Łączna liczba wyświetleń

sobota, 24 czerwca 2023

Pytał Pan o kontakty z Żydami ?

Łowicz -okres między wojenny.

 [...],,Obok siebie żyły dwa światy, zupełnie swoim życiem.''

,,oj wy go nie słuchaj-ta ,on bez czapki jada''.

Żeby ludzie się do siebie zbliżali, musi istnieć jakaś płaszczyzna porozumienia, żeby móc choć o czymś rozmawiać. Tego nie było. Nie mieli żadnych wspólnych zainteresowań. Współżycia żadnego między tymi dwoma odłamami społeczeństwa nie było. Zresztą oni się nie angażowali w nic, poza tym, że byli reprezentowani w Radzie Miejskiej. Wywierali tam wpływ na wybór burmistrzów, decydowali na którą stronę się przechyli szala.

- Na ile Żydzi byli widoczni w mieście, gdzie mieszkali?

Byli bardzo widoczni, mimo że Łowicz był najmniej żydowskim miastem w okolicy w porównaniu ze Skierniewicami, Sochaczewem i Kutnem zwłaszcza, które Żydzi nazywali Kitno. W Łowiczu skupiskiem Żydów była ulica Zduńska, na której do wyjątku należały sklepy polskie, i w ogóle Polacy jako mieszkańcy. Była ona praktycznie wyłączona z ruchu chrześcijańskiego, na niej się koncentrował cały handel żydowski i rzemiosło.

- Polacy nic więc nie kupowali na Zduńskiej?

Tyle o ile, bo przecież były całe branże opanowane przez Żydów. Nie kupowano raczej u nich artykułów spożywczych. Sklepy spożywcze zasadniczo były polskie i sprzedawano w nich Polakom. Ja w sklepach żydowskich nie kupowałem, brzydziłem się po prostu. Sklepy mięsne z wołowiną były monopolem żydowskim. Była może jedna jatka polska , reszta to były żydowskie. Natomiast wieprzowina to była wyłączna domena polska, ze względów religijnych oczywiście Żydzi od tego stronili.

- Czy to znaczy, że w polskich sklepach wołowiny nie sprzedawano?

W polskich sklepach nie, tylko wieprzowinę. Cała ulica Kozia to były jatki z wołowiną, żydowskie. Żydowskie też było czapnictwo, krawiectwo. Pierwszy sklep polski z materiałami łokciowymi, czyli włókienniczymi, to był na ulicy Zduńskiej sklep braci Kozów. Warsztat krawiecki był na piętrze, na parterze mieli ten sklep. To był pierwszy tego rodzaju sklep polski. Pamiętam, że mundurek mi szyli. Krawiectwo było całe opanowane przez Żydów, lepiej było w szewstwie. To już byli Polacy zazwyczaj, bo to było bardziej podłe zajęcie, mniej się zarabiało niż w krawiectwie.

- Polacy w ogóle chodzili po Zduńskiej ?

Musieli, ze względów komunikacyjnych, ale żeby ktoś się wybrał na spacer wieczorem, czy po nabożeństwie, to nie wszystko szło na Podrzeczną. Ulica Podrzeczna to było corso.(ulica będąca miejscem spacerów i przejażdżek) Tam udawano się po nabożeństwie majowym, czy różańcowym .Nabożeństwa majowe odbywały się w kaplicy po misjonarskiej, a różańcowe w kościele popijarskim. Młodzież wychodziła wtedy z kaplicy ,czy kościoła i spacerowała do późnych godzin ,ale nie po ulicy Zduńskiej. Zduńska była zupełnie wyizolowana z życia ,tak jak teraz wyizolowana jest zupełnie Podrzeczna .Była wtedy na rogu ulicy Koziej i Podrzecznej budka z wodą sodową nijakiej Pani Oskulskiej .To był taki punkt zatrzymania .Spacerowano od Kolegiaty do Pani Oskulskiej i wracano. Młodzież starsza do późnego wieczoru spacerowała .Tylko dzwon wybijał godziny na wieży kościelnej .W dzień zresztą Podrzeczna też była uczęszczana ,bo był tam sąd ,kancelarię miał notariusz ,więc wielu chłopów przyjeżdżało załatwić różne sprawy. Kino też było na Podrzecznej .W niedzielę więc można było tan spotkać całe miasto Po prostu było tłoczno.

- Gdzie mieściła się synagoga?

Przy ulicy Zduńskiej oczywiście . Bardzo długo ciągnęła się jej budowa. Oprócz niej mieli Żydzi jeszcze domy modlitwy w zwykłych kamienicach, najczęściej dwa, trzy pomieszczenia. Taki dom modlitwy był np. na rogu Browarnej i Zduńskiej, po lewej stronie, idąc do Rynku Kościuszki za rogiem. Tam się zbierali w szabas. Cała Zduńska zamierała, wszystko zamykano i dopiero w sobotę wieczorem, jak się szabas skończył, wracał ruch. Żydzi wychodzili, otwierali swoje sklepy ...

- Byli religijni?

Tak, właściwie wszyscy byli religijni. Ta religijność w dziwny zresztą niejednokrotnie sposób się przejawiała. Mogę Panu opowiedzieć zabawną historię .Żelechowski ojciec mojego kolegi z gimnazjum ,ożenił się z Żydówką z Łodzi. Jej rodzice mieli skład artykułów potrzebnych do wyrobu mydła .Od tego teścia Żelechowski brał surowce i przerabiał je na mydło .W pewnym momencie ,jak nabrał już tych surowców od teścia na pewną sumę ,to ogłosił ,że jest plajta, że zbankrutował .To była bardzo poważna suma ,chyba kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy złotych. Ogłosił, że nie ma z czego zapłacić .Teść w różny sposób monitował ,jak to nie pomogło ,to wziął syna i przyjechał do Łowicza i udał się do Żelechowskiego .Doszło tam do strasznej awantury ,chcieli się bić, do tego stopnia ,że wezwali policję ,żeby podać do sądu ,co było wbrew zasadom religijnym i narodowym .Policja interweniowała ,całe miasto było poruszone .Teść nic nie wskórał .

Był akurat piątek ,zaczynał się szabas i pobożni Żydzi udawali się do domu modlitwy ,więc ten Żelechowski poszedł tam ,a za nim ruszył teść ze swoim synem i tam teść znowu przeciw niemu wystąpił .W domach modlitwy odbywały się bowiem sądy żydowskie ,Żydzi unikali sądów państwowych tylko między sobą załatwiali spory .

Wystąpił z mową ,że: ,,jak wy tu możecie trzymać między sobą takiego złodzieja ,tego Żelechowskiego ,przecież on mnie okradł ''.Żelechowskiemu zabrakło argumentów ,ale nie stracił rezonu ,w pewnym momencie mówi:

,,oj wy go nie słuchajcie ,on bez czapki jada''.

Prawowity Żyd ,pobożny ,powinien jadać w czapce .Tego z Łodzi to położyło ,przegrał. Policja odmówiła interwencji .Teść pojechał do Łodzi ,nic nie załatwił, a później podał Żelechowskiego do sądu państwowego.

- A czy kontakt nie rodził się naturalnie , w szkole ?Nie mieliście panowie kolegów w klasie gimnazjalnej ?

Nikt ich do domu nie zapraszał, żadnych wizyt nie składali. Myśmy nic od nich nie chcieli ani oni od nas. Powtarzam: żyli swoim życiem[...]


( fragment wywiadu z Tadeuszem Gumińskim ,,Historia Dobrego Życia '' (II) Kwartalnik Historyczny 2003 r. )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wieszczowi -Lud Księżacki z Łowickiego (1927 r.)„Bo królom był równy…”.

 Księżanki z wieńcem przed mostem Poniatowskiego w Warszawie . Sprowadzenie zwłok Juliusza Słowackiego z paryskiego Cmentarza Montmartre do ...