Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 27 lutego 2023

,,Za drogo nas to kosztowało'' 23 maja 1943 r. (cz.I) Łowicz - ul. Blich 13

 


W czesnym rankiem 23 maja 1943r z pobliskiego więzienia przy  ul. Kurkowej w Łowiczu ,Niemcy przywożą  10 zakładników, których na oczach pracowników zabijają strzałem w tył głowy , za wysadzenie urządzenia wirówki  w mleczarni  na Blichu. 




Przebieg egzekucji we wspomnieniach Zofii Jankowskiej ,wówczas pracownicy mleczarni  .

Jedyny naoczny świadek tamtych wydarzeń ,który złożył zeznania:

,,Działalność placówki gestapo w Łowiczu'' przed ,Okręgową Komisją Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi. 

,,Około godziny 4.00 Niemcy przywieźli więźniów na teren mleczarni i ustawili ich na wprost rampy bliżej ulicy twarzą do rampy.

Więźniowie byli związani w ten sposób ,że byli przywiązani za ręce jeden do drugiego tak ,że stanowili jeden ciąg. Kiedy więźniowie byli już ustawieni, Niemcy spędzili pracowników mleczarni na rampę i kazali im patrzeć. Ja byłam wśród pracowników. Więźniów było dziesięciu i żadnego z nich nie znałam .Więźniowie byli zabrani z więzienia w Łowiczu. Egzekucję przeprowadzały dwie osoby w ten sposób ,że strzelały więźniom w tył głowy. Zaczęli od końca szeregu ,każdy od swojego i zbliżali się do siebie w środku szeregu. Nie pamiętam w jakich mundurach byli ci ,którzy przeprowadzili egzekucję .Nie wiem ilu było Niemców w miejscu egzekucji. 

Po przeprowadzeniu egzekucji Niemcy odjechali ,ale zostawili dwóch żołnierzy do pilnowania ciał .Ciała leżały przez cały dzień w tym samym miejscu gdzie była egzekucja.''

Miejsce egzekucji 

 

Z zeznań świadków, którzy widzieli 
ciała, udało się ustalić listę straconych : 

,,ze strachu to nikt się nie zatrzymywał''

Przed wieczorem załadowano ciała pomordowanych na samochód i pochowano je w rowie przy polu Józefa Kardialika w Bełchowie ,przy szosie Łowicz  -Skierniewice.
(dziś droga krajowa 70 ,o długości ok. 50 km, leżąca na obszarze województw łódzkiego i mazowieckiego.) 

Ciała pomordowanych przed rampą 
mleczarni.

Świadek Halina Bąbiak:

,,Przy rampie w mleczarni leżało wielu zabitych mężczyzn .Liczyłam ich i wiem ,że było około 10. Leżeli w pozycjach różnych ,w zależności jak padali. Byli zbroczeni krwią. Ze względu na panujący tego dnia upał ,nad ciałami zabitych unosił się rój much. Te muchy pamiętam do dzisiaj. Ludność cywilna stała w milczeniu zgromadzona za parkanem z siatki .Nie wolno było krzyczeć i głośno płakać. Do rampy ,przy której leżały zwłoki pomordowanych ,wolno było podejść pojedynczo. Właściwie to przejść obok nich oddając w ten sposób hołd ,bądź rozpoznać swoich najbliższych .Przy zwłokach nie wolno było się zatrzymać .W kondukcie tym ja też przechodziłam .Ojca ze mną nie było .Po obu stronach zabitych stali umundurowani Niemcy  w szarozielonych mundurach ,z karabinami maszynowymi zawieszonymi na piersiach .''

Strach był tak wielki ,że nawet rodziny pomordowanych nie przyznawały się, że widzą ciała swych zmarłych członków rodziny .

Wspomina Jan Paradowski z Bełchowa, szwagier Henryka Spyrka .

,,Szwagier ,rozpoznał ciało swego brata Stanisława ,poznał go bo miał na głowie taką baretkę robioną z kordonka, kiedyś takie beretki nosiło się, by włosy latem nie rozlatywały się. Nie przyznał się ,że tam leży jego brat ,bo najzwyczajniej się bał''

Tydzień po pochówku rozstrzelanych Jan Paradowski zobaczył wystającą z świeżo naruszonej ziemi w rowie przy polu J. Kardialika taką właśnie ,,berętkę ''Powiadomił o tym szwagra Henryka - ten nie miał wątpliwości :to była beretka brata Stanisława.
Niemcy kazali potem zakopane za płytko i odgrzebane przez psy ciała rozstrzelanych wykopać i pogrzebać tuż obok ,z tą różnicą ,że już głębiej.... 

Cmentarz wojenny w Kompinie
ś.p Stanisław Syperek 


Wspomina żona brata jednego z rozstrzelanych ,Józefa Brzozowskiego ,która wtedy szła z Klewkowa  na mszę św.do Katedry.

,,Pamiętam ,że przechodziliśmy tą szosą koło mleczarni ,szliśmy zarówno my i inni ludzie, ale ze strachu to nikt się nie zatrzymywał''

Świadek -  Stanisław Grzegorek wówczas pracownik policji ,,granatowej ''Generalnego Gubernatorstwa.
(niem. Polnische Polizei im Generalgouvernement)

,,Dowiedziałem się, że w Łowiczu na Blichu dokonano akcji sabotażu .Akcję tę przeprowadziła drużyna ,,Kedywu''.
Wracając z akcji tzw .,,kolejówki '',dodatkowo postanowiła ,,zrobić'' mleczarnię .Ta akcja była samowolna. Wiem że dowódca drużyny był z Chąśna, jego nazwiska już teraz nie pamiętam ,na imię miał Czesiek. Wrzucili w wirówkę ,z której odciągano mleko ,granat zaczepny .Wybuch uszkodził tylko talerze tej wirówki .Faktycznie to zniszczono tylko śmietanę ,talerze wymieniono na nowe i produkcja ruszyła .Byłem tam w tej mleczarni i to widziałem .Byłem tam bo powiadomiono Policję Granatową .Przy samym rozstrzelaniu zakładników nie było mnie (...) Ludzie opowiadali mi ,że zakładników przywiozły oddziały SS, konkretnie z Gestapo łowickiego oraz żandarmerii. Nie potrafię wskazać żadnego naocznego świadka tych rozstrzelań. Wtedy kiedy ja jako Granatowy Policjant z patrolem pojechaliśmy obejrzeć wybuch to jeszcze nie było rozstrzelanych. To było od razu po tym wybuchu. Po służbie ,kiedy dowiedziałem się, że na terenie Blichu zostali rozstrzelani zakładnicy tj.10 mężczyzn przywiezionych z więzienia na ul. Kurkowej to specjalnie tam pojechałem .Razem ze mną pojechał fotograf ,nie potrafię wskazać jego nazwiska, on też należał do AK, ale do innego oddziału .Konkretnie on chciał zrobić zdjęcie tych zabitych ludzi, a ze mną jako policjantem ,który miał dokumenty było bezpieczniej .Pojechaliśmy razem. Było to gdzieś w godzinach południowych bądź popołudniowych, na pewno można było robić zdjęcie bez flesza .Aparat miał powieszony na szyi pod koszulą ,a na tym miał jeszcze krawat. On jak robił zdjęcia to nie było tam już Niemców. Udawał cały czas ,że poprawia krawat ,odsłaniał obiektyw i robił zdjęcia .Tam było dużo ludzi, którzy przychodzili i oglądali. Jak byłem to te ciała leżały w takich pozycjach w jakich zostali po rozstrzelani. Ciała nie były poukładane. Ci co oglądali ,to tylko patrzyli ,ale nikt nic na temat co się stało nie mówił ''.

,,Za drogo nas to kosztowało''[...] Wieczorem na punkt zborny koło cegielni Miziołka w Małszycach stawili się[...] 


,,Akcja sabotażu' 'w mleczarni chyba nie do końca przemyślanej ,dokonał oddział ZWZ- AK  Obwodu ,,Łyska'' ,wracający z nie udanej próby wysadzenia pociągu na trasie Domaniewice - Głowno.
,,Tej samej nocy z 22/23 maja - grupa ,mieszana z oddziału :
S. Borowskiego  ps.,,Maszynista'' z drużyny z Chlebowa i drużyna z placówki 
kryp. ,,Żołądź'', d-ca - Jaska Stanisław ps .,,Zryw'', założyła  miny tzw. plastik na torze w pobliżu Domaniewic w celu wysadzenia pociągu z transportem wojskowym.
Tymczasem Niemcy ,zamiast transportu wojskowego ,wyprawili w trasę pociąg osobowy .Dzięki szybkiej informacji od kolejarzy współpracujących z AK i przytomności umysłu pirotechnika Jana Gajka ps.,,Stal'' ,dosłownie w ostatniej chwili usunięto miny i uniknięto niewinnych ofiar wśród pasażerów . 

Ta sama grupa dokonała udanego zamachu  2 kwietnia 1944 r. na linii kolejowej Łowicz - Kutno w miejscowości Jackowice .



[Umieszczona 1 listopada 1945 r. tablica na parkanie mleczarni na Blichu, upamiętniająca rozstrzelanych przez Niemców w tym miejscu 10 Polaków w 1943 r. Fot. z archiwalnego zbioru fotografii.]


[Budynek mleczarni na Blichu, ok. 1950 r., fot. Leonarda Tetzlaffa z archiwalnego zbioru fotografii.]



1945 roku  ciała pomordowanych ekshumowano z rowu w Bełchowie  i pochowano z honorami na cmentarzu w Kocierzewie i jedną osobę - w Kompinie. W Kocierzewie dlatego, że większość rozstrzelanych pochodziła z Jeziorka.
 Grupa osób aresztowana została w początkach 1943 roku podczas 
obławy na członka komunistycznej Gwardii Ludowej Stanisława Gacia ps.„Kuba". Gać uciekł, Niemcy aresztowali mężczyzn ze wsi, starszych po pewnym czasie zwolnili, młodszych zatrzymali na Kurkowej.

Do 1953 roku istniała gmina Jeziorko.
Jeziorko – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie łowickim, w gminie Kocierzew Południowy. Wieś duchowna położona była w drugiej połowie XVI wieku w powiecie gąbińskim ziemi gostynińskiej województwa rawskiego. Była wsią klucza kompińskiego arcybiskupów gnieźnieńskich, od 1765 roku wieś gracjalna kapituły kolegiaty łowickiej.




Historia Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Łowiczu zaczęła się w roku 1906 r. Jednym z pionierów i inicjatorów ruchu spółdzielczego na ziemi łowickiej był Władysław Grabski – premier RP, twórca reformy walutowej. To on zainicjował powstanie Spółki Rolniczej w Bocheniu, która z kolei zorganizowała w 1906 roku jedną z pierwszych spółdzielni mleczarskich w Kongresówce.

1906 r. -powstanie w Bocheniu pierwszej spółdzielni mleczarskiej na Ziemi Łowickiej.

1922 - 1926 r.-znaczący rozwój spółdzielczości, powstanie 14 nowych spółdzielni mleczarskich.

1930 r. -powołanie „Spółdzielni Mleczarskiej Parowej”, decyzja o budowie nowoczesnego zakładu mleczarskiego.

1934 r.  - powołanie Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej „Promień” na bazie zlikwidowanej Spółdzielni Parowej.







https://mleczarnia.lowicz.pl/o-nas/historia/

Nowy Łowiczanin : tygodnik Ziemi Łowickiej. 1996-07-04 R. 7 nr 27

Kwartalnik Historyczny -kwiecień /2003/nr.16/
 


 




sobota, 25 lutego 2023

Tu skakali ,,Cichociemni'' pow. Łowicz 1941-1943 r.(cz.II),,Szukają Władka''


      Sezon o kryptonimie „Intonacja" 

 od 1 sierpnia 1942 do 30 kwietnia 1943 r.


Placówka odbiorcza tzw.,,Kosz'' kryptonim ,,Żaba''

przyjęła trzy zrzuty z Wielkiej Brytanii ,jeden zaopatrzeniowy i dwa osobowe. 

Znajdowała się między Stachlewem i Jacochowem ,gmina Łyszkowice ,pow. łowicki

                                               

,,w nocy się jadło a w dzień się spało a ciągle było wszystkiego mało i mało ''

 Zrzut zaopatrzeniowy 20/30 kwietnia 1942 r. 

Handley Page Halifax


Kilka dni później...
Stasiu gdyby ta żandarmeria zatrzymała nas do kontroli rano w drodze do Łowicza ,to byśmy żywi do domu nie wrócili...tak zaczyna się rozmowa między Stanisławem Kosmatką a Józefem Zagawa mieszkańcami miejscowości Stachlew  w drodze powrotnej z Łowicza ,po kontroli furmanki przez żandarmerię niemiecką w Nieborowie na skrzyżowaniu drogi na Bolimów -Skierniewice .Józef opowiada Stanisławowi co było załadowane na furmankę gdy rano ruszyli w drogę do Łowicza do magazynu spółdzielni ,,Rolnik'' w którym pracował ppor. Henryk Kocemba, ps. „Władysław" ,d-ca  - koordynator zrzutów lotniczych w pow. łowickim.

[fot. z 1943 r., ze zbioru archiwalnego fotografii. 
Przed biurem zarządu Spółdzielni Rolniczo-Handlowej "Rolnik" na Przyrynku w Łowiczu.]

Józef opowiada o odbiorze zrzutu z Wielkiej Brytanii który miał miejsce kilka dni wcześniej w Stachlewskim lesie .Podczas zrzutu nie udaje się odnaleźć jednego z  zasobników ,które zostają zrzucone na placówkę odbiorczą  ,wiatr znosi spadochron z zasobnikiem w las .Pozostałe  zostają schowane w schowku w pobliżu zrzutowiska ,następnie przetransportowane do Bełchowa skąd trafiają do Warszawy .Odnaleziony zasobnik z bronią ,amunicją, materiałami wybuchowymi przeznaczonymi dla Armii Krajowej znajdował się właśnie na furmance którą wybrali się do Łowicza Stanisław i Józef po zaopatrzenie dla sklepu spółdzielni ,,Stachlewianka'',którego kierownikiem był Stanisław Kosmatka .

Stanisławowi włosy ,,stają dęba'' na głowie ,coraz bardziej uświadamia sobie jakie im groziło  niebezpieczeństwo ,do końca życia będzie powtarzał :
,,co by to było gdyby ...nas zatrzymali w drodze do Łowicza ''




Sp.,,Stachlewianka''lata 30 ub.w.
Stachlew III zwany też od ,,Ruczaja''



   Odbiorem zrzutu kierował ppor. Henryk Kocemba, ps. „Władysław", a odbierał go pluton  pod dowództwem - Jana Mitka(nauczyciela ze Stachlewa) .

Pluton ze Stachlewa , obejmował teren wsi :
Stachlew ,Sielce ,Polesie oraz drużynę ZWZ-AK  z Bełchowa .d-ca  Franciszek Tartaunus, ps. „François". Przy plutonie funkcjonowała też drużyna kobieca .
Panie pełniły role łączniczek i sanitariuszek z koła PCK ,które przed wojną funkcjonowało w szkole  im.T.Kościuszki w Stachlewie. Punk sanitarny znajdował się w gospodarstwie Państwa Stań ,Stachlew II funkcjonował w czasie odbiorów rzutów z Wielkiej Brytanii na placówki odbiorcze o kryptonimach ,,Dywan '' i ,,Żaba''

Plac szkolny w Stachlewie rok 1939
po lewej uczennice z koła PCK 

Ubezpieczenie tworzyli  żołnierze z plutonów ZWZ-AK ,obwodu ,,Łyska''

ppor. Jana Różyckiego ps.,,Szpada'' z Kalenic.
plut. Tadeusza Kocemby z Dańka[ osada młyniska koło Łyszkowic.]
kpr. Walentego Odolczyka z Nieborowa 





Transport zasobników do Bełchowa i ich odbiór przez grupę 
,,Ewa -Mat'' z KG -AK .

Zasobniki ze schowka znajdującego się  pod lasem na polu H. Łukasika ,załadowano na furmankę przykryto z wierzchu kartoflami i przewieziono do gospodarstwa  w miejscowości Bełchów. Przed przejazdem kolejowym w Bełchowie koń odmówił posłuszeństwa .Mimo usilnych starań woźnicy i osób ,którzy stanowili obstawę transportu ,poczciwe zwierzę po prostu miało za ciężko aby pokonać podjazd. Do pomocy w pchaniu furmanki, włączył się też dróżnik ,folksdojcz  ( Volksdeutsch) z Borowin ,który tego dnia pełnił służbę. W końcu udało się pokonać górkę i transport szczęśliwie dotarł w miejsce przeznaczenia ,a był to kopiec z kartoflami znajdujący się w gospodarstwie  państwa Pokorów i Tartanusów w Bełchowie .

Po kilku dniach na podwórko gospodarzy zajechała ciężarówka .

,,W zamieszaniu tym mój starszy brat Stanisław ze strachu skrył się na strychu .Potem mówił ,że chciał uciekać przez słomiany szczyt dachu .Zaniechał ,bo w porę zobaczył ,,Niemców'' przy  kopcu z kartoflami ,którzy zaczęli  się do niego dobierać. Zaciekawiło go ,co Niemcy robią przy kopcu. To niemożliwe - pomyślał -aby Niemcy przyjechali po kartofle? Stasiek obserwujący poczynania Niemców zauważył ,że nie biorą kartofli, tylko wyciągają jakieś skrzynie oraz paczki i ładują na samochód .Po załadunku pospiesznie odjechali.''

Gospodarze najedli się strachu co nie miara ,a transport z kopca szczęśliwie dotarł do Warszawy ,dostarczony przez   grupę ,,Ewa -Mat'' działającej w strukturach Komendy Główniej - AK.W tego typu akcjach najtrudniejszym elementem było zorganizowanie odpowiedniej ciężarówki .Nie zawsze udawało się wynająć lub pożyczyć .Często musiano ją po prostu ukraść.


  Ekipa „Measles ''(Odra) - dowódca operacji - Mariusz Wodzicki 
-plac. odb ,,Żaba''

Start z lotniska RAF Tempsford, samolot szczęśliwie powrócił do bazy, po locie trwającym 11 godzin 45 minut.

                              hasło: ,,Szukają Władka''



Rozmowa między Janem Mitka ,a Wincentym Kosmatką .

   ,,Panie Wincenty wstąpił byś Pan do naszej organizacji, potrzeba nam ludzi ,którzy byli w wojsku, umieją  posługiwać się bronią i wiedzą co to przysięga żołnierska. Panie Mitka ,powiem tak ,ja do żadnej organizacji w życiu nie należałem i niech tak zostanie.
Po za tym jestem żonaty ,mam dzieci i rozgadaną żonę .Wiesz Pan jak to na wsi ,tu nic nie przechodzi bez echa. Ta moja żona chodzi na ,,kominy'' i jak się dowie ,że zapisałem się do jakieś organizacji ,to mogą być z tego kłopoty. Ale jak trzeba to wam pomogę w tym co wy tam w tej organizacji robicie i się zajmujecie.''

W. Kosmatka  - Jan Mitek

I w taki sposób Pan Wincenty ,pojawił się wraz ze swoją furmanką (podwodą) na zrzutowisku ,,Żaba'' w nocy z 3/4 września 1942 r.
Jak możemy przeczytać w meldunku nadanym do Wielkiej Brytanii z dnia 8 września :

7401. a (,,Żaba'' - nalot, wykonanie dobre. - odebrała sześciu)
7219. g ( cztery zasobniki )
7904. c (dwie paczki - trzy pasy dolarów w złocie -dziewięć pasów dolarów papierowych)

    Ze wspomnień uczestników tamtych wydarzeń wynika, że najgorszy był czas oczekiwania na przylot samolotu, który czasami trwał kilka dni z rzędu. Nigdy do końca nie wiadomo było, czy nastąpi zrzut na daną placówkę odbiorczą. Nie zawsze wszystko przebiegało zgodnie z planem. A to raz wiatr zniósł zasobnik gdzieś w las i znalazł się dopiero po dwóch dniach, drugim razem zginął pas z pieniędzmi i sytuacja była dosyć poważna. Dowódca poinformował swoich żołnierzy, że jak się nie znajdzie pas z pieniędzmi, to wszyscy pójdą w ,,rozwałkę”.

Stało się tak właśnie podczas zrzutu dokonanego na  plac. odb ,,Żaba'' z 3/4 września 1942r. gdzie nie doliczono się jednego pasa z dolarami. Nie których uczestników zaistniała sytuacja wystraszyła do tego stopnia ,że zrezygnowali z angażowania się w dalszą działalność konspiracyjną na terenie gminy Łyszkowice.


Najprościej okres ten ujął słowami jeden z żołnierzy  Józef Zagawa:
 
„W nocy się jadło a w dzień się spało, a ciągle było wszystkiego mało i mało”.
        
 Ekipa ,,Attic''(Strych) - dowódca operacji - Józef Gryglewicz .plac. odb .,,Żaba''

Start o godz. 18.oo z lotniska RAF Tempsford pod Londynem.
Zrzucono  sześć zasobników oraz dwa bagażniki. Samolot szczęśliwie powrócił do bazy po locie trwającym 12 godzin 20 minut.


Skoczkowie mieli wyznaczone zapasowe punkty kontaktowe w Chąśnie II i w Nieborowie

 Nóż w prezencie.
Po odbiorze z rzutu i jego zabezpieczeniu skoczkowie ,,Cichociemni'' odprowadzeni zostali na przygotowane ,,meliny'' .Jeden ze skoczków w drodze na ,,melinę '' znajdującą się w miejscowości Maków (dziś gmina w pow. skierniewickim) co jakiś czas wycinał na drzewach znak X. Na pytanie jednego z chłopaków ,którzy mu towarzyszyli po co to robi ,odpowiedział tak na wszelki wypadek ,gdyby musiał tu wrócić. Na skraju lasu w miejscowości Słomków ,robi ostatni znak X i nóż ,który mu do tego służył ,podarował w prezencie jednemu z odprowadzających go na
 ,,melinę '' żołnierzowi z plutonu ze Stachlewa . Dodając niech Ci dobrze służy.


Kordzik oficerski z napisem ''Honor i Ojczyzna ''

    Czasami chłopaków ponosiła ułańska fantazja, organizowali potańcówki w domu Pana Czubatki w Stachlewie III (kapliczny) i na umówimy sygnał opuszczali zabawę, udając się w rejon koncentracji oddziału, gdzie w odległości 1200 m brali udział w odbiorze zrzutów. Innym razem w czasie zrzutu grupa ubezpieczeniowa ze Stachlewa zatrzymała młodego mężczyznę, który chciał przejść przez pole zrzutowe. Nakazano mu położyć się twarzą do ziemi i tak przeleżał przez cały czas odbioru zrzutu. Okazało się później, że wracając od dziewczyny, chciał sobie skrócić drogę. Życie uratował mu fakt, że został rozpoznany przez jednego z uczestników grupy.




Zarządzenia niemieckich władz wojskowych i cywilnych
powiat- Łowicz (IPN GK 141/33 t. 9)

Stachlew III - tutaj gdzie krzyż ,znajdowało się gospodarstwo
Pana Czubatki 

  

od lewej-  W.Kosmatka 
służba zasadnicza W.P -lata 20 ub.w.


 na podstawie wspomnień:

Karol Kosmatka (1965-2023)

Pan Tadeusz z Poznania (urodzony w Stachlewie)

Pani Helena z domu Znajewska (córka Władysława Znajewskiego ps.,,Rama'' zm .9 .08 . 2021r.)

 Pani Zofia z domu Pokora (siostra Stanisława - wówczas mieszkańcy Bełchowa )

Edward M. Tomczak – Zrzuty lotnicze i ich odbiór na terenie powiatu (obwodu ZWZ-AK) łowickiego (1941-1944) Mazowieckie Studia Humanistyczne 2001

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Gryglewicz

http://301.dyon.pl/txt/biografie.mariusz.wodzicki.2.html

https://elitadywersji.org/jan-grycz-cichociemny/

https://elitadywersji.org/waclaw-zaorski-cichociemny/

https://elitadywersji.org/julian-kozlowski-cichociemny/

https://elitadywersji.org/wincenty-michalczewski-cichociemny/

https://elitadywersji.org/kazimierz-smolski-cichociemny/

https://elitadywersji.org/jerzy-kowalski-cichociemny/


https://elitadywersji.org/ezechiel-los-cichociemny/











poniedziałek, 20 lutego 2023

Tu skakali ,,Cichociemni'' pow. Łowicz 1941-1943 r.(cz.I)




W latach 1941-1943 w obwodzie łowickim przyjęto 13 zrzutów, w tym 4 zaopatrzeniowe. Odebrano 31 skoczków(Cichociemni)  i 9 kurierów, razem 40 skoczków.

Odbiór zrzutów w obwodzie łowickim ,,Łyska''

a. Próbny - od 15 lutego 1941 do 30 kwietnia 1942 r.

b. Sezon o kryptonimie „Intonacja" 
- od 1 sierpnia 1942 do 30 kwietnia 1943 r.

c. Sezon o kryptonimie „Riposta" 
- od 1 sierpnia 1943 do 31 lipca 1944 r.

d. Sezon o kryptonimie „Odwet" 
- od 1 sierpnia 1944 do 31 grudnia 1944 r. 

Zrzuty były dwojakiego rodzaju: osobowe - skoczkowie-„cichociemni" i zaopatrzeniowe.

W odbiorach zrzutów były zaangażowane plutony:

- Stachlew, dowodzony przez ppor. Jana Mitka.ps.,,Jerzyk,,

-Bocheń- Domaniewice, dowódca plut. Florian Kurczak, ps. „Kurek';

-Chąśna, dowodzony przez sierż. Józefa Kępkę, ps. „Jeż''

-Nieborowa dowodzony przez kpr. Walentego Odolczyka.

Ponadto w odbieraniu zrzutów były zaangażowane konspiracyjne drużyny ZWZ-AK  z Czatolina, Kalenic, Chlebowa ,Łyszkowic, Bełchowa ,Bobrownik i Bolimowa. 



             Ekipa „Ruction” - dowódca operacji: F/O Stanisław Król -plac. odb.,,Ugór'' 
 

W  w odbiorze zrzutu i jego z ubezpieczeniu brało udział około 40 ludzi.
W rejonie zrzutowiska znaleźli się: ppor. Kazimierz Kazimierski, ps. „Maks", jego zastępca ppor. Henryk Kocemba, ps. „Władysław", Stanisław Kazimierski, ps. „Pracymir", Teodor Goździkiewicz, ps. „Głóg", Jan Mielczarek, ps. „Brzoza", st. sierż. Aleksander Szrot, ppor. Jan Mitek, plut. Florian Kurczak, ps. „Kurek", plut. Tadeusz Kocemba, Julian Lusztak - dowódca drużyny w Czatolinie . Stanisław Szymajda, Stefan Szymajda, Wacław Urbański, Józef Strugiński, Piotr Redzisz, Jan Gajek i Sabina Lusztak. W pobliżu zrzutowiska prawdopodobnie znaleźli się obserwatorzy z innych grup przygotowujących się do odbioru zrzutów: mgr inż. Warzywoda ze Strugienic, Julian Taczanowski z Jacochowa,  Walenty Odolczyk z Nieborowa.


Od strony Głowna ubezpieczał zrzut patrol pod dowództwem ppor. Jana Różyckiego z udziałem Stanisława Borowskiego, ps. „Maszynista", Juliana Szymajdy, ps. „Ryszard", Władysława Szymajdy, ps. „Skryty", Antoniego Wysockiego, ps. „Jastrząb", Jana Pryka, ps. „Lucyper"; od strony Łyszkowic plut. Tadeusz Kocemba z Józefem Wilkiem, ps. „Topór" i innymi; od wschodniej ppor. Jan Witek ze st. sierż. Aleksandrem Szrotem, ps. „Sierota". 

https://elitadywersji.org/niemir-bidzinski-cichociemny/
https://elitadywersji.org/jan-piwnik-cichociemny/
https://rosariumadgdar.blogspot.com/2023/02/blog-post.html

https://rosariumadgdar.blogspot.com/2023/02/operacja-o-kryptonimie-ruction-awantura.html


            „Tam na błoniu błyszczy kwiecie, stoi ułan na wedecie". 
            „Jakem maszerował muzyka grała" 
                    hasło „Włodek - Michał".

     Ekipa „Cravat dowódca operacji: F/O Mariusz Wodzicki -plac. odb ,,Łąka''


              ,,Godzina pierwsza minut siedem dnia 9 kwietnia 1942 r." 

[...]Przygotowania do odbioru tego zrzutu opisał we wspomnieniach Marceli Flis, ps. „Dęb" z Bochenia. Na kilka dni przed zrzutem do Flisa przybył dowódca placówki bocheńsko-domaniewickiej st. sierż. Florian Kurczak, ps. „Kurek" w towarzystwie ppor. Kazimierza Kazimierskiego, ps. „Maks" i polecił mu wykopać dół na materiały ze zrzutu.
8 kwietnia na strychu obory w gospodarstwie Franciszka Kazimierskiego w Bocheniu dyżurował przy radiu Teodor Goździkiewicz, ps. „Głóg". O godzinie 16.00 usłyszał umówiony sygnał - melodię „Tam na błoniu błyszczy kwiecie, stoi ułan na wedecie". Zaraz powiadomił oficera zrzutowego na powiat łowicki ppor. Henryka Kocembę, ps. „Władysław" i przebywającego w pokoju Stanisława Kazimierskiego, ps. „Pracymir". Kocemba stwierdził: „samolot stanął na pasie startowym". Około godziny 21.00 zajęto stanowiska na polu zrzutowym i na pozycjach ubezpieczających. Wtedy to Marceli Flis wraz z Józefem Razumem i Stanisławem Rybusem dotarli w rejon zrzutu. Oprócz nich na zrzutowisku znaleźli się ppor. Kazimierz Kazimierski - delegat KG AK, ppor. Henryk Kocemba, Stanisław Kazimierski, st. sierż. Florian Kurczak, Jan Milczarek i Adam Brewiński, ps. „Kurzawa" i zapewne inni. Delegat KG AK ppor. K. Kazimierski przemówił do zebranych na polu zrzutowym, wskazując na znaczenie zrzutu dla walki z okupantem i na konieczność bezwzględnej tajemnicy. 
O godzinie 21.45 Teodor Goździkiewicz odebrał następne hasło radiowe, melodię „Jakem maszerował muzyka grała" i wysłał do Kocemby gońca z powiadomieniem, że nadano drugie hasło. Samolot nadleciał z północnego wschodu, mijając placówkę. Wtedy nadano sygnał świetlny, samolot kołował prawie dwa razy i po zapaleniu „strzały" zaczął zrzucać najpierw skoczków i następnie kontenery. Silny wiatr tej nocy rozniósł spadochrony na przestrzeni 2-3 km. Najwcześniej zebrano skoczków i ich spadochrony. Wtedy ppor. K. Kazimierski, jako delegat KG AK, ps. „Antoni R" (poprzednio „Maks"), wraz z Franciszkiem Kazimierskim, ps. „Wilk" zaprowadzili skoczków na melinę, prawdopodobnie do Kazimierskich w Wierznowicach. Ppor. Kocemba kierował zebraniem spadochronów i odnalezieniem kontenerów. Zebrane materiały zrzutowe F. Kurczak, S. Rybus i M. Flis załadowali na wóz powożony przez S. Kazimierskiego i udali się do Bochenia, gdzie S. Kazimierski i F. Kurczak zawieźli broń do schowka, znajdującego się w stodole Kazimierskich. Natomiast spadochrony, kombinezony i hełmy skoczków Flis i Rybus ukryli we wcześniej przygotowanym dole[...]



Przebieg lotu i zrzutu opisał w swoich wspomnieniach mjr dypl. Teodor Cetys:
 
„Wszystko co trzeba jest w samolocie. Stoi takie straszne pudło - zdaje się Halifax. Czteromotorowy gruchot, o którym wiemy, że nazywają go »latającą trumną« [...] nie ma innego uzbrojenia prócz 2 ckm [...]. Jestem dowódcą zespołu. »Brona« jest moim zastępcą. Otrzymuję puszkę metalową z numerowanym hasłem do otwarcia. W niej pocztę do Polski. Wiem, że w puszce jest termit, który spali nie tylko pocztę, ale i metal, jeśli nakręci się inny numer [...].
Każdy z nas ma cholernie ciężki pas wyładowany złotymi dolarami. Informują mnie, że w samolocie są 4 kontenery, które zostaną zrzucone razem z nami. Miejsce lądowania rejon Łowicza. [...] Jesteśmy obładowani [...] uzbrojenie bardzo słabe, bo tylko dwa pistolety [...]. Paczka skondensowanego wyżywienia i w pasku zaszyta »pastylka« (trucizna o natychmiastowym działaniu). [...] Zahuczały śmigła i już jesteśmy w powietrzu [...]. Podobno jesteśmy nad Bałtykiem. Pilot odszukał Wisłę i wzdłuż niej lecimy na południe. Pytają nas, czy będziemy skakać, jeśli nie będzie placówki przyjmującej - decydujemy się skakać. Zbliża się godzina 0.50 oficer pokładowy podaje komendę »Action Station«. Ja skaczę pierwszy [...] spuszczam nogi w otwór i siedzę na krawędzi [...] samolot zwalnia obroty, oznacza to, że już za chwilę skok. Patrzę - i raptem serce podskakuje mi do gardła. Widzę wśród nocy kilka światełek ustawionych w strzałę. To nasi [...]. Słyszę »Go« i już wiszę na spadochronie. Godzina pierwsza minut siedem dnia 9 kwietnia 1942 r." 

Samolot zrzucił skoczków oraz jedną paczkę w pierwszym nalocie na placówkę odbiorczą, o godz. 01.20. Cztery zasobniki miały zostać zrzucone w drugim nalocie, jednak placówka odbiorcza wygasiła światła.

W drodze powrotnej samolot ok. godz. 02.55 w rejonie Szczecina został silnie ostrzelany przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą, jednak szczęśliwie powrócił na lotnisko RAF Tempsford o godz. 05.15,  po locie trwającym 12 godzin 15 minut. Był to ostatni zrzut w pierwszym, próbnym sezonie operacyjnym.


 https://elitadywersji.org/teodor-cetys-cichociemny/
https://elitadywersji.org/adam-boryczka-cichociemny/
https://elitadywersji.org/henryk-kozuchowski-cichociemny/
https://elitadywersji.org/stefan-mich-cichociemny/
https://elitadywersji.org/roman-romaszkan-cichociemny/
https://elitadywersji.org/alfred-zawadzki-cichociemny/

Edward M. Tomczak – Zrzuty lotnicze i ich odbiór na terenie powiatu (obwodu ZWZ-AK) łowickiego (1941-1944) Mazowieckie Studia Humanistyczne 2001






Tu skakali ,,Cichociemni'' pow. Łowicz 1941-1943 r. w części II  ,,Szukają Władka'' i pasa z dolarami. 

czwartek, 16 lutego 2023

Posypały się więc wyroki ...1944r.(cz.IV )Dopaść K. Kobierackiego.

 




„Akcja Kośba” (kośba-wykaszanie kosą traw i zboża)

Oddziały AK z Łowicza i Skierniewic przy udziale Szarych Szeregów kilkakrotnie organizowali akcję mające na celu zgładzenie konfidentów Łowickiego Gestapo , członków oddziału dywersyjnego AK  z Bobrownik ,Kazimierz Kobierecki i Stefan Puchalski z Polesia, pow .Łowicz .

[W hołdzie kapralowi ,Władysławowi Górczyńskiemu ps.,,Grab'' ,który w jednej z zasadzek na konfidentów, zdrajców a w finalnym rozliczeniu jak się okazało zwykłych bandytów ,poniósł śmierć]

,,Śpij kolego w ciemnym grobie,
niech się Polska przyśni Tobie.''

17 /18 maja 1944 r.  oddział dywersyjny AK zorganizował zasadzkę na Górkach na szosie Łowicz - Bielawy w pobliżu cmentarza żydowskiego przy zbiegu ulic Górnej i Łęczyckiej . Była to specjalna prowokacja Kedywu obwodu ,,Łyska''. Celem gestapo było zatrzymanie żołnierza ps. ,,As'' Adama Stawińskiego ,którego podejrzewano o udział w akcji ,,sabotażowo- dywersyjnej na linii kolejowej , Łowicz -Kutno gdzie wysadzono wojskowy pociąg niemiecki. Postanowiono wykorzystać przyjazd gestapo na Górki gdyż zawsze wśród gestapowców byli K.Kobierecki i S.Puchalski .

W czasie akcji "Grab" rzucił granat ,który eksplodował przed pojazdem, dwóch żandarmów gestapo zostało rannych ,doszło do strzelaniny ,w tym samym momencie nadbiegli gestapowcy ,którzy wcześniej wysadzeni z samochodu mieli stanowić ubezpieczenie akcji gestapo w czasie zatrzymania ,,Asa''. Podczas wymiany ognia ranny zostaje W. Górczyński ps.,,Grab'' ,postrzelony w nogi nie może uciekać , by nie dostać się w ręce gestapo ,odebrał sobie życie. Także K. Kobierecki otrzymał postrzał w twarz. Wobec przeważających sił wroga akcja się nie powiodła.


 
Wspomnienia  o akcji ,Władysława Płuski ps.,,Ryś'' w restauracji u p. Kuczyńskiego przy ul. Podrzecznej.
,,Opowiada ze swadą, jak się pogubili w tej akcji i jak się wycofali ,każdy na swoją rękę.''    


Stanisław Borowski ps. „Maszynista” z Chlebowa

  Raz było bardzo blisko aby dopaść Kobiereckiego na weselu swojej siostry był na ślubie w Łowiczu ale powiadomiony o zasadzce na weselne przyjęcie nie przybył ,które odbywało się w miejscowości Arkadia . Zjawili się za to żandarmi i akcję trzeba było odwołać .Choć aby nie popełnić błędu z maja w akcji na Górkach w zasadzce w Arkadii ,udział  brała większa ilość żołnierzy . 

W akcji brały udział  patrole AK:

Walentego Odolczyka ps. ,,Dawid'' z Nieborowa
Stanisława Borowskiego ps. „Maszynista” 
 por. Jerzego Gójskiego.ps,,Doliwa''z oddziału sabotażowo- dywersyjnego AK. ze Skierniewic
 Patrol powrócił  do Skierniewic przez las nieborowski ,pozostałe wycofały się w kierunku na Czerwoną Niwę -Bolimów.

Patrol -AK ze Skierniewic 

Wiosną i latem 1944r. oddziały AK ,obwodu, Łyska'' pow. łowickiego i ,,Sroka' 'z pow. skierniewickiego ',przeprowadziły operację pod kryptonimem „Akcja Kośba "wymierzoną m.in. w kolaborantów , konfidentów, donosicieli ,szmalcowników  , łowickiego  gestapo.

W tym czasie obaj konfidenci mieszkali już w siedzibie gestapo w Łowiczu .Rodziny ich zostały wysłane do Łodzi .W końcu października 1944 roku patrol ,,Kordzika" z Łowicza wyśledził Kobiereckiego w restauracji ,oddano do niego dwa strzały ,miał uszkodzony kręgosłup ,wyleczono go w niemieckim szpitalu.

 Sygnałem ostrzegawczym i  zbagatelizowanym, był incydent w nocy z 18/19 października 1943r na placówce odbiorczej ,,Obrus'' koło Nieborowa, gdzie napadli na skoczka-kuriera Franciszka Młynarza ps.,,Biegacz ,,raniąc go lekko. Tłumaczyli się ,że był on obcy i chcieli go wylegitymować.
Okazało się jednak że nie była to prawda . Dwóch członków oddziału dywersyjnego AK oddziału z Bobrownik Kazimierz Kobierecki i Stefan Puchalski pod przykrywką działalności konspiracyjnej zajmowali się grabieniem gospodarstw wiejskich w powiatach łowickim ,sochaczewskim ,skierniewickim. W czasie jednego ze skoku rabunkowego  zostali rozpoznani , przez pewien czas się ukrywali .O ich działalności dowiedziała się policja granatowa ,gestapo i ich przełożeni z konspiracji . Pierwszy w ręce gestapo wpada Puchalski ,wydaje członków bandy.Po jakimś czasie na stacji kolejowej w Szymanowie zostaje rozpoznany , przez policjanta z Łowicza -Wójcika i aresztowany K.Kobierecki. Obydwaj  ,,ratując swoje  bandyckie życie '',wyrazili chęć współpracy z gestapo. Nie sposób wymienić ilu ,,Swoich,, sprzedali w ręce gestapo ,ilu przez nich straciło życie na Pawiaku w obozach koncentracyjnych ,ilu zostało rozstrzelanych .

K.Kobierecki cudem uniknął śmierci z rąk AK w czasie wojny, zniknął z Łowicza w styczniu 1945 r. Bywał jednak widziany i to kilkakrotnie, w różnych miejscach w Polsce:
W pociągu na trasie Szczecin-Gdynia, na stacji Odra-Port -Świnoujście, Łodzi   Bydgoszczy....

[o czym przeczytamy w Nowym Łowiczaninie w artykule Tomasza Kłosa
,,Kazimierz Kobierecki – rzecz o zdrajcy. Z Gestapo do UB? - część 1 ''
Kazimierz Kobierecki - rzecz o zdrajcy. Z Gestapo do UB? - część 2]

Gospodarstwo Kobiereckich  zostaje przejęte w całości przez Państwowy Urząd Repatriacyjny RP i przekazany rodzinie ze wschodu dnia 6 czerwca 1945 r.  z powiatu Sarny ,gminy Włodzimierzec

Na podstawie :

,,Biuletyn  Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu -Okręgu  Łódź''









pt.// ,,Działalność Gestapo w Łowiczu'',tom 4/1995

[fot: grobu W. Górczyński ps.,,Grab'' dzięki uprzejmości p.Jan Ruciński oraz wiadomości p.T.Wysocki i B.Kowalski]





środa, 15 lutego 2023

Posypały się więc wyroki ...28 lipca 1944r.(cz.III )


ul. Zduńska -Łowicz

W  dniu 28 lipca 1944 r na ulicy Zduńskiej, przeprowadzono skuteczną akcję likwidacji  konfidenta  łowickiego gestapo - Stefana Puchalskiego.
Agenci Gestapo w w szeregach polskiego podziemia. 
Tak likwidowano zdrajców. „Akcja Kośba”


Jedną z podstawowych zasad konspiracji było budowanie struktur na sprawdzonych, godnych zaufania osobach. Oczywiście wśród członków podziemia także zdarzały się jednostki ,oględnie mówiąc, zbyt długim językiem. O wiele gorsza w skutkach była jednakże działalność konfidentów oraz agentów gestapo, którzy wniknęli lub wywodzili się z organizacji konspiracyjnych .Dwóch członków oddziału dywersyjnego AK  z Bobrownik Kazimierz Kobierecki i Stefan Puchalski z Polesia, powiat Łowicz ,,,ratując swoje życie...?''wyrazili chęć współpracy z gestapo. Sytuacja stała się poważna i dramatyczna ,gdyż aresztowani znali nie tylko wielu żołnierzy ZWZ- AK ,ale także członków Komendy Obwodu. Orientowali się w tajnikach pracy konspiracyjnej ,znali działania oddziałów dywersyjnych .Obydwaj podoficerowie W.P .Początkowo należeli do organizacji ,,Miecza i Pługa,, pod koniec 1941 r. przeszli do ZWZ a w 1942 A.K. Brali czynny udział w odbiorze zrzutów lotniczych na terenie powiatu łowickiego.

Wiosną i latem 1944r. oddziały AK ,obwodu, Łyska'' pow. łowickiego i ,,Sroka'' z pow. skierniewickiego ',przeprowadziły operację pod kryptonimem „Akcja Kośba "wymierzoną m.in. w kolaborantów , konfidentów, łowickiego  gestapo. Głównym ich celem stali się dwaj konfidenci :

 Kazimierz Kobierecki z Bobrownik .168 – 172 cm wzrostu, włosy blond, blizna na twarzy.

Stefan Puchalski  z Polesia , pracował w Hucie Szkła w Nieborowie ,najprawdopodobniej pochodził z jakieś miejscowości pod Bydgoszczą. Żonaty z Julianną z domu/...... ./ z drugiego małżeństwa Julia Kot. Przed wojną ,właściciele sklepu w miejscowości Polesie.


Biurowiec Huty Szkła w Nieborowie 
ok 1930 r.
(dziś osiedle Bełchów)

Zaczęto zbierać informację o zdrajcach .Chłopcy z oddziału AK ,,Sroka'' ze Skierniewic odwiedzili dom Puchalskiego we wsi Polesie ,jednak nie zastali go w domu .W tym czasie obaj konfidenci mieszkali już w siedzibie gestapo w Łowiczu .Rodziny ich zostały wysłane do Łodzi .W domu zastali bratanka ,który pełnił funkcję gońca .Wymierzono mu solidną karę chłosty ,za usługiwanie stryjowi .Z domu zabrano zdjęcie Puchalskiego i sporządzono reprodukcję.  

Oddziały AK z pomocą Szarych Szeregów kilkakrotnie organizowali akcję mające na celu zgładzenia konfidentów .Mieli oni niesamowite szczęście zawsze udawało się im wyjść z zamachu prawie bez szwanku.

Aż nadszedł dzień 28 lipca 1944 roku.

 28 lipiec, dzień targowy piątek przed południem ,między godziną 10 a 13 na ulicy Browarnej i Zduńskiej ,co jakiś czas spacerowało dwoje młodych ludzi ,panna i kawaler.

ul. Browarna (II w.ś)

Na początku lipca ,zostaje wezwany do Łowicza ,W raz ze mną jedzie Józef Sierota ps. ,,Kołach' 'Na przedmieściu ,w umówionym miejscu ,czeka na nas łącznik od ,,Kordzika' dowódcy rejonu miejskiego. Padają obowiązkowe hasła i odzew. Łącznik informuje nas o celu wezwania .To tylko rozpoznanie.
Prowadząc rowery idziemy na tzw.,,Przyrynek ''na jednym ze straganów kupujemy czereśnie ,stoimy na skraju chodnika, plując pestkami obserwujemy wylot ul. Długiej ,gdzie mieści się siedziba Gestapo.
Po niespełna godzinie z ulicy Długiej wyjeżdża na rowerach dwóch mężczyzn mijają nas o parę kroków ,po czym zatrzymują się na ryneczku ,chwilę rozmawiają gestykulując po czym zawracają z powrotem do siedziby Gestapo.
na tzw.,,Przyrynek ''

To oni :mówi podekscytowany łącznik!

Ten wyższy i tęższy to Puchalski ,mniejszy Kobieracki .Jest ich dwóch co rzadko się zdarza prawie zawsze są z obstawą ,Puchalskiemu często towarzyszy Ukrainiec Wasyl. Szczególnie przyjrzałem się Stefanowi  Puchalskiemu, to wysoki ,potężnie zbudowany mężczyzna .Z uzyskanych informacji wynikało że przed podjęciem współpracy z gestapo mieszkał u rodziny na Polesiu ,pracował w Hucie Szkła w Nieborowie ( Bełchów),najprawdopodobniej pochodził z jakieś miejscowości pod Bydgoszczą  .Kazimierz Kobieracki rocznik 1911 rolnik z miejscowości Bobrowniki .
Czują się zbyt pewni siebie ,mówi Łącznik ,po czym wymieniamy między sobą uścisk dłoni i każdy rozchodzi się w swoją stronę my z Józkiem jedziemy w stronę Kocierzewa .

Druga połowa lipca, czwartek ,odnajduje mnie łącznik z Łowicza i wręcza karteczkę z następującą treścią :

,,Jutro o 8 rano ,na moście Bzury od strony Małszyc, będzie na was czekał młody blondyn ,bez czapki ,w jasnym garniturze ,z gazetą w lewej kieszeni, Nowy Kurier Warszawski' 'Siedząc na rowerze ,będzie się opierał o balustradę mostu. Podać hasło ,żądać odzewu''

Z tą wiadomością spieszę do ,,Kołacha''.Wiedziałem ,gdzie mogę go o tej porze zastać .Józek szykuj się na jutro! Jedziemy do Łowicza ,mówię do niego .Ale ,,Kołach ''odmawia udziału w akcji ,może nie wprost ,ale wynajduje preteksty, dla których nie może właśnie jutro jechać .Nie nalegam, gdyż zdaję sobie sprawę ,że wymuszenie od niego zgody nic by nie dało .
Nie mógłbym na nim polegać .Myślę o innych ,jest ich przecież kilkunastu. 
I wtedy przychodzi mi do głowy pomysł ,dający znakomitą szansę kamuflażu.
Jadę do Stefy ,która po skończeniu szkoły handlowej w Warszawie ,przebywała teraz u rodziców. Członkiem ,,Jerzyków'' Stefa była już od dwóch lat .Znała więc z grubsza moje przeżycia. Wiedziała że musiałem uciekać z Warszawy. To u niej nocowałem poaresztowaniu ,,Tarczyna'' .Była zresztą moją narzeczoną .Zdecydowałem się wtajemniczyć ją w jutrzejszą akcję.
 Stefa bez wahania zgodziła się jechać ze mną.
Nazajutrz rano rowerami pojechaliśmy do Łowicza .Na moście czekał już na nas łącznik .Podchodzę do niego i wymieniam hasło. Chwilę patrzy na nas zdziwiony ,wreszcie wymienia odzew. W dalszym ciągu patrzy ze zdziwieniem ,w końcu daje jakiś znak ręką i po chwili podchodzą do nas dwie dziewczyny ,które zabierają nam rowery .My w trójkę idziemy w stronę Nowego Rynku. Zostawiamy Stefę w bramie jakiegoś domu i we dwóch wchodzimy do ubikacji. Tam ze specjalnego schowka ,łącznik wyciąga trzy parabelki. 
( si vis pacem, para bellum zapasowe magazynki oraz zrzutowy granat tzw,,gamon''.) 


Nowy Rynek

Upycham to wszystko po kieszeniach i za pasek. Jedną parabelkę przeznaczam dla Stefy. Pytam łącznika ,czy ma papierosy ?Ten wyciąga ,nie pamiętam już skąd, dużą paczkę (100 szt) ,,Juno'' i częstuje mnie .Ręce mu jednak tak drżą ,że część papierosów wypada na ziemię .Zapalam papierosa ,widząc zdenerwowanie łącznika sprawdzam jedną z parabelek .W porządku ,tę wkładam z przodu za pasek spodni. Z niej będę strzelał .Podchodzę do Stefy i wkładam jej parabelkę z zapasowym magazynkiem do do torebki.Jest zabezpieczona informuję .
Łącznik prowadzi nas do restauracji na rogu ul. Koziej , Nowego Rynku i ul. Zduńskiej. Siedzi tam przy stoliku kilku Panów ,a między innymi por. Tadeusz Tyrakowski "Kordzik",por. Mieczysław Rosiński "Baśka" oraz ich ludzie mający ubezpieczać akcję. 
Podchodzę do stolika melduję gotowość do podjęcia akcji.

Restauracja  p.S .Antczaka (rok.1943)
na rogu ul. Koziej , Nowego Rynku i ul. Zduńskiej. 


Por.,,Kordzik" przyjmuje meldunek i zaprasza do stołu. Na stole zjawia się półmisek z jajecznicą i niewielką karafką wódki. To dla mnie ?rzekłem wskazując na karafkę. 
Nie, nie teraz tylko kieliszek ,mówi któryś z nich.
Zjadłem jajecznicę ,wypiłem nalany kieliszek wódki ,nie wiem jak Stefa ,ale ja byłem naprawdę głodny. Wyjechałem z domu bez śniadania ,a odległość z Kocierzewa do Łowicza wynosi 16 km.
Wreszcie pada pytanie : Jak chcecie to przeprowadzić ?Nie wiem odpowiadam, to będzie zależało od sytuacji .Jeżeli warunki i okoliczności ,według mojego uznania nie będą sprzyjające ,nie przystąpię do akcji .Ja nie chcę ginąć !odpowiedziałem.
(Dowiedziałem się po jakimś czasie że w tym momencie ,,Kordzik'' był bliski odwołania akcji ,a mnie odesłania do Mamy.)
Po pewnym czasie do stolika podchodzi osoba z grupy obserwatorów ,która zajmuje się obserwacją i zbieraniem informacji o konfidentach gestapo z wiadomością :
Puchalski siedzi w knajpie na Nowym Rynku wraz z kilkoma Własowcami oraz z nieodłącznym Wasylem i żandarmami ,piją wódkę.
Po kilkunastu minutach nowy sygnał. Szykują się do wyjścia .
No to na Was już czas odzywa sie ,,Kordzik'' .
Poprawiam parabelki, jedną w wewnętrznej lewej kieszeni marynarki ,drugą za paskiem ,biorę pod rękę Stefę i idziemy w północną stronę Rynku. Kilkanaście metrów przed nami idzie łącznik ,który w pewnym momencie odwraca głowę i wskazuje drzwi niedużej knajpy .To tutaj. Przechodzimy obok i stajemy przy wystawie sklepu Kolasińskiego z farbami. Udajemy ,że jesteśmy zajęci wyłącznie sobą i tym ,co znajduje się na wystawie. Bacznie jednak obserwujemy drzwi knajpy. Widać stąd dobrze wszystkich wychodzących .Łącznik oddalony od nas o kilkanaście kroków również gapił się na rynek i kręcących się przechodniów, a ruch był dość duży ,jak zwykle w piątek. Przez około pół godziny nic się nie działo. Wreszcie drzwi się otwierają .Staje w nich potężnej budowy mężczyzna 
To Puchalski ,mówię do Stefy, łącznik potwierdza skinieniem głowy.
Za Puchalskim stoi jeszcze jeden mężczyzna ,chwilę rozmawiają ,nie wychodząc .Wreszcie Puchalski wychodzi i sam idzie w kierunku ul. Zduńskiej.
Biorę Stefę pod rękę idziemy za nim ,stopniowo zmniejszając dystans .Jesteśmy już na ul. Zduńskiej ,już sięgam po broń ,nagle widzę że ze sklepu ,po tej samej stronie ,wychodzi kilku Niemców.

ul.Zduńska (II.w.ś)

 Zwolniłem kroku. Żołnierze ,chyba lotnicy ,rozdzielają mnie teraz od Puchalskiego .Ale tylko na chwilę ,przechodzą przez jezdnię i wchodzą do sklepu.
Znów widzę przed sobą tylko sylwetkę Puchalskiego .Na cywilów nie zwracam większej uwagi. Znów przyspieszam ,już jestem blisko ,oglądam się dyskretnie .Mundurów niemieckich nie widać .Ręka wędruje do zatkniętej za pasek parabelki. Zdrajca nagle skręca i wchodzi do sklepu.
To jeszcze lepiej ,zostań tu ,ja wejdę do środka ,mówię do Stefy .
W sklepie jest trzech klientów, lecz wśród nich nie ma konfidenta .Widzę uchylone drzwi na zaplecze sklepu .W pierwszej chwili chciałem tam wejść, lecz natychmiast rzuciłem ten zamiar .A może to zasadzka? Cofam się i wychodzę na ulicę .Czyżby zdrajca coś dostrzegł ?Nie możliwe.
Stefa zawiesza na mnie pytający wzrok. Powiedziałem jej co zaszło w środku ,dostrzegam też podchodzącego łącznika .Ona informuje go o zaistniałej sytuacji. Co robić? Nie możemy przecież stać tu i czekać nie wiadomo jak długo .Łącznik chwilę się zastanawia i mówi :Macie rację .Idźcie tu na Browarną .To jest spokojna ulica ,bez sklepów, czekajcie na sygnał od nas. Spacerujemy powoli od Zduńskiej do kościoła ewangelickiego i z powrotem. To rzeczywiście cicha i mimo targowego dnia pusta ulica .
Zbliża się południe ,słońce przypieka co raz bardziej, wepchnięty do kieszeni gamon uwiera mnie udo. Czekanie się przedłuża .Mówię coś do Stefy ,ale widzę, że moje słowa do niej nie docierają .Widzę jej tylko wystraszone oczy.
Żałuję teraz ,że wciągnąłem ją w to wszystko. Decyduje i zwracam się do Stefy ,że zwijamy akcję ,chodź zameldujemy o tym łącznikowi .Skręcamy z Browarnej w Zduńską ,wpadamy wprost na łącznika .Za nim zdążyłem mu zakomunikować swoją decyzję ,ten zdyszany ,informuje nas. Prędko!


Jest w bramie na przeciwko ,rozmawia z jakimś kolejarzem .Zdenerwowanie ,które jeszcze przed chwilą odczuwałem ,nagle znika. Przechodzimy na drugą stronę ulicy .Przez otwartą bramę kamienicy widzę barczystą sylwetkę zdrajcy.
Przed bramą stał kilkunastoletni chłopak z koszykiem ogórków ,które sprzedawał .Zostań przed bramą i kupuj ogórki mówię do Stefy .Puchalski jakby słyszał moje słowa ,odwrócił się na moment. Widać uspokoił go widok młodego chłopaka w towarzystwie jeszcze młodszej dziewczyny, bo natychmiast wraca do przerwanej rozmowy. Prawą rękę trzyma w kieszeni spodni. Dałem dwa ,trzy kroki w bramę, wyciągnąłem pistolet z za paska i prawie nie celując strzeliłem. Huk wystrzału roznosi się echem pod sklepieniem bramy prowadzącej na podwórko. Puchalski powolnym ruchem odwraca się ,usiłując wyciągnąć rękę z kieszeni, w której widać było pistolet.
Nie starcza mu sił ,pada na ziemię .
Usiłuję wepchnąć parabelkę do kieszeni marynarki ,zapominając z wrażenia że jest tam druga. Wychodzę na ulicę z pistoletem w ręku ,widzę zatrzymujących się przechodniów ,którzy na mój widok szybkim krokiem ,pierzchają we wszystkie strony. Widzę chłopca sprzedającego ogórki ,jak wystraszony zostawia koszyk i ucieka ,po chwili zawraca i zabiera koszyk. Podbiega do nas ktoś z grupy zabezpieczającej(Feliks Andrzejewski ps.,,Księżak''d-dca patrolu nr 2 ) .Szybko za mną !Przebiegamy przez wylotową bramę na tzw.,,Glinki'', ulicą Sinkiewicza na Rynek Kościuszki ,ul .Mostową, dalej przez most koło elektrowni .Tu przewodnik zatrzymuje się mówiąc .Pójdziecie przez Blich na Małaszyce .Tam koło młyna czekają dziewczyny z waszymi rowerami i tam oddacie broń. Zdałem dwie parabelki z zapasowymi magazynkami i gamona ,jedną zatrzymałem tak na wszelki wypadek. Wsiedliśmy na rowery i pedałując co tchu, co sił w nogach w stronę Kocierzewa .Po drodze wstąpiliśmy jednak do Chąśna ,gdzie mieszkał kierownik miejscowej komórki wywiadowczej ps.,,Jurek'' a któremu po powrocie z Warszawy podlegała Stefa. Gdy mu opowiadaliśmy przebieg akcji ,nie chciał po prostu w to uwierzyć .


Wspomnienia :kpt. Julian Walędziak ps. „Krzeptowski''



Po zajściu z dnia 14 stycznia 1944 r w którym to dniu Puchalski osobiście przyprowadził żandarmów do gospodarstwa Trębskich we wsi Sierakowice Lewe .Do akcji włączyli się żołnierze AK ze Skierniewic z obwodu ,,Sroka"
Założycielem komórki konspiracyjnej we wsi Sierakowice Lewe ,był Piotr Trębski ps.,,Mściciel""ur. 24.01.1896 podoficer WP, który walczył w wojnie obronnej w 1939 pracownik kolei. Został zwerbowany przez Wincentego Strumidło wraz z żoną Marianną ps.,,Sowa"" ur.1904 r ,i synem Stanisławem ,ps.,,Bąk"ur.24.041925 r. do pracy w Komendzie Obrońców Polski. Po połączeniu KOP z AK rodzina Trębskich wstąpiła do Oddziału Sabotaż owo-Dywersyjnego por. Jerzego Gójskiego. W ich domu zorganizowano terenową placówkę pomocniczą oddziału .W zabudowaniach gospodarczych przechowywano broń i amunicję .Piotr Trębski utrzymywał kontakty organizacyjne z Puchalskim , z pobliskiej wsi Polesie .Piotr i Stanisław Trębscy nigdy nie powrócili do domu .Marianna Trębska nie znała dnia ani miejsca śmierci swego męża i syna .Jedyną informacją była kartka wyrzucona z samochodu ,którym transportowano Stanisława .Pisał ,że wiozą ich w nieznanym kierunku.

Patrole Oddziału Sabotażowo- Dywersyjnego AK. ze Skierniewic kilkakrotnie były w Łowiczu .Szukano na dworcu i na targowisku ,niestety bez skutecznie .

Chociaż raz było bardzo blisko aby dopaść Kobiereckiego na weselu swojej siostry w miejscowości Arkadia .Kobierecki był na ślubie ,ale powiadomiony o zasadzce, na wesele nie przybył .Zjawili się za to żandarmi i akcję trzeba było odwołać .Partyzanci powrócili do Skierniewic przez las nieborowski .

W poszukiwaniach brali udział :.........(więcej w części IV -Dopaść Kobierackiego)












Wieszczowi -Lud Księżacki z Łowickiego (1927 r.)„Bo królom był równy…”.

 Księżanki z wieńcem przed mostem Poniatowskiego w Warszawie . Sprowadzenie zwłok Juliusza Słowackiego z paryskiego Cmentarza Montmartre do ...