Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 12 sierpnia 2025

Bimber i odbicie wozu z amunicją ...1944 r.

 


Oddział  - Armii Krajowej w Skierniewicach - kryptonim "Sroka" w nocy z 12 / 13 października 1944 roku ,podjął się zadania zniszczenia aparatury do produkcji samogonu w miejscowości Borowiny i uświadomienie producentów swojskiego trunku zwanego potocznie ''bimber '', że produkcja na taką skalę jest szkodliwa dla zdrowia ich samych ,a także osób, które się u nich zaopatrują .Ostrzegając przy tym ,że gdy będą musieli wrócić tu jeszcze raz , to wizyta nie skończy się tylko na ustnym upomnieniu .Po wykonaniu zadania 20 ludzi pod dowództwem Wiesława Konstanciaka ps.' 'Bonawentura ''maszerowało drogą wiodącą do lasu w kierunku Skierniewic .

Jest piękna październikowa noc, niebo skrzy gwiazdami ..

W pewnym momencie tylne straże doniosły, że zbliża się jakiś oddział konny. Pada rozkaz sformowania szyku bojowego, tak żeby wpuścić w środek jadących słychać trzask repetowanej broni. Prawie jednocześnie z obu stron słychać wezwanie -Stój, kto wy? Głęboki oddech ulgi, a więc to Polacy. Powoli zbliżają się ktoś kogoś poznaje, następuje serdeczne .powitanie(...) Okazało się, że był to liczący 15 konnych dobrze uzbrojony oddział kawalerii partyzanckiej, która wycofała się z Puszczy kampinoskiej. Dowiedzieliśmy się, że kawalerzyści chcieli się przeprawić na drugą stronę torów kolejowych na linii Skierniewice - Łowicz we wsi Sierakowice.  Gdy zbliżali się do przyjazdu zostali ostrzelani przez Niemców. Po wymianie ognia oddział wycofał się, pozostawiając w odległości około 150 m. od przejazdu 2 wozy taborowe. Na jednym z nich zaprzężonym w 2 konie znajdowała się broń.

Żegnamy się z kawalerzystami i wycofujemy do lasu, gdzie oddział odpoczywa i naradza się. Chłopcy rwą się, aby zabrać broń pozostawioną przez partyzantów. Marzą o ''Stenach'', które o świecie staną się łupem Niemców. Jest to jednak zbyt ryzykowne i dowódca wydaje rozkaz powrotu do miasta. Po przebyciu części drogi decydują, że do miasta wrócą indywidualnie.



Henryk Hanuszkiewicz, ps.''Gawełek'' Tadeusz Kotański, ps. "Drab'' Jerzy Trojański, ps. ''Pawełek '' Karol Zwierzchowski ps. ''Szpilka ''.  Zamiast do domu postanowili pójść do Sierakowic. Ich uzbrojenie stanowił jeden sten i 3 pistolety. Do Sierakowic  droga dość daleka. Po godzinnym marszu docieramy do ul. Ławki  prowadzącej do wsi jest godzina 3:00 - ciemno że o dwa  kroki nic nie widać. Poruszanie po nieznanym terenie staje się coraz trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Postanawiamy  poczekać do brzasku. Po przeszło godzinnym szczękaniu zębami pod  jakimś krzakiem idziemy dalej, próbując odnaleźć miejsce potyczki oddziału konnego z Niemcami. Jest już prawie widno, gdy dochodzimy do pierwszych domów w Sierakowicach ''Drab'' idzie do pobliskiego młyna, by zasięgnąć informacji. Dowiaduje się, że nocą we wsi była strzelanina. Co robić ? Postanawiamy zdobyć rower, by przejechać przez wieś i zorientować się w sytuacji. Pożyczamy go w pierwszej chacie ,gdzie pozostaje 3 chłopców jako gwarancja zwrotu roweru. Udaje się w drogę. Sierakowice to typowa mazowiecka wieś, rozciągnięta wzdłuż drogi między rzeką Łupią a torem kolejowym. Pośrodku kwaterują Niemcy .W pobliżu stoi grupa chłopów i przygląda się pozostawionym w nocy wozom. Zapytani mówią o nocnej strzelaninie  i o wozach, które pozostały na drodze, chcą zameldować o nich Niemcom w obawie przed represjami. Proszę ich ,aby nikogo  nie zawiadamiali zaraz to zabierzemy. Powrotna droga dłuży się nielitościwie, kilkakrotnie spada łańcuch roweru. Niemcy z taboru patrzą podejrzliwie na młodego człowieka, jadącego o tak wcześniej porze, ale nie zaczepiają. Wreszcie docieram do kolegów. Informuję ich, że wozy znajdują się w odległości 1,5 km, ale żeby do nich dotrzeć, trzeba obejść stanowiska niemieckie. Postanawiamy iść dolinką wzdłuż rzeki, skąd będziemy niewidoczni. Henryk Hanuszkiewicz i ja wyruszamy jako pierwsi. Za nami w odległości około 100 m, podążają Jerzy Trojanowski i Tadeusz Kotański, którzy mają nas ubezpieczać. Mijamy kwaterę, gdzie stacjonują Niemcy i po przebyciu jeszcze 200 m. wychodzimy na otwarte pole. Naraz nad naszymi głowami rozległa się świst kul. Uciekamy z pola obstrzału i chowamy się na brzegiem rzeki, mieliśmy szczęście Niemcy i chybili. Nie możemy strzelać , pistolety, którymi dysponujemy, mają zbyt mały zasięg. Odwrót jest niemożliwy. Biegiem pokonujemy dystans 150 m. ,by znaleźć się znów na polu. Przy wozach nie ma już chłopów. Szybko porządkujemy uprząż i ruszamy galopem. Bat raz po raz świszczy powietrzu wóz naładowany bronią oddala się z miejsca. Udało mi się z Hanuszkiewiczem wyjechać ze wsi. Henryk wyciągnął 2 zdobyczne karabiny i amunicję. Trzeba było przygotować się na walkę. Zastanawialiśmy się którą drogą wracać do Skierniewic. Droga przez Borowiny była zbyt ryzykowna. Po nocnej akcji oddziału mogli tam być żandarmi, przejazd przez tory kolejowe też nie wchodził w rachubę. Pozostawało zatem jechać na północ przez Bełchów i Dzierzgów. W Dzierzgowie wstąpiliśmy do wiejskiej zagrody, gdzie młoda kobieta poinformowała nas, że 2 km dalej jest niestrzeżony przejazd kolejowy. Udaliśmy się tam ,rozmawiając gdzie teraz się udać .W Jacochowie miałem znajomego .Pojechaliśmy tam polnymi drogami prze Polesie .Na miejsce dotarliśmy koło południa. Zajechaliśmy do młyna w osadzie Kacperek należącego do Henryka Gawełkiewicza .Z pomocą jego syna Kazimierza i Jana Kurzawy rozładowaliśmy wóz .Było tam 28 karabinów ,4 pistolety maszynowe ''Sten'',granaty i około 10 tys. sztuk amunicji ,2 radiostacje oraz sztandar biało - czerwony z orłem :

Oddział Partyzancki por. Lancy .

W gościnnym domu p. Gawałkiewicza nakarmiono nas, a następnie odwieziono do Skierniewic. Szczęśliwie dotarliśmy na melinę oddziału, gdzie złożyliśmy meldunek o przebiegu akcji? Tu zastaliśmy Jerzego Trojanowskiego i dowiedzieliśmy się o losie Tadeusza Kotańskiego. Po kilku dniach Wojciech Motyl przewiózł do Skierniewic zdobycz ukrytą na wozie pod kartoflami. Transport ochraniali. W. Konstanciak .W. Brzeziński K. Zwierzchowski . Ciało Tadeusza Kotańskiego Niemcy kazali zakopać nad rzeką. Po 2 tygodniach ekshumowano zwłoki w obecności Wacława Olszewskiego i przewieziono na cmentarz świętego Józefa w Skierniewicach, do grobowca rodziny Władka Brzezińskiego. Pomimo tajemnicy w dniu w Wszystkich Świętych na grobie było mnóstwo kwiatów i zniczy Broń okupiona życiem Tadeusza Kotańskiego nigdy nie została użyta.








Wspomnienia Jerzego Trojanowskiego:

Niemcy, którzy prawdopodobnie nie zauważyli ucieczki dwóch pierwszych skoncentrowali pościg na naszej dwójce. Z wioski odległej w tym miejscu od rzeki, około 150 - 200 m. wyruszyła grupa kilkunastu żołnierzy niemieckich , kierując ogień karabinowy na ''Draba'' który był uzbrojony w widoczny z daleka karabin. Po przebiegnięciu połowy wzniesienia Tadeusz śmiertelnie raniony w serce ,padł twarzą do ziemi. Ja natomiast po niezbyt skutecznej próbie zatrzymania Niemców kilkoma seriami ze ''Stena'' podjąłem próbę oddalenia się do odległego o około 3 km skraju Puszczy Bolimowskiej. Kiedy wybiegłem na płaskie, odkryte pole dzielące rzekę od wsi, Mokra Prawa zrozumiałem, że moje szanse na osiągnięcie upragnionego lasu są niezbyt wielkie. Przekonałem się o tym, kiedy grupa ścigających mnie Niemców osiągnęła kraniec wzniesienia i zupełnie na płaskim polu zaczęła strzelać do mnie w sposób bardzo zbliżony do polowania na zwierzynę łowną. Moje usiłowania zwiększania odległości między nami nie były skuteczne(...)zacząłem tracić siły(...) Mój bieg zmieniał się w dość powolny trucht. Zauważyłem, że kule, które stale rozbijały się o kamienie u moich nóg, raniąc je odłamkami, zaczęły gwizdać koło moich uszu. Niemcy po moich strzałach kładli się na ziemię to im umożliwiało lepsze mierzenie do celu. Zaprzestałem bezcelowego ostrzeliwania się kontynuowałem swój trucht o życie biegnąc zakosami. Przyznam, że nie zajmowałem się wówczas myślami, nie byłem również w pełni świadom, że cisza we wsi Sierakowice świadczyła, że cała pogoń Niemców ruszyła za mną i ''Drabem'' , a ''Gawełek'' i ''Szpilka'' mogli nie niepokojeni przez Niemców zrealizować plan odbicia wozu amunicyjnego. 

 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydałem Żyda gestapo...ale tylko jednego ?/ Łowicz - 1943 - 1946/

  SSKW. Sygn. 209/ 376 Sąd Specjalny Karny w Warszawie z siedzibą w Łodzi . Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Łowiczu 24 maja 1...