Łączna liczba wyświetleń

67849

niedziela, 29 grudnia 2024

Miedniewicka księga cudów /1675- 1825 /

Klasztor - okres międzywojenny  

 W latach 1675–1825 w Sanktuarium Matki Bożej Świętorodzinnej w Miedniewicach, zarejestrowano 433 opisy łask doznanych za wstawiennictwem Świętej Rodziny. Wśród wdzięcznych czcicieli odnotowano zwłaszcza wielu mieszkańców nieodległego Łowicza, a wśród nich przedstawicieli lokalnej społeczności :

-  Jana Kantego Głowackiego, pisarza konsystorskiego .

- Antoniego Rynka, kupca ,rajcy, miasta Łowicza .

- Annę Sadkowską, pisarzową grodzką .

- ‎ ‎Okunia ‎ ‎Benedykta,‎ ‎mieszczanina z‎ ‎Łowicza,

- Gu‎Idy‎‎mer‎ ‎Wojciecha,‎ ‎mieszczanina‎ ‎z Łowicza
- ‎Jana ‎Barszcza,‎ ‎obywatela‎ ‎łowickiego

Wśród mazowieckich równin, na pograniczu powiatów błońskiego, sochaczewskiego, skierniewickiego i łowickiego leży wieś , taka sama na pozór jak i wszystkie inne— Miedniewice, zwana także mazowiecką Częstochową.

Na przestrzeni dekad ,epok  ‎,przybywali  tu pątnicy rozmaitego stanu i wieku   z bliskich i dalekich stron  nie brakowało  wojskowych,‎ ‎katolików‎ ‎i‎ ‎innowierców,‎ ‎wykształconych‎ ‎i‎ ‎prostaczków.  Zachodził tu Małopolanin, Litwin, Wielkopolanin, widziano tu i Rusina. Jedni‎ ‎z‎ ‎prośbami‎ ‎o‎ ‎pomoc‎ ‎Nieba‎ ‎w‎ ‎rozmaitych potrzebach‎ ‎życia,‎ ‎drudzy‎ ‎w‎ ‎celu‎ ‎zawarcia‎ ‎związków‎ ‎małżeńskich,‎ ‎inni aby‎ ‎podziękować‎ ‎za‎ ‎łaski‎ ‎odebrane, lub‎ ‎drogie‎ ‎sobie‎ ‎osoby‎ ‎Św.‎ ‎Rodzinie polecić. Wielu  ‎zaświadczyło   ‎o doznanych‎ ‎cudach‎ ‎i‎ ‎łaskach‎ ‎przy‎ ‎obrazie‎ ‎w‎ ‎Miedniewicach.‎




Na ścianach Miedniewickiego kościoła zawieszone są obrazy ‎wcześniej, lub‎ ‎później‎ ‎malowane , jeden z nich ,wyobraża‎ ‎cud‎ ‎z‎ ‎1801 roku:‎ 

‎wydobycie‎ ‎z‎ ‎wody‎ ‎utopionego w‎ ‎rzece‎ ‎Bzurze,‎ ‎pod‎ ‎Łowiczem,‎‎przy‎ ‎przeprawie‎ ‎na‎ ‎folwark ,‎dziesięcioletniego‎ ‎Ignacego‎ ‎,‎ ‎syna‎ Antoniego  Rynka‎,‎ ‎sekretarza‎ ‎Jego‎ ‎Królewskiej‎ ‎Mości,‎  kupca ,‎rajcy ‎miasta‎ ‎Łowicza . Chłopca,‎ ‎w‎ ‎pół‎ ‎godziny‎ ‎po‎ ‎utopieniu wydobytego‎ ‎z‎ ‎wody,‎ ‎ojciec‎ ‎ofiaruje do‎ ‎obrazu‎ ‎cudownego‎ ‎Świętej‎ ‎Rodziny w‎ ‎Miedniewicach,‎ ‎a‎ ‎Bóg‎ ‎pociesza‎ ‎go, wracając‎ ‎życie‎ ‎synowi.‎ ‎Na‎ ‎obrazie widzimy‎ ‎w‎ ‎oddaleniu‎ ‎kościół‎ ‎Miedniewicki,‎ ‎kolegiatę‎ ‎Łowicką,‎ ‎a‎ ‎w‎ ‎samym środku‎ ‎wydobytego‎ ‎z‎ ‎wody‎ ‎młodzieńca.‎



Na miejscu, gdzie obecnie stoi kościół i klasztor , jeszcze w roku 1674 była zagroda włościańska ,należąca do Jakuba Trojańczyka z Miedniewic .Był to gospodarz pobożny ,w bezżeństwie i czystości ,którą Bogu ślubował ,żyjący jednak u swej Matki wdowy ,niewiasty bogobojnej ,która zajmowała się gospodarstwem domowym .J.Trojańczyk jak podają akta kościelne i klasztorne ,kupił w roku 1674 ten dewocyjny obrazek na odpuście w Studziannej, wielkości zwyczajnego arkusza, na papierze farbami niezbyt artystycznie na malowany. Drzeworyt przedstawia Jezusa, Maryję i Józefa spożywających posiłek przy okrągłym stole, na którym stoi zapalona świeczka, kilka miseczek z jedzeniem i owoce. Św. Józef podtrzymuje kielich, z którego pije mały Jezus. Maryja patrzy w zadumie na swoje Dziecko, podając Mu słodką gruszkę. Pobożny Jakub swój nowy nabytek umieścił w stodole na sosze dębowej , aby mógł przy pracy częściej duszę swą i serce wznosić ku Bogu .Sąsiedzi ,a nawet dalsi mieszkańcy ,wkrótce zauważyli ,jakieś światło nad stodołą ,które z każdym dniem ,rano i wieczorem ,stawało się widoczniejsze .Pewnego dnia dnia niezwykłe zjawisko uczyniło popłoch na wsi ,sądzono bowiem ,że stodoła się pali. Wielu sąsiadów przybiegło na miejsce ,chcąc nieść pomoc Jakubowi w ratowaniu dobytku .Stodoła stała nietknięta ,lecz blask niezwykły rozchodził się z jej wnętrza ustawicznie .A najbardziej tajemnicze okazały się być ślady stóp widoczne każdego ranka na piasku, dwóch dorosłych osób i dziecka. O tym zjawisku zaczęto coraz głośniej i dalej mówić ,czyniono przy tym rozmaite przypuszczenia ,przekonano się jednak wkrótce ,że światłość niepokojąca mieszkańców ,nie jest sprawą ludzką ,lecz dzieje się z woli i mocy Najwyższego .



Miedniewice należały wówczas do parafii Wiskitki. Wikariusz tej parafii, ksiądz Franciszek (nazwisko niezapisane), dowiedziawszy się, że tłumy ludu zbierają się w stodole Trojańczyka, słysząc też ciągłe opowiadania o rzeczach nadzwyczajnych, jakie tam się działy, chciał naocznie przekonać się o prawdziwości tych opowieści i przybył w tym celu na miejsce. Trojańczyk wszystko opowiedział co się przytrafiło pod jego strzechą i, na usilne prośby ks. wikarego, ofiarował mu ten obrazek. Zaledwie ks. Franciszek przestąpił próg stodoły, ogarnęła go jakaś dziwna trwoga siły go opadły, nie wiedział co się z nim dzieje i rozpłakał się rzewnie. Wziąwszy ofiarowany mu przez Trojańczyka obrazek, wrócił pełen dziwnego niepokoju do domu; tu z wielką czcią owinął go w prześcieradło i schował do skrzyni. Na drugi dzień, czując się słabym, przeniósł obrazek do kościoła, postawił go na ołtarzu i w ciągu dni kilku odprawiał przed nim Mszę świętą. Tymczasem chwilowe cierpienia zamieniły się w chorobę tak, że ksiądz wikary zmuszony był położyć się do łóżka. W Miedniewicach zaś lud nie przestawał gromadzić się do stodoły; zaczęto tęsknić za ukochanym obrazem i głośno domagać się zwrotu jego. Trojańczyk poznał błąd swój, a oceniając słuszne żale przybywających, w towarzystwie brata Urbana'(widocznie stryjecznego akta kościelne nie określają bliżej tego kuzynostwa) udał się do Wiskitek i przedstawił ks. Franciszkowi cel swego przybycia. Ksiądz przyjął ich serdecznie, a uważając ostatnią swą chorobę i wszystkie towarzyszące przenoszeniu obrazka okoliczności, jako wyraźny palec Boży, z wielką chęcią zgodził się na oddanie obrazu. Zwrócony obraz zawieszono na dawnym miejscu, wskutek prośby księdza wikarego. Teraz już nie z próżnej tylko ciekawości lub trwogi, lecz prawdziwą pobożnością przyjęty zbliżał się lud do miejsca, obranego sobie na mieszkanie przez Świętą Rodzinę. Stodoła zamieniła się w przybytek Pański, albowiem sława obrazu zasłynęła na całą okolicę. Kompanie pątników zewsząd napływały. Gdy łowicka wychodziła, nadchodziła ze Skierniewic, gromadził się pobożny lud z Wiskitek, Szymanowa, przybywał i z Warszawy. Zachodził tu Małopolanin, Litwin, Wielkopolanin, widziano tu i Rusina. Wszyscy w jak największej pokorze spieszyli do ubogiej szopy, oddać pokłon i hołd należny Najwyższemu i wymodlić dla siebie ulgę w strapieniach i rozmaitych dolegliwościach, a Bóg dobry pocieszał, uzdrawiał, błogosławił.


Dziedzicem naówczas Miedniewic był Mikołaj Wiktoryn Grudziński z Grudny, herbu Grzymała, starosta Golubski Grzybowski i Guzowski, mieszkający w Szymanowie, jeden z przodków księżnej Łowickiej, z domu Grudzińskiej.



Obraz autorstwa : Lj1983 - Domena publiczna,

https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=11070078


Był to człowiek nie tylko zamożny w dostatki, ale bardziej jeszcze bogaty w cnoty. Widząc napływ do swej wioski pobożnego ludu, a przekonawszy się o istotnej przyczynie, wystąpił z prośbą do Szczepana Wierzbowskiego z Wielkiego Chrząstowa, biskupa poznańskiego, ażeby ten wyznaczył komisję, która by, dla usunięcia wszelkiej zabobonności i łatwowierności ludu zbadała sumiennie, o ile wiarogodne są cuda, jakie działy się przy obrazie, zawieszonym w stodole. Życzeniu stało się zadość: biskup wyznaczył najznakomitsze osoby i przydał im teologów, w prawie kościelnym biegłych ze słynnego podówczas nauką i wiarą zgromadzenia księży Jezuitów i polecił im w jak najkrótszym czasie zjechać do Miedniewic i tam rozpocząć ścisłe i szczegółowe zbadanie od początku całkowitej historii obrazu, głoszonego za cudowny.



Posiedzeń‎ ‎było‎ ‎trzy:‎ ‎t.‎ ‎j.‎ ‎7‎ ‎października‎ ‎1675‎ ‎r.,‎ ‎28‎ ‎grudnia,‎ ‎w‎ ‎dzień
Młodzianków‎ ‎1676‎ ‎r.‎ ‎i‎ ‎po‎ ‎Wielkiej Nocy‎ ‎w‎ ‎1677‎ ‎roku.‎ ‎Wyznaczeni‎ ‎delegaci‎ ‎przyjeżdżali‎ ‎na‎ ‎zmianę.‎ ‎Posiedzenie‎ ‎z‎ ‎1676‎ ‎r.‎ ‎podpisał‎ ‎ks.‎ ‎Groszkiewicz‎ ‎Andrzej‎ ‎Aleksander,‎ ‎notariusz‎ ‎apostolski‎ ‎i‎ ‎konsystorza‎ ‎przy‎ ‎kolegiacie‎ ‎warszawskiej. Cuda‎ ‎rozpatrzono,‎ ‎spisano‎ ‎je,‎ ‎odebrano‎ ‎przysięgę‎ ‎i‎ ‎przyjęto‎ ‎podpisy‎ ‎od osób,‎ ‎które‎ ‎doświadczyły‎ ‎cudów‎ ‎i‎ ‎od świadków.‎ ‎A‎ ‎gdy‎ ‎całą‎ ‎te‎ ‎czynność dokonano‎ ‎z‎ ‎jak największą ostrożnością ‎i‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎już‎ ‎w‎ ‎niczym‎ ‎najmniejszej‎ ‎wątpliwości,‎ ‎wszystkie‎ ‎protokoły‎ ‎delegaci‎ ‎własnoręcznymi‎ ‎podpisami‎ ‎stwierdzili,‎ ‎opieczętowali‎ ‎i‎ ‎odesłali‎ ‎do‎ ‎Poznania,‎ ‎dla‎ ‎zawyrokowania‎ ‎ostatecznego. Biskup‎ ‎wręczone‎ ‎sobie‎ ‎papiery przeczytał,‎ ‎sprawdził‎ ‎rzeczywistość cudów,‎ ‎jakie‎ ‎miały‎ ‎miejsce‎ ‎przy‎ ‎obrazie‎ ‎w‎ ‎Miedniewicach,‎ ‎i‎ ‎wydał‎ ‎wyrok tej‎ ‎oto‎ ‎treści:‎ 


‎„Zważywszy‎ ‎z‎ ‎wyprowadzonego‎ ‎badania‎ ‎nieomylną‎ ‎cudów prawdę,‎ ‎przy‎ ‎obrazie‎ ‎Miedniewickim dokonanych,‎ ‎obraz‎ ‎ten‎ ‎Jezusa,‎ ‎Maryi i‎ ‎Józefa‎ ‎świętego‎ ‎za‎ ‎cudowny‎ ‎uznajemy,‎ ‎aprobujemy‎ ‎i‎ ‎ogłaszamy.''




Starosta‎ ‎Grudziński,‎ ‎powiadomiony o‎ ‎wyroku‎ ‎biskupa,‎ ‎stodołę‎ ‎rozebrał, a‎ ‎materiał‎ ‎z‎ ‎niej ,‎żeby‎ ‎nie‎ ‎uległ‎ ‎profanacji‎ ‎spalił;‎ ‎;‎ ‎dla‎ ‎pomnożenia‎ ‎zaś chwały‎ ‎Bożej‎ ‎przystąpił‎ ‎w‎ ‎r.‎ ‎1676‎ ‎do wzniesienia‎ ‎na‎ ‎miejscu‎ ‎stodoły‎ ‎kaplicy‎ ‎drewnianej‎ ‎obszernej.‎ ‎




 ‎Dla‎ ‎wygody‎ ‎gromadzących‎ ‎się‎ ‎pątników utrzymywał‎ ‎księdza,‎ ‎któremu‎ ‎już‎ ‎to 00.‎ ‎Dominikanie‎ ‎z‎ ‎Sochaczewa,‎ ‎już to‎ ‎00.‎ ‎Bernardyni‎ ‎z‎ ‎Łowicza‎ ‎wysyłali na‎ ‎zmianę‎ ‎zakonnika‎ ‎do‎ ‎pomocy. Przy‎ ‎rozbiorze‎ ‎stodoły‎ ‎sochę‎ ‎zachowano‎ ‎i‎ ‎znalazła‎ ‎dla‎ ‎siebie‎ ‎odpowiednie‎ ‎miejsce‎ ‎za‎ ‎ołtarzem‎ ‎wielkim, gdzie‎ ‎umieszczono‎ ‎obraz cudowny przybity‎ ‎do‎ ‎tejże‎ ‎sochy. Po‎ ‎wystawieniu‎ ‎kaplicy,‎ ‎okazał się‎ ‎tak‎ ‎wielki‎ ‎napływ‎ ‎pielgrzymów ze‎ ‎stron‎ ‎dalekich,‎ ‎że‎ ‎czcigodny‎ ‎Starosta,‎ ‎uzyskawszy‎ ‎pozwolenie‎ ‎biskupa diecezji‎ ‎i‎ ‎generała‎ ‎zakonu,‎ ‎uprosił księdza‎ ‎Mikołaja‎ ‎Popławskiego,‎ ‎naówczas‎ ‎już‎ ‎biskupa‎ ‎inflanckiego,‎ ‎ażeby‎ ‎sprowadzonych‎ ‎w‎ ‎dniu‎ ‎św.‎ ‎Józefa‎ ‎(19‎ ‎marca‎ ‎1686‎ ‎r.)‎ ‎na‎ ‎służbę‎ ‎przy świątyni‎ ‎braci‎ ‎zakonu‎ ‎św.‎ ‎Franciszka Serafickiego,‎ ‎zwanych‎ ‎Reformatami, wprowadził‎ ‎uroczyście‎ ‎w‎ ‎posiadanie kościółka‎ ‎i‎ ‎oddał‎ ‎im‎ ‎na‎ ‎mieszkanie, nowo wystawiony‎ ‎budynek‎ ‎drewniany. W‎ ‎sześć‎ ‎lat‎ ‎potem,‎ ‎t.‎ ‎j.‎ ‎1692‎ ‎r.‎ ‎dnia 1‎ ‎Lipca‎ ‎gorliwy‎ ‎fundator‎ ‎kładzie‎ ‎kamień‎ ‎węgielny‎‎ ‎i‎ rozpoczyna‎ ‎budować‎ ‎klasztor murowany, ‎a‎ ‎chociaż‎ ‎d.‎ ‎9‎ ‎lutego‎ ‎1704 r. śmierć‎ ‎przerwała‎ ‎tak‎ ‎szlachetne‎ ‎jego zamiary,‎ ‎żona‎ ‎Lukrecja‎ ‎Katarzyna‎ ‎z książąt‎ ‎Radziwiłłów‎ ‎Grudzińska‎ ‎fundacji‎ ‎tej‎ ‎dokończyła‎ ‎w‎ ‎r.‎ ‎1705.‎ ‎W‎ ‎niedzielę‎ ‎Staro zapustną‎ ‎tegoż‎ ‎roku,‎ ‎za prowincjalstwa O.‎ ‎Bonawentury‎ ‎Klejna,‎ ‎za‎ ‎gwardjaństwa‎ ‎O.‎ ‎Józefa‎ ‎Rudzkiego,‎ ‎nastąpiło‎ ‎uroczyste‎ ‎wprowadzenie‎ ‎(introductio)‎ ‎00.‎ ‎Reformatów do‎ ‎klasztoru.
Liczne cuda i łaski doznawane przed wizerunkiem Świętej Rodziny przyciągały do Miedniewic wielu ludzi. W tej sytuacji oo. Reformaci rozpoczęli budowę obec­nej murowanej świątyni.

Świątynię‎ ‎wybudowano‎ ‎na‎ ‎tym  samym‎ ‎miejscu,‎ ‎gdzie‎ ‎niegdyś‎ ‎stała

stodółka‎ ‎pobożnego‎ ‎Trojańczyka,‎ ‎a potem‎ ‎kościółek‎ ‎drewniany,‎ ‎który,‎ ‎po

wzniesieniu‎ ‎murowanego,‎ ‎rozebrany i‎ ‎do‎ ‎Kurdwanowa‎ ‎(pow.‎ ‎Sochaczewski,‎ ‎gm.‎ ‎Kozłów‎ ‎Biskupi ) ‎przeniesiony‎ ‎został,‎ ‎gdzie‎ ‎się‎ ‎dotąd‎ ‎znajduje.

W 1731 roku ks. biskup Józef Michał Trzciński położył kamień węgielny pod budowę prezbiterium. Drugi kamień fundamentalny pod budowę nawy głównej położył ks. Prymas Teodor Potocki. Budowa trwała 17 lat i została ukończona w 1748 roku. W 1755 roku odbyła się konsekracja barokowej świątyni na cześć Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i świętego Józefa Oblubieńca, której dokonał arcybiskup gnieźnieński, Adam Ignacy Komorowski. Przez okres blisko 100 lat od daty obja­wień nie ustawały cuda i łaski przed Ołtarzem Świętej Rodziny. W związku z czym Ojcowie Reformaci rozpoczęli przygotowania do koronacji wizerunku. W dniu 8 lipca 1764 roku Kapituła Watykańska przy bazylice św. Piotra w Rzymie, uznała obraz za cudowny a 7 czerwca 1767 roku w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, późniejszy biskup warmiński Ignacy Krasicki dokonał uroczystej koronacji obrazu. Była to jedna z pierwszych uroczystości koronacyjnych na ziemiach polskich.

Korony‎ ‎do‎ ‎Miedniewic‎ ‎przygotował‎ ‎Brauner‎ ‎Ignacy,‎ ‎jubiler‎ ‎z‎ ‎Warszawy,‎ ‎a‎ ‎do‎ ‎sprawienia‎ ‎ich‎ ‎przyłożyli‎ ‎się:‎ ‎Ogińska‎ ‎Aleksandra‎ ‎z‎ ‎książąt‎ ‎Czartoryskich,‎ ‎hetmanowa‎ ‎W.‎ ‎K.Litewskiego;‎ ‎Czartoryska‎ ‎Izabela‎ ‎z Flemingów,‎ ‎generałowa‎ ‎ziem‎ ‎podolskich,‎ ‎Bielińska‎ ‎Krystyna‎ ‎z‎ ‎książąt Sanguszków,‎ ‎pisarzowa‎ ‎wielka‎ ‎koronna,‎ ‎i‎ ‎wiele‎ ‎innych‎ ‎osób.





Po powstaniu styczniowym rząd carski skasował klasztor oo. Reformatów i zakazał pielgrzymowania do sanktuarium’ ’Świętej Rodziny’’ . Zabudowania klasztorne władze zajęły pod urząd gminny, więzienie i szkółkę rządową. Pozostawiono jedynie ojca Kajetana Grzeszkiewicza, który zmarł w 1900 r. Był on ostatnim z miedniewickich reformatów. Wyposażenie świątyni, tj. ołtarze, ławki, konfesjonały pomalowano na czarno na znak żałoby po upadku powstania styczniowego, powtórnie czarny kolor nadano im po I wojnie światowej. 


W klasztorze przez dłuższy czas mieściła się szkoła. Jej kierownikiem był w latach 1936-39 Eugeniusz Religa, ojciec znanego polskiego kardiologa Zbigniewa Religi, który był w niej uczniem pierwszej klasy.



W podziemiach kościoła znajdują się krypty,  na przestrzeni trzech wieków chowano tu osoby za życia związane z sanktuarium: Grudzińskich, Duninów, Ogińskich oraz wszystkich zmarłych w Miedniewicach Reformatów.




Świątynię‎ ‎wybudowano‎ ‎na‎ ‎tym  samym‎ ‎miejscu,‎ ‎gdzie‎ ‎niegdyś‎ ‎stała

stodółka‎ ‎pobożnego‎ ‎Trojańczyka,‎ ‎a potem‎ ‎kościółek‎ ‎drewniany,‎ ‎który,‎ ‎po

wzniesieniu‎ ‎murowanego,‎ ‎rozebrany i‎ ‎do‎ ‎Kurdwanowa‎ ‎(pow.‎ ‎Sochaczewski,‎ ‎gm.‎ ‎Kozłów‎ ‎Biskupi ) ‎przeniesiony‎ ‎został,‎ ‎gdzie‎ ‎się‎ ‎dotąd‎ ‎znajduje.



Zamierzano przenieść go do Kościelnej Góry ale… miejscowi wspominają jak to woły ciągnęły kościół z Miedniewic. Wozy utknęły w grząskim terenie a zwierzęta nie były w stanie ciągnąć ich dalej. Kościół został więc w Kurdwanowie. Z tamtych czasów pochodzi jedynie fragment obecnego kościoła – część, w której znajduje się barokowy ołtarz. W latach trzydziestych XX wieku dobudowano do niego wieżę w stylu zakopiańskim.






 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zuchwały napad na przystanku PKP - Bobrowniki pod Łowiczem 1938r.

Zbrodni dokonano na małym przystanku kolejowym Bobrowniki między Łowiczem a stacją  Nieborów. Po północy z soboty na niedzielę dwóch  bandyt...