dramatyczna ,gdyż aresztowani znali nie tylko wielu żołnierzy ZWZ- AK ,ale także członków Komendy Obwodu. Orientowali się w tajnikach pracy konspiracyjnej ,znali działania oddziałów dywersyjnych .Obydwaj podoficerowie W.P .Początkowo należeli do organizacji ,,Miecza i Pługa,, pod koniec 1941 r. przeszli do ZWZ a w 1942 A.K. Brali czynny udział w odbiorze zrzutów lotniczych na terenie powiatu łowickiego.
Wiosną i latem 1944r. oddziały AK ,obwodu, Łyska'' pow. łowickiego i ,,Sroka'' z pow. skierniewickiego ',przeprowadziły operację pod kryptonimem „Akcja Kośba "wymierzoną m.in. w kolaborantów , konfidentów, łowickiego gestapo. Głównym ich celem stali się dwaj konfidenci :
Kazimierz Kobierecki z Bobrownik .168 – 172 cm wzrostu, włosy blond, blizna na twarzy.
Stefan Puchalski z Polesia , pracował w Hucie Szkła w Nieborowie ,najprawdopodobniej pochodził z jakieś miejscowości pod Bydgoszczą. Żonaty z Julianną z domu/...... ./ z drugiego małżeństwa Julia Kot. Przed wojną ,właściciele sklepu w miejscowości Polesie.
|
Biurowiec Huty Szkła w Nieborowie ok 1930 r. (dziś osiedle Bełchów) |
Zaczęto zbierać informację o zdrajcach .Chłopcy z oddziału AK ,,Sroka'' ze Skierniewic odwiedzili dom Puchalskiego we wsi Polesie ,jednak nie zastali go w domu .W tym czasie obaj konfidenci mieszkali już w siedzibie gestapo w Łowiczu .Rodziny ich zostały wysłane do Łodzi .W domu zastali bratanka ,który pełnił funkcję gońca .Wymierzono mu solidną karę chłosty ,za usługiwanie stryjowi .Z domu zabrano zdjęcie Puchalskiego i sporządzono reprodukcję.
Oddziały AK z pomocą Szarych Szeregów kilkakrotnie organizowali akcję mające na celu zgładzenia konfidentów .Mieli oni niesamowite szczęście zawsze udawało się im wyjść z zamachu prawie bez szwanku.
Aż nadszedł dzień 28 lipca 1944 roku.
28 lipiec, dzień targowy piątek przed południem ,między godziną 10 a 13 na ulicy Browarnej i Zduńskiej ,co jakiś czas spacerowało dwoje młodych ludzi ,panna i kawaler.
|
ul. Browarna (II w.ś)
|
Na początku lipca ,zostaje wezwany do Łowicza ,W raz ze mną jedzie Józef Sierota ps. ,,Kołach' 'Na przedmieściu ,w umówionym miejscu ,czeka na nas łącznik od ,,Kordzika' dowódcy rejonu miejskiego. Padają obowiązkowe hasła i odzew. Łącznik informuje nas o celu wezwania .To tylko rozpoznanie.
Prowadząc rowery idziemy na tzw.,,Przyrynek ''na jednym ze straganów kupujemy czereśnie ,stoimy na skraju chodnika, plując pestkami obserwujemy wylot ul. Długiej ,gdzie mieści się siedziba Gestapo.
Po niespełna godzinie z ulicy Długiej wyjeżdża na rowerach dwóch mężczyzn mijają nas o parę kroków ,po czym zatrzymują się na ryneczku ,chwilę rozmawiają gestykulując po czym zawracają z powrotem do siedziby Gestapo. |
na tzw.,,Przyrynek '' |
To oni :mówi podekscytowany łącznik!
Ten wyższy i tęższy to Puchalski ,mniejszy Kobieracki .Jest ich dwóch co rzadko się zdarza prawie zawsze są z obstawą ,Puchalskiemu często towarzyszy Ukrainiec Wasyl. Szczególnie przyjrzałem się Stefanowi Puchalskiemu, to wysoki ,potężnie zbudowany mężczyzna .Z uzyskanych informacji wynikało że przed podjęciem współpracy z gestapo mieszkał u rodziny na Polesiu ,pracował w Hucie Szkła w Nieborowie ( Bełchów),najprawdopodobniej pochodził z jakieś miejscowości pod Bydgoszczą .Kazimierz Kobieracki rocznik 1911 rolnik z miejscowości Bobrowniki .
Czują się zbyt pewni siebie ,mówi Łącznik ,po czym wymieniamy między sobą uścisk dłoni i każdy rozchodzi się w swoją stronę my z Józkiem jedziemy w stronę Kocierzewa .
Druga połowa lipca, czwartek ,odnajduje mnie łącznik z Łowicza i wręcza karteczkę z następującą treścią :
,,Jutro o 8 rano ,na moście Bzury od strony Małszyc, będzie na was czekał młody blondyn ,bez czapki ,w jasnym garniturze ,z gazetą w lewej kieszeni, Nowy Kurier Warszawski' 'Siedząc na rowerze ,będzie się opierał o balustradę mostu. Podać hasło ,żądać odzewu''
Z tą wiadomością spieszę do ,,Kołacha''.Wiedziałem ,gdzie mogę go o tej porze zastać .Józek szykuj się na jutro! Jedziemy do Łowicza ,mówię do niego .Ale ,,Kołach ''odmawia udziału w akcji ,może nie wprost ,ale wynajduje preteksty, dla których nie może właśnie jutro jechać .Nie nalegam, gdyż zdaję sobie sprawę ,że wymuszenie od niego zgody nic by nie dało .
Nie mógłbym na nim polegać .Myślę o innych ,jest ich przecież kilkunastu.
I wtedy przychodzi mi do głowy pomysł ,dający znakomitą szansę kamuflażu.
Jadę do Stefy ,która po skończeniu szkoły handlowej w Warszawie ,przebywała teraz u rodziców. Członkiem ,,Jerzyków'' Stefa była już od dwóch lat .Znała więc z grubsza moje przeżycia. Wiedziała że musiałem uciekać z Warszawy. To u niej nocowałem poaresztowaniu ,,Tarczyna'' .Była zresztą moją narzeczoną .Zdecydowałem się wtajemniczyć ją w jutrzejszą akcję.
Stefa bez wahania zgodziła się jechać ze mną.
Nazajutrz rano rowerami pojechaliśmy do Łowicza .Na moście czekał już na nas łącznik .Podchodzę do niego i wymieniam hasło. Chwilę patrzy na nas zdziwiony ,wreszcie wymienia odzew. W dalszym ciągu patrzy ze zdziwieniem ,w końcu daje jakiś znak ręką i po chwili podchodzą do nas dwie dziewczyny ,które zabierają nam rowery .My w trójkę idziemy w stronę Nowego Rynku. Zostawiamy Stefę w bramie jakiegoś domu i we dwóch wchodzimy do ubikacji. Tam ze specjalnego schowka ,łącznik wyciąga trzy parabelki.
( si vis pacem, para bellum zapasowe magazynki oraz zrzutowy granat tzw,,gamon''.)
|
Nowy Rynek |
Upycham to wszystko po kieszeniach i za pasek. Jedną parabelkę przeznaczam dla Stefy. Pytam łącznika ,czy ma papierosy ?Ten wyciąga ,nie pamiętam już skąd, dużą paczkę (100 szt) ,,Juno'' i częstuje mnie .Ręce mu jednak tak drżą ,że część papierosów wypada na ziemię .Zapalam papierosa ,widząc zdenerwowanie łącznika sprawdzam jedną z parabelek .W porządku ,tę wkładam z przodu za pasek spodni. Z niej będę strzelał .Podchodzę do Stefy i wkładam jej parabelkę z zapasowym magazynkiem do do torebki.Jest zabezpieczona informuję .
Łącznik prowadzi nas do restauracji na rogu ul. Koziej , Nowego Rynku i ul. Zduńskiej. Siedzi tam przy stoliku kilku Panów ,a między innymi por. Tadeusz Tyrakowski "Kordzik",por. Mieczysław Rosiński "Baśka" oraz ich ludzie mający ubezpieczać akcję.
Podchodzę do stolika melduję gotowość do podjęcia akcji.
|
Restauracja p.S .Antczaka (rok.1943) na rogu ul. Koziej , Nowego Rynku i ul. Zduńskiej.
|
Por.,,Kordzik" przyjmuje meldunek i zaprasza do stołu. Na stole zjawia się półmisek z jajecznicą i niewielką karafką wódki. To dla mnie ?rzekłem wskazując na karafkę.
Nie, nie teraz tylko kieliszek ,mówi któryś z nich.
Zjadłem jajecznicę ,wypiłem nalany kieliszek wódki ,nie wiem jak Stefa ,ale ja byłem naprawdę głodny. Wyjechałem z domu bez śniadania ,a odległość z Kocierzewa do Łowicza wynosi 16 km.
Wreszcie pada pytanie : Jak chcecie to przeprowadzić ?Nie wiem odpowiadam, to będzie zależało od sytuacji .Jeżeli warunki i okoliczności ,według mojego uznania nie będą sprzyjające ,nie przystąpię do akcji .Ja nie chcę ginąć !odpowiedziałem.
(Dowiedziałem się po jakimś czasie że w tym momencie ,,Kordzik'' był bliski odwołania akcji ,a mnie odesłania do Mamy.)
Po pewnym czasie do stolika podchodzi osoba z grupy obserwatorów ,która zajmuje się obserwacją i zbieraniem informacji o konfidentach gestapo z wiadomością :
Puchalski siedzi w knajpie na Nowym Rynku wraz z kilkoma Własowcami oraz z nieodłącznym Wasylem i żandarmami ,piją wódkę.
Po kilkunastu minutach nowy sygnał. Szykują się do wyjścia .
No to na Was już czas odzywa sie ,,Kordzik'' .
Poprawiam parabelki, jedną w wewnętrznej lewej kieszeni marynarki ,drugą za paskiem ,biorę pod rękę Stefę i idziemy w północną stronę Rynku. Kilkanaście metrów przed nami idzie łącznik ,który w pewnym momencie odwraca głowę i wskazuje drzwi niedużej knajpy .To tutaj. Przechodzimy obok i stajemy przy wystawie sklepu Kolasińskiego z farbami. Udajemy ,że jesteśmy zajęci wyłącznie sobą i tym ,co znajduje się na wystawie. Bacznie jednak obserwujemy drzwi knajpy. Widać stąd dobrze wszystkich wychodzących .Łącznik oddalony od nas o kilkanaście kroków również gapił się na rynek i kręcących się przechodniów, a ruch był dość duży ,jak zwykle w piątek. Przez około pół godziny nic się nie działo. Wreszcie drzwi się otwierają .Staje w nich potężnej budowy mężczyzna
To Puchalski ,mówię do Stefy, łącznik potwierdza skinieniem głowy.
Za Puchalskim stoi jeszcze jeden mężczyzna ,chwilę rozmawiają ,nie wychodząc .Wreszcie Puchalski wychodzi i sam idzie w kierunku ul. Zduńskiej.
Biorę Stefę pod rękę idziemy za nim ,stopniowo zmniejszając dystans .Jesteśmy już na ul. Zduńskiej ,już sięgam po broń ,nagle widzę że ze sklepu ,po tej samej stronie ,wychodzi kilku Niemców.
|
ul.Zduńska (II.w.ś) |
Zwolniłem kroku. Żołnierze ,chyba lotnicy ,rozdzielają mnie teraz od Puchalskiego .Ale tylko na chwilę ,przechodzą przez jezdnię i wchodzą do sklepu.
Znów widzę przed sobą tylko sylwetkę Puchalskiego .Na cywilów nie zwracam większej uwagi. Znów przyspieszam ,już jestem blisko ,oglądam się dyskretnie .Mundurów niemieckich nie widać .Ręka wędruje do zatkniętej za pasek parabelki. Zdrajca nagle skręca i wchodzi do sklepu.
To jeszcze lepiej ,zostań tu ,ja wejdę do środka ,mówię do Stefy .
W sklepie jest trzech klientów, lecz wśród nich nie ma konfidenta .Widzę uchylone drzwi na zaplecze sklepu .W pierwszej chwili chciałem tam wejść, lecz natychmiast rzuciłem ten zamiar .A może to zasadzka? Cofam się i wychodzę na ulicę .Czyżby zdrajca coś dostrzegł ?Nie możliwe.
Stefa zawiesza na mnie pytający wzrok. Powiedziałem jej co zaszło w środku ,dostrzegam też podchodzącego łącznika .Ona informuje go o zaistniałej sytuacji. Co robić? Nie możemy przecież stać tu i czekać nie wiadomo jak długo .Łącznik chwilę się zastanawia i mówi :Macie rację .Idźcie tu na Browarną .To jest spokojna ulica ,bez sklepów, czekajcie na sygnał od nas. Spacerujemy powoli od Zduńskiej do kościoła ewangelickiego i z powrotem. To rzeczywiście cicha i mimo targowego dnia pusta ulica .
Zbliża się południe ,słońce przypieka co raz bardziej, wepchnięty do kieszeni gamon uwiera mnie udo. Czekanie się przedłuża .Mówię coś do Stefy ,ale widzę, że moje słowa do niej nie docierają .Widzę jej tylko wystraszone oczy.
Żałuję teraz ,że wciągnąłem ją w to wszystko. Decyduje i zwracam się do Stefy ,że zwijamy akcję ,chodź zameldujemy o tym łącznikowi .Skręcamy z Browarnej w Zduńską ,wpadamy wprost na łącznika .Za nim zdążyłem mu zakomunikować swoją decyzję ,ten zdyszany ,informuje nas. Prędko!
Jest w bramie na przeciwko ,rozmawia z jakimś kolejarzem .Zdenerwowanie ,które jeszcze przed chwilą odczuwałem ,nagle znika. Przechodzimy na drugą stronę ulicy .Przez otwartą bramę kamienicy widzę barczystą sylwetkę zdrajcy.
Przed bramą stał kilkunastoletni chłopak z koszykiem ogórków ,które sprzedawał .Zostań przed bramą i kupuj ogórki mówię do Stefy .Puchalski jakby słyszał moje słowa ,odwrócił się na moment. Widać uspokoił go widok młodego chłopaka w towarzystwie jeszcze młodszej dziewczyny, bo natychmiast wraca do przerwanej rozmowy. Prawą rękę trzyma w kieszeni spodni. Dałem dwa ,trzy kroki w bramę, wyciągnąłem pistolet z za paska i prawie nie celując strzeliłem. Huk wystrzału roznosi się echem pod sklepieniem bramy prowadzącej na podwórko. Puchalski powolnym ruchem odwraca się ,usiłując wyciągnąć rękę z kieszeni, w której widać było pistolet.
Nie starcza mu sił ,pada na ziemię .
Usiłuję wepchnąć parabelkę do kieszeni marynarki ,zapominając z wrażenia że jest tam druga. Wychodzę na ulicę z pistoletem w ręku ,widzę zatrzymujących się przechodniów ,którzy na mój widok szybkim krokiem ,pierzchają we wszystkie strony. Widzę chłopca sprzedającego ogórki ,jak wystraszony zostawia koszyk i ucieka ,po chwili zawraca i zabiera koszyk. Podbiega do nas ktoś z grupy zabezpieczającej(Feliks Andrzejewski ps.,,Księżak''d-dca patrolu nr 2 ) .Szybko za mną !Przebiegamy przez wylotową bramę na tzw.,,Glinki'', ulicą Sinkiewicza na Rynek Kościuszki ,ul .Mostową, dalej przez most koło elektrowni .Tu przewodnik zatrzymuje się mówiąc .Pójdziecie przez Blich na Małaszyce .Tam koło młyna czekają dziewczyny z waszymi rowerami i tam oddacie broń. Zdałem dwie parabelki z zapasowymi magazynkami i gamona ,jedną zatrzymałem tak na wszelki wypadek. Wsiedliśmy na rowery i pedałując co tchu, co sił w nogach w stronę Kocierzewa .Po drodze wstąpiliśmy jednak do Chąśna ,gdzie mieszkał kierownik miejscowej komórki wywiadowczej ps.,,Jurek'' a któremu po powrocie z Warszawy podlegała Stefa. Gdy mu opowiadaliśmy przebieg akcji ,nie chciał po prostu w to uwierzyć .
Wspomnienia :kpt. Julian Walędziak ps. „Krzeptowski''
Po zajściu z dnia 14 stycznia 1944 r w którym to dniu Puchalski osobiście przyprowadził żandarmów do gospodarstwa Trębskich we wsi Sierakowice Lewe .Do akcji włączyli się żołnierze AK ze Skierniewic z obwodu ,,Sroka"
Założycielem komórki konspiracyjnej we wsi Sierakowice Lewe ,był Piotr Trębski ps.,,Mściciel""ur. 24.01.1896 podoficer WP, który walczył w wojnie obronnej w 1939 pracownik kolei. Został zwerbowany przez Wincentego Strumidło wraz z żoną Marianną ps.,,Sowa"" ur.1904 r ,i synem Stanisławem ,ps.,,Bąk"ur.24.041925 r. do pracy w Komendzie Obrońców Polski. Po połączeniu KOP z AK rodzina Trębskich wstąpiła do Oddziału Sabotaż owo-Dywersyjnego por. Jerzego Gójskiego. W ich domu zorganizowano terenową placówkę pomocniczą oddziału .W zabudowaniach gospodarczych przechowywano broń i amunicję .Piotr Trębski utrzymywał kontakty organizacyjne z Puchalskim , z pobliskiej wsi Polesie .Piotr i Stanisław Trębscy nigdy nie powrócili do domu .Marianna Trębska nie znała dnia ani miejsca śmierci swego męża i syna .Jedyną informacją była kartka wyrzucona z samochodu ,którym transportowano Stanisława .Pisał ,że wiozą ich w nieznanym kierunku.
Patrole Oddziału Sabotażowo- Dywersyjnego AK. ze Skierniewic kilkakrotnie były w Łowiczu .Szukano na dworcu i na targowisku ,niestety bez skutecznie .
Chociaż raz było bardzo blisko aby dopaść Kobiereckiego na weselu swojej siostry w miejscowości Arkadia .Kobierecki był na ślubie ,ale powiadomiony o zasadzce, na wesele nie przybył .Zjawili się za to żandarmi i akcję trzeba było odwołać .Partyzanci powrócili do Skierniewic przez las nieborowski .
W poszukiwaniach brali udział :.........(więcej w części IV -Dopaść Kobierackiego)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz