Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 23 grudnia 2024

Profanacja i kradzież obrazu ''Świętej Rodziny'' - Miedniewice 1907 r.

 


 W dniu 6 czerwca , zbrodnicze ręce targnęły się na cudowny obraz Matki Boskiej w Miedniewicach. Obraz oprawiony był w złote ramy, wysadzany drogimi kamieniami . Rzeczoznawcy wyceniają skradzione klejnoty na 300 000 rubli. Z Warszawy wysłano  do Miedniewic agentów policji śledczej i oddział wojska, w celu ujęcia świętokradców. Część miejscowej  ludności jest  święcie przekonana że sprawcami  kradzieży byli żydzi z chęci zysku ,z drugiej strony odzywały się głosy ,że czynu tego dokonali pobliscy mankietnicy z zazdrości o bogactwa okrywające obraz Św. Rodziny i o cześć jaką okoliczny lud otacza obraz cudami słynący .
  

Parafianie za pośrednictwem  prasy ,proszą jubilerów i złotników o zwrócenie uwagi, na kosztowności,
mogące się ukazać z tego obrazu, wysadzanego drogimi kamieniami i ozdobionego trzema kosztownymi koronami nad głowami Pana Jezusa, Matki Bożej i św. Józefa.






W sobotę  7 czerwca ,przyjechał do Miedniewic i przeprowadził osobiście oględziny miejsca kradzieży podprokurator warszawskiego sądu okręgowego. Wydział śledczy warszawski przysłał również agentów swoich, którzy doszli do przekonania, że do kradzieży obrazu musiał przyłożyć rękę ktoś z mieszkańców miejscowych. Wskazuje to między innymi  fakt, że drabinka użyta do kradzieży, i przystawiona do tabernakulum wzięta była z ogrodu miejscowego, zatem przez kogoś, kto wiedział, gdzie się ona znajduje .Sprawcy znikli bez śladu. Parafianie, przywiązani do swego obrazu i otaczający go czcią niezwykłą, rzucili się gremialnie do poszukiwania skradzionej świętości. Ale przez tydzień   wszelkie poszlaki nie doprowadziły do celu. 



W niedzielę, za pozwoleniem J. E. ks. arcybiskupa warszawskiego Popiela, ks. rektor Kleczyński urządził specjalne nabożeństwo. Pomimo deszczu przybyły do Miedniewic tłumy ludu pobożnego, które nie zdołały pomieścić się w świątyni. Między innymi przybyła z Guzowa kompania pątników  z ks. kapelanem Wilkoszewskim na czele, który wygłosił przejmujące kazanie.  Podczas całego nabożeństwa płacz i lament kobiet zwłaszcza , rozlega się ciągle. Ks. rektor Kleczyński otrzymuje od wielu osób, mających szczególne nabożeństwo do obrazu św. Rodziny w kościele Miedniewickim, listy z wyrazami współczucia z powodu ohydnego świętokradztwa.  Ks. rektor prosi nas również o pośrednictwo w zawiadomieniu świętokradców, ażeby odesłali chociaż pocztą do Miedniewic (ostatnia stacja Żyrardów) sam obraz papierowy św. Rodziny, zatrzymując klejnoty. Za odesłanie obrazu ks. rektor ofiarowuje jeszcze do 300 rb. nagrody, którą wyznaczył również za wskazanie śladów świętokradztwa lub jego sprawców. 








12 czerwca 1907 r. ''Echa kradzieży ''


Jak doniosły telegramy, zdołano odnaleźć najpierw sukienkę, porzuconą przez świętokradców, skoro się przekonali, że była ona z miedzi posrebrzanej, nie z czystego srebra, a niebawem i sam obraz, ukryty w życie z połamaną ramą .
Każdy prawy katolik i Polak podzieli radość ludności miedniewickiej, że obraz ten, lubo odarty z koron i kosztowności, cudownym prawie sposobem odnaleziony został i znów zajaśnieje w ołtarzu w Miedniewicach na błogosławieństwo wiernych  czcicieli NMP. Królowej Korony Polski.
Matka powróciła do swych dzieci. Złoczyńcy nie śmieli targnąć się na sam święty wizerunek i obraz, odarty z kosztowności, porzucili w zbożu. Z miłością w sercu pobożni parafianie złożyli cudowny obraz w Wiskitkach, skąd z wielką ceremonią w dniu 24 czerwca został przeniesiony do Miedniewic. 
Od wczesnego ranka do osady Wiskitki zaczęły nadciągać kompanie, z Księstwa Łowickiego spod Skierniewic i Łowicza oraz liczne zastępy publiczności, przybyłe z bliższych i dalszych okolic. 




Uroczystość rozpoczęła się w kościele w Wiskitkach uroczystą sumą, odprawioną przez ks. Montwiłła przed wielkim ołtarzem, w którym wśród powodzi światła umieszczono cudowny obraz. Podczas nabożeństwa chór amatorski, składający się z pięćdziesięciu przeszło osób, przeważnie młodych włościan i mieszczan , wykonał pod batutą ks. Stankiewicza „Mszę“ ks. Gruberskiego, oraz „Zdrowaś Maryja“ Surzyńskiego. Poczynając od wsi Kozłowice, drogę do Wiskitek udekorowano bramami tryumfalnymi, efektownie przybranymi zielenią i chorągwiami o barwach narodowych.

Ulice Wiskitek przybrano girlandami. Na wielu domach widniały obrazy święte, rzęsiście oświetlone, oraz zwieszały się kobierce przybrane kwieciem. Na rynku przed kościołem wzniesiono efektowną bramę tryumfalną, gdzie na amarantowej szarfie umieszony napis:
 „Witaj i błogosław nam, Pasterzu!“ 
O godzinie 3-ej po południu w świątyni wiskitkowskiej rozpoczęły się uroczyste nieszpory, stanowiące wstęp do właściwej uroczystości Po nieszporach wyruszyły ze świątyni przybyłe bractwa i kompanie i ustawiły się szpalerami. O godzinie 5-ej nadjechał J. E. ks. biskup Kazimierz Ruszkiewicz, którego zebrane duchowieństwo wprowadziło pod baldachimem w uroczystym pochodzie do świątyni wśród bicia dzwonów i pieśni. 

Na powitanie biskupa wystąpił ks. Stankiewicz z podniosłą przemową, na którą dostojnik Kościoła odpowiedział serdecznymi słowy, wyrażając radość z powodu odnalezienia obrazu. 
Po ukończeniu przemówień ks. Stankiewicz wyjął z ołtarza obraz cudowny, który ujęło czterech księży, po czym przy odgłosie dzwonów, muzyki i śpiewów zgromadzonych kompani w uroczystym pochodzie wyruszono do kościoła Miedniewickiego. Na drodze do Miedniewic, usypanej zielenią, wzniesiono bramy tryumfalne na granicach wsi: Stare Wiskitki, Wola i Miedniewice. 
O godzinie 8 i pół uroczysty pochód zbliżył się do Miedniewic, naprzeciwko którego wystąpiła kompania miejscowa w towarzystwie licznego duchowieństwa z ks. Kaczyńskim, proboszczem Miedniewickim, na czele. Z chwilą przybycia orszaku na miejsce, w progu świątyni przyjął go biskup Kuszkiewicz, w otoczeniu duchowieństwa — po czym obraz cudowny wniesiono pod baldachimem uroczyście do kościoła i po odprawieniu modłów umieszczono w ołtarzu. Następnie wstąpił na mównicę ks. Szlagowski, który uprzytomnił zebranym doniosłość chwili uroczystej i radosnej. Jednocześnie na cmentarzu kościelnym przemawiał ks. Grałowski, b. poseł, wzruszając do łez słuchaczów. Na tym  ceremonia została ukończona. Na miejscu znalezienia cudownego obrazu zostanie wzniesiony pomnik.









piątek, 20 grudnia 2024

Człowiek na łańcuchu w Godzianowie pow. Skierniewicki (1907 r.)

Kościół w Godzianowie na pocztówce z 1905 r.


  Sąd okręgowy w warszawie wydział II - karny , sądził sprawę, ujawniającą chyba kres okrucieństwa, do jakiego dojść może natura ludzka. 



  We wsi Godziano­wie w powiecie skierniewickim, zmarł dnia 28. kwietnia b. r. włościanin Piotr Mozga. Powód zgonu był zrazu niczym niewytłumaczony. Ciało zmarłego było szkieletem, ob­ciągniętym suchą skórą, w żołądku nie znaleziono śladów pokarmu. Eksperci orzekli  że śmierć Mozgi nastąpiła wskutek wyniszcze­nia całego organizmu, spowodowanego bra­kiem pokarmów. Orzeczenie to okazało naj­zupełniej słuszne  . Według zebranych przez pisma warszawskie informacji. Piotr Mozga rzeczywiście zginął z głodu. Przed trzema la­ty Piotr Mozga począł objawiać rozstrój umysłowy, porzucił gospodarstwo, pozosta­wiając je swej rodzinie, sam zaś postanowił przenieść się w inne strony i w tym celu żądał, aby rodzina spłaciła go. Gdy natrafił na opór, począł popierać żądania swe groźbą. Wreszcie jak zwierzę zamknięto go w chle­wie. później jeszcze przykuto go łańcuchem, którego drugi koniec umocowany był w ścia­nie chlewu. O ucieczce mowy być nie mogło, prośby i krzyki nie pomagały. gdyż jedyną odpowiedzią było bicie nieszczęśliwego przez jego oprawców. Ani jeść, ani pić nie dostawał. Robiono nadto wszystko, aby śmierć przyśpieszyć. To też po dwóch miesiącach Piotr Mozga zmarł wśród najstraszniejszych mę­czarni. Przed sądem staną: Paweł, Szczepan i Marianna Mózgowie, oskarżeni o zmówienie się i zabicie krewnego.

Główny winowajca Paweł Mozga umarł w czasie śledztwa, tak, iż przed sądem stanęli tylko dwaj jego synowie, bratankowie zamęczonego Piotra. Zeznania świadków nie wykazały jednak bezpośredniego udziału podsądnych w katowaniu i więzieniu zmarłego, wobec czego sąd uwolnił ich od odpowiedzialności.


Godzianów 1907 r.






poniedziałek, 16 grudnia 2024

Przyszywany ''Anglik'' ze Skierniewic i fałszywe ruble 1904 r.

Skierniewice 

   
> Wyprawa po złote runo  <


   '' Rok temu małżonkowie Makowscy poznali niejakiego Czajcińskiego. Był on częstym gościem w utrzymywanej przez Makowskich piwiarni przy ul. Widzewskiej.146. Zawsze elegancko ubrany, rezolutny, nad wyraz uprzejmy, Czajciński imponował zachowaniem się swoim ludziom ze sfery prostej, do jakiej zaliczają się Makowscy. Największymi względami Czajciński cieszył się u gospodyni domu Aleksandry Makowskiej. Zaskarbił on je sobie gotowością do wyświadczenia wszelkich usług. Zresztą mile widziany gość najczęściej obcował z Makowską, gdyż mąż jej Józef zajęty był całymi dniami w jednym z zakładów fabrycznych. Właściciel piwiarni widywał gościa zazwyczaj wieczorami lub w święto. Czas ten jednak wystarczył Czajcińskiemu na to, aby zdobyć sobie zaufanie Makowskiego. Chętnie prowadzono rozmowę o interesach rodzinnych, o stanie majątkowym, o projektach, mających na celu rozwinięcie sklepu i t. p.Czajciński umiał zawsze poprowadzić tak zręcznie rozmowę, że udało mu się wydobyć z Makowskich wszystko, o ozem chciał wiedzieć. Częste wizyty i gawędy połączone były z libacją. Częstowano się wzajemnie. Węzeł serdeczności i przyjaźni zacieśniał się coraz więcej. Z przygodnego gościa Czajciński stał się przyjacielem domu. Nie tajono nic przed nim. Zdawało się bowiem Makowskim, iż Czajciński również stara się wywzajemniać szczerością za szczerość. Wysnuwał on przed nimi szerokie piany działalności swej, jako agent, sprowadzający z Cesarstwa różne artykuły handlu. Wyliczał on miasta, skąd sprowadzać można tanio miód, grzyby i t. p. Sprzedażą tych artykułów zajmowano się właśnie w piwiarni.

Makowscy widzieli w Czajcińskim sprytnego kupca, obznajmionego doskonale ze stosunkami handlowymi. Starał się on zaakcentować swoją wiedzę handlową wskazaniem sposobów, popartych rachunkiem, przy pomocy których można osiągnąć poważne zyski. Stosowanie tych sposobów trafiało do przekonania Makowskich. Pewnego razu, przy lampce miodu, Makowscy zwierzyli się przed Czajcińskim. że posiadają kilkaset rubli, zgromadzonych drogą oszczędności. Wówczas przyjaciel domu zwrócił uwagę, że nie należy więzić kapitału. W sposób zachęcający Czajciński zaczął przedstawiać Makowskim widoki zysków, gdyby kapitał ten został uruchomiony.

— Panie Józefie—odezwał się pewnego razu Czajciński do Makowskiego—-jeśli ufasz mi pan szczerze, posłuchaj mojej rady. Mam świetny projekt.

—- Jakiż to—wtrąciła z zaciekawieniem przysłuchująca się rozmowie żona Makowskiego.

-— Dowiecie się natychmiast—brzmiała odpowiedź Czajcińskiego. — Rozporządzam małym kapitałem, lecz pragnę go i powiększyć. Na to mam łatwy sposób. Powiększywszy zaś kapitał, zamierzam udać się w podróż do Cesarstwa, aby tam dokonać zakupu towarów, które następnie można będzie z dużym zyskiem spieniężyć w Łodzi. Otóż, wiesz pan co, połączmy nasze kapitały i jedźmy razem. Tutaj Czajciński zaczął wyliczać korzyści, jakie czekają Makowskich, przedstawiając obrazowo cel podróży. Argumenty te zaczęły trafiać coraz więcej do przekonania Makowskiej. Starała się ona podtrzymać projekt Czajcińskiego, namawiając męża, aby nie odrzucał tak korzystnej propozycji.

Widząc, że małżonkowie Makowscy na przedstawiony im projekt zapatrują się dosyć przychylnie, Czajciński zdecydował się wyjawić .tajemnicę owego powiększenia od razu majątku.

— Znam dobrze pewnego anglika—mówił Czajciński—który posiada znaczny zapas podrobionych za granicą 3 rublowych banknotów tak zręcznie, że wszędzie są w biegu, gdyż niczym się nie różnią od prawdziwych Zanim więc udamy się w podróż do Cesarstwa, pojedziemy do owego anglika, w celu nabycia banknotów. Posiadając znaczny zapas gotówki, będziemy mogli urzeczywistnić szeroko zakreślone plany Makowski przyjął wiadomość tę z pewnym niedowierzaniem,

— Zapewniam pana, oświadczył Czajciński, iż znam takich, którzy w podobny sposób zdobyli majątek i dziś żyją sobie spokojnie, nie troszcząc się o jutro.

Że zaś pochodzące od owego anglika pieniądze, lubo podrobione, mają pozory zupełnie dobrych, przekonać się możemy o tern natychmiast. Mówiąc to, pewnego razu, Czajciński wyjął z kieszeni kilka trzy- rublowych banknotów, niby podrobionych, z których jeden wręczył Makowskim.

Posłano po wódkę, przekąski, ciastka i t. p. Córka Makowskich 17-letnia Wanda, załatwiwszy sprawunki, przyniosła reszty z trzyrublowego papierka.

— No cóż, czy nie mam racji, spytał Czajciński podczas biesiady. Przekonaliście się państwo, że banknot wygląda jak prawdziwy i że za niego można dostać wszystkiego. Takich to właśnie pieniędzy zdobyć możemy dużo, bardzo dużo. Wyobraźcie sobie tylko, że anglik za każde 100 rubli , prawdziwych daje 2,000 rb. podrobionymi banknotami.

Wyliczanie korzyści, oparte na cyfrach, które Czajciński stopniowo powiększał, wywierało na Makowskiej niezmierne wrażenie. Siedziała ona nieruchomo, zapatrzona w Czajcińskiego, widząc w nim wybawcę z codziennych trosk i kłopotów.

W umyśle Makowskiej roiły się poważne cyfry zdobytych łatwym sposobem pieniędzy, a z niemi możność zapewnienia bytu sobie i dzieciom na przyszłość. I gdy mąż jej zastanawiał się głęboko nad tern czy wyprawa po pieniądze będzie celowa, Makowska uporczywie nalegała, aby poszedł za radą życzliwego przyjaciela.

— «Kochany panie Józefie»,—rzekł raz Czajciński, po co męczyć siebie i żonę. Pracujecie ciężko, a dochody macie skromne ?

Czyż nie lepiej skorzystać ze sposobności i stać się od razu posiadaczem znacznego kapitału. Porzućcie panie Józefie pracę w fabryce, a nie będziecie żałować tego. Pomyślcie tylko, że za 500 uzbieranych przez was rubli możecie otrzymać aż 10,000 rubli. Wszak to nie do pogardzenia. Ja, jako wspólnik interesu dam swoich 300 rb. Rozporządzać tedy będziemy 16,000 rubli. Powędrujemy na pewien czas do Cesarstwa, handlować będziemy różnymi towarami, a zrobiwszy tam dobry interes, sprowadzimy później do Łodzi zapasy towarów, które łatwo dadzą się sprzedać.

Makowski długi czas wahał się, zanim zdecydował się na krok stanowczy. Czajciński zaś nie szczędził trudów, aby zachęcać coraz więcej Makowskiego do zgodzenia się na projekt, przedstawiając wyniki wyprawy w najkorzystniejszym świetle. Pomagała mu w tem skutecznie Aleksandra Makowska, nalegając na męża, aby schwytał szczęście, które samo wpada mu do ręki.

Trafiająca do przekonania wymowa Czajcińskiego i nalegania żony zrobiły swoje. Makowski zdecydował się iść za podszeptem usłużnego przyjaciela.

Jakoż wyznaczono dzień wyprawy. Na tydzień przed tem gorączkowo zajęto się i przygotowaniem do podróży. Nareszcie wyekspediowano z domu Makowskiego, który zabrawszy ze sobą 500 rubli, udał się na dworzec kolejowy wraz z Czajcińskim. Podczas podróży koleją Czajciński wystrzegał i się rozmowy o celu przedsiębranej wyprawy. Obaj podróżni znaleźli się tegoż dnia po południu w Skierniewicach. 


Tutaj Czajciński zwrócił uwagę towarzysza podróży, iż  że należy zachować wszelką ostrożność i t nie zdradzać się przed nikim ze swymi zamiarami. Kierując się pustymi uliczkami, Czajciński i prowadzony przez niego Makowski ( dotarli do małego domku, położonego w polu. Oto siedziba anglika, rzekł C., wskazując na rysujący się zdała domek. Zapukano do drzwi. Otworzył je jakiś wysoki z brodą mężczyzna. Rzekomy anglik i Czajiciński zamienili ze sobą spojrzenia. Wystarczyły one do wzajemnego porozumienia się. Zamknięto natychmiast okienice i zapalono światło. Makowski nie potrafił ukryć swego niepokoju. Czajciński starał się uspakajać towarzysza, tłumacząc iż niema żadnej obawy. Wyłożono na stół 800 rb.

Rzekomy anglik wyjął ze skrytki kilka paczek, świeżo jakoby ,spod stempla, trzy rublowych banknotów podrobionych. Wyliczywszy szybko 16,000 rb., wręczył je Makowskiemu i Czajcińskiemu. Obaj niezwłocznie opuścili dom anglika.—No, teraz możemy śmiało jechać do Cesarstwa, rzekł z radością Czajciński do Makowskiego. Tak, zaśmiał się Makowski, nie mogąc stłumić w sobie niepohamowanego zadowolenia.

I gdy uradowani posiadacze znacznego funduszu zmierzali swe kroki do dworca kolejowego, z za węgła jednej z uliczek wypada zgraja ludzi, otacza przechodniów i żąda oddania pieniędzy, grożąc śmiercią w razie oporu. Na widok rewolweru innych narzędzi, w jakie uzbrojeni byli rabusie, Makowski i Czajciński oddają wszystko, co przed chwilą zdobyli, aby tym sposobem ocalić swoje życie. Rabusie, zadowoleni łupem, znikają.

Ofiary napadu i grabieży ze strapionemu minami, zamiast odbycia projektowanej dalszej podróży do Cesarstwa, obmyślają nad tym, jakby dostać się z powrotem do Łodzi.

Czajciński ubolewa nad własnym i towarzysza swego położeniem, a współczując temu, pożycza z pozostałych jeszcze w portmonetce kilku rubli potrzebną kwotę na bilet kolejowy.

Dojechawszy do Łodzi, Czajciński znika w tłumie podróżnych. Makowski, nie mogąc znaleźć towarzysza podróży, opuszcza dworzec kolejowy i udaje się do domu. Tutaj opowiada zdziwionej niezmiernie żonie o przygodach wyprawy. Wiadomość o stracie ciężko zapracowanego grosza przyprawia żonę o rozpacz. Makowski zabiera się na nowo do przerwanej pracy, jako robotnik fabryczny. W celu odszukania Czajcińskiego małżonkowie Makowscy udają się pod wskazany poprzednio przez niego adres na ul. Cegielnianą nr. 78. Tutaj jednak przekonywają się. że podobny jegomość wcale nie mieszka. Długotrwałe i usilne poszukiwania nie odnoszą żadnego skutku.

Teraz dopiero otwierają się poszkodowanym oczy, że wpadli w pułapkę, ufając bałamutnym słowom wyrafinowanego oszusta. Od osób, wtajemniczonych w tę sprawę, Makowscy dowiadują się, że tenże sam oszust próbował gdzieindziej szczęścia, podając się raz za Piotrowskiego, to znów za Glapińskiego.

Uplanowaną z góry wyprawę, zręczny oszust urządza, będąc w zmowie z rzekomym anglikiem, zamieszkałym w Skierniewicach. Ten przygotowuje paczki, na wierzchu których znajduje się kilka banknotów trzy rublowych, a w środku czysty, odpowiednio wykrojony papier.

Skierniewice pierwsza dekada XX wieku

Dla dopięcia oszustwa zorganizowana jest banda, do której należą i łupieżcy, wyczekujący na powracających od rzekomego anglika z pieniędzmi. Napad i grabież ma na celu zatarcie śladów podstępnego oszustwa i wycofania natychmiast paczek bezwartościowego papieru.

Członkowie bandy dzielą się później zdobytymi w opisany wyżej sposób pieniędzmi.

Ponieważ nie brak łatwowiernych i chciwych zdobycia w łatwy sposób jak najwięcej gotówki, przeto nic dziwnego, że sztuczki operującej bandy oszustów mają powodzenie.

Padają ofiarą zazwyczaj ludzie, łakomi na pieniądze, w chęci łatwego zbogacenia się, pomimo świadomości, że środki, jakimi się posługują, się w jaskrawej sprzeczności z kodeksem karnym. Do takich właśnie należą małżonkowie Makowscy, którzy ciężka opłakują swój krok nierozważny.

Nie wątpimy ani na chwilę, że ów oszust, podający się za Czajcińskiego, nie zawaha się próbować dalej szczęścia.

Dlatego też uważamy za stosowne podać jego rysopis. Jest to normalnego wzrostu mężczyzna blondyn, łysawy, oczy ma niebieskie, wąs długi, lat około 40-tu. Ubrany jest zawsze przyzwoicie.''





niedziela, 15 grudnia 2024

Car Mikołaj II ,bawił w Łowiczu -1904 r. / 2 g:20 minut /

fot: poglądowe 

 Z Petersburga donoszą - Car rozpoczął  podróż w celu odbycia przeglądu wojsk, odchodzących do Azji wschodniej ,zatrzyma się w Łowiczu ,Dynaburgu ,Witebsku i Suwałkach .




                             Николай II, Николай Александрович Романов


09.11.1904r. środa :

W oczekiwaniu na przybycia Najjaśniejszego Pana, pragnącego pożegnać się z odjeżdżającymi  oddziałami, ludność z radością oczekiwała  przyjazdu ubóstwianego Monarchy. Na polu naprzeciw dworca kolei kaliskiej przy wsi Zielkowice zgromadziło się wojsko 39. Tomskiego Pułku Piechoty,  wyruszające na Daleki Wschód.


Instrukcja dotycząca ochrony carskich pociągów:

„Po pierwszej depeszy wszyscy mogą na linię wchodzić, po drugiej tylko osoby z przepustkami, po trzeciej - nikt .Dozór na gruntach kolejowych należy do żandarmów, poza tymi zaś gruntami do policji, nad którą czuwa żandarmeria ogólna. Zwraca się przede wszystkim uwagę, czy wśród służby kolejowej, albo osób mieszkających w pobliżu linii nie ma osób podejrzanych. Polica musi rewidować paszporty, poznać wszystkich okolicznych mieszkańców, obejrzeć mosty, nasypy, wszelkie budowle...”



/  Dworzec kolejowy Łowicz -Kalski  ''Wieś Ilustrowana'' 1914 rok /

W niesamowitym napięciu wyczekiwania  na przybycie Jego Cesarskiej Mości Najjaśniejszego Pana zgromadziły się na peronie  deputacje:
- szlachty, która przybyła z Warszawy z księciem  Włodzimierzem  Czetwertyńskim-Światopełk na czele ,z miasta  Łowicza, złożona z 18 właścicieli domów i kupców z prezydentem Podolszczcem, 101 -włościan z powiatów łowickiego i skierniewickiego w pięknych strojach ludowych Księstwa Łowickiego z wójtami 8 gmin na czele. Na dworcu zgromadzili się uczniowie i uczennice z nauczycielami szkół miejscowych: realnej męskiej, progimnazjum żeńskiego i 4 szkół początkowych miejskich, miejscowa straż ogniowa z orkiestrą, oraz bardzo liczna publiczność.



[ Fot. z 1914 r. Wacława Wesołowskiego z archiwalnego zbioru Władysława Tarczyńskiego.
Członkowie  łowickiej Ochotniczej Straży Pożarnej z okazji jubileuszu 35-lecia powstania. ]


O godz. 2-ej po południu, pociąg Cesarski przybył na stację Łowicz. Wraz z Najjaśniejszym Panem przybyli: Wielki Książę Michał Aleksandrowicz, ministrowie: Najwyższego Dworu, wojny, dowódca pałacowy Hesse i inni. Najjaśniejszy Pan raczył przyjąć wartę honorową, złożoną z kompani 39 pułku piechoty ze sztandarem i kapelą, która zagrała marsz powitalny. Najjaśniejszy Pan, po przejściu kompani marszem ceremonialnym, raczył przyjąć deputację szlachty z księciem Czetwertyńskim na czele, który zwrócił się do Najjaśniejszego Pana z przemówieniem:



„Uszczęśliwieni odwiedzinami Waszej Cesarskiej Mości, zebraliśmy się, aby wyrazić Waszej cesarskiej Mości nasze wiernopoddańcze uczucia. Jesteśmy głęboko przekonani, że współrodacy nasi, udający się w dniu dzisiejszym na daleki Wschód, spełnią  swój obowiązek z honorem i poświęceniem, za przykładem swych braci, przelewających krew swoją od początku wojny na polu walki.“
                                              Podli, podli, stokroć podli !!


Najjaśniejszy Pan raczył podziękować szlachcie za wyrażone uczucia i wypowiedział, iż ciężkie chwile, które przechodzi Rosja, posłużą do ściślejszego zjednoczenia bratnich narodów Cesarstwa.

''Krew Polska, przelana za dobro Rosji, to drogocenny zastaw ostatecznego porozumienia się i wspólnej drogi  dla dobra Rosji. Polacy walczą z chlubą od samego początku wojny w naszych szeregach i wiele polskich nazwisk okryło się w nowych bojach starą polską sławą rycerską, ową sławą bez strachu i skazy. I to jasne dla nas, że krew polska przelana za nas obficie nie może i nie powinna być ofiarą daremną i bezowocną. Każdy kto wierzy w świetną przyszłość słowiańszczyzny, powinien być głęboko przeświadczony o tym, że tak będzie.''

W imieniu prawosławnych łowiczan proboszcz soboru złożył Najjaśniejszemu Panu obraz Zbawiciela, przemówiwszy z przejęciem. Najjaśniejszy Pan ucałował obraz, przeżegnał się krzyżem świętym i przeszedł do deputacji mieszczan łowickich. Prezydent m. Łowicza powitał Najjaśniejszego Pana, który raczył przyjąć chleb i sól. Najjaśniejszy Pan, w otoczeniu orszaku wojskowego, dosiadł konia i podjechał do uszykowanych w szeregi oddziałów wojska, którymi dowodził generał. Pietrow. Orkiestry zagrały marsz powitalny i hymn narodowy. 


Orkiestra - 39. Tomskiego Pułku Piechoty

Monarszy Wódz przyjął raport i  objechał całe wojsko w asystencji generała Laskowskiego. Za Najjaśniejszym Panem jechali Wielki Książę, ministrowie i świta. Objechawszy 8 pułków dwóch brygad strzelców, 2 dywizjony artylerii strzelców i lotny pułk  artylerii strzelców, Najjaśniejszy Pan witał każdy oddział osobno. Najjaśniejszy Pan zatrzymał się na środku placu przeglądu, kazał wojsku przejść marszem ceremonialnym. Następnie dokoła Najjaśniejszego Pana zebrali się oficerowie, z którymi żegnał się, życząc szczęśliwej drogi i powodzenia. Gdy odbywał rewizję wojsk i łaskawie rozmawiał z żołnierzami, przyszło mu na myśl wyegzaminować żołnierzy ze „słowiesnosti“ (katechizmu wojskowego) i zbadać prawowierność myśli swoich żołnierzy. 
Pyta więc jednego z nich:

— Jeśli ci pułkownik każe strzelać do brata 
— strzelisz czy nie?
— Strzelę — odpowiedział żołnierz.
— A jeśli każe ci strzelić do ojca?
— Strzelę.
— A jeśli do mnie?
— Strzelę.
Pułkownik skonsternowany — car jeszcze bardziej — ale pyta o to samo innych żołnierzy — wszyscy dają przytakującą odpowiedź. — Wśród tego młody żydek, pełniący funkcyę dobosza, daje pułkownikowi miną i oczyma znać że on potrafi na to pytanie inteligentnie odpowiedzieć. Pułkownik podprowadza cara do dobosza, a car daje mu wspomniane wyżej zapytanie. Żydek odpowiada zdecydowanie, że do cara nie strzeli nawet na rozkaz pułkownika. Pyta więc car:
— Dlaczego?
— Bo ja jestem dobosz — i nie mam wcale karabinu! — brzmi odpowiedź.

39 -Tomski pułk piechoty



Potem Najjaśniejszy Pan znowu objechał wszystkie oddziały, żegnał się z nimi i błogosławił klęczące wojsko obrazami.

39 - Tomski pułk piechoty


O godz 4-ej minut  15 - Najjaśniejszy Pan konno powrócił na dworzec, wśród wstrząsających powietrze grzmiących okrzyków „hura", wydawanych przez rozentuzjazmowane wojsko. Najjaśniejszy Pan raczył podziękować władzom naczelnym i wsiadł do pociągu Cesarskiego. Odjeżdżającemu o g. 4-ej m. 20 po południu Najjaśniejszemu Panu towarzyszył „hura"  ....... wojska, póki pociąg nie zniknął z oczu.
Najjaśniejszy Pan udał się do Suwałk.





/39. Tomski Pułk Piechoty ,stacjonował na stałe w Łowiczu od października 1892 r. W 1910 roku pułk został przeniesiony do miasta Kozłów (obecnie Miczurińsk) w guberni tambowskiej.. obwód kozłowsko - tambowski , gdzie na koszt miasta zbudowano dla niego koszary ./


Wojna rosyjsko-japońska – wojna o panowanie na Dalekim Wschodzie, toczona pomiędzy Imperium Rosyjskim a Cesarstwem Japonii w okresie od 8 lutego 1904 do 5 września 1905 roku , zakończona traktatem z Portsmouth (5 września 1905) i zwycięstwem Japonii, która dzięki temu awansowała do grona światowych potęg. Rosja w stosunkach z Japonią nie dotrzymywała umów dotyczących Mandżurii oraz Korei. Ignorowała też dyplomatyczne starania Japonii o wyjaśnienie spornych kwestii.  W okresie od 26 stycznia do 8 lutego 1904 r. Japończycy atakiem torpedowym zatopili kilka rosyjskich okrętów w rejonie Port Arthur. 27 stycznia ogłoszony został rosyjski manifest o wojnie.
 „Car był oczywiście święcie przekonany, że Japonia, choć być może z pewnym wysiłkiem, będzie rozbita doszczętnie. Co zaś tyczy kosztów, to nie ma obawy – Japonia wszystko zwróci w ramach kontrybucji”.


Z  ówczesnej  prasy  o  wizycie  Cara  w  Łowiczu  - 1904 r.

























Pociąg carski -Mikołaja II Aleksandrowicza Romanowa













piątek, 13 grudnia 2024

Katastrofa samochodu Browaru Skierniewickiego.1937 rok


 Samochód  wpadł  na  drzewo - Szofer  poważnie  pokaleczony / 1937 r. /

''Na szosie do Brodnicy, niedaleko Lidzbarka, przy Piasecznie wydarzyła się katastrofa samochodu ciężarowego Browaru Skierniewickiego. Przednie lewe koło samochodu urwało się i wóz wpadł na drzewo. Chłodnica, część motoru i całe podwozie uległy zniszczeniu. Odłamki szkła poważnie okaleczyły kierowcę. Przygodny pasażer odniósł lżejsze rany i potłuczenia. Szofera przeniesiono do pobliskiego majątku Wlesk, gdzie wezwany lekarz prowizorycznie go opatrzył, potem przewieziono go do szpitala.''



Skierniewicki Browar Parowy

5.000 butelek piwa ROZLAŁO SIĘ NA SZOSIE / 1939 r. /

W Kowalewie pod Wąbrzeźnem wydarzyła się katastrofa samochodu Browaru Skierniewickiego. Samochód naładowany piwem, jadąc z dużą szybkością, wywrócił się na zakręcie. Skutkiem tego przeszło 5000 tys. butelek piwa rozbiło się i drogocenny dla niejednych napój, popłynął strugą na ulicy. Na szczęście szofer wyszedł z wypadku cało. 


Pracownicy browaru Skierniewickiego 


Honorowy Obywatel miasta Skierniewic Marceli, Władysław, Jakub Strakacz,to przedsiębiorca, przemysłowiec, społecznik, naczelnik OSP, lokalny patriota. Urodzony w Warszawie 6 czerwca 1881 r., syn Władysława i Ludwiki z Braulińskich, Władysław Strakacz przez całe niemal życie związany był ze Skierniewicami. Przez blisko 40 lat, od 1907 do 1948 r., prowadził jako właściciel znany, początkowo w guberni warszawskiej później województwie warszawskim, Browar Parowy w Skierniewicach. Jego składy mieściły się w różnych miejscach, min. w Toruniu, Częstochowie w wielu miastach mazowieckich, a w Warszawie przy ul. Chłodnej.Historia browaru sięga 1862 roku, kiedy to Franciszek Brauliński nabył jeden z pięciu funkcjonujących w mieście warsztatów browarniczych, zajmujących się warzeniem piwa.Nowy właściciel z werwą zabrał się za rozbudowę zakładu, który wkrótce był już znany na całym Mazowszu.Po śmierci Franciszka Braulińskiego browar przeszedł w ręce wnuka Władysława Strakacza.Przez 42 lata zarządzając przedsiębiorstwem, doprowadził je do rozkwitu, rozbudował, zmodernizował urządzenia, sprowadził z zagranicy aluminiowe kadzie do leżakowania i fermentacji piwa. Zastąpiły one używane wcześniej drewniane beczki, znane jako kufy. Z czasem przedsiębiorstwo powiększyło się o Wytwórnię Wód Gazowanych i Lemoniad.Firma prosperowała na tyle dobrze, że jej właściciel mógł pozwolić sobie na kupno majątku Strobów.Skierniewicki Browar Parowy Władysława Strakacza jakością piwa skutecznie konkurował z takim browarem jak "Haberbusch i Schiele" w Warszawie. Posiadał swoje rozlewnie piwa w Warszawie, Toruniu, Łowiczu, Kutnie, Grodzisku Mazowieckim, Pruszkowie i Lublinie. O zamożności firmy niech świadczy fakt, że miała do dyspozycji kilka samochodów ciężarowych, natomiast jej właściciel jeździł motocyklem, wzbudzając niemałą sensację wśród mieszkańców Skierniewic.
Po wybuchu II Wojny Światowej Strakacz utracił swój browar. Odzyskał go po wyzwoleniu, w 1945 roku i uruchomił go ponownie. Z uwagi na rosnące trudności z uzyskaniem przydziału na podstawowe surowce, zakład w doskonałej kondycji przekazany został Centralnemu Przemysłowi Fermentacyjnemu w Warszawie. Był to początek końca firmy.
Oprócz kierowania browarem i zarządzania majątkiem Strobów Władysław Strakacz zajmował się działalnością polityczną w skierniewickiej lokalnej Endecji. W jego domu przy ulicy Przyrynek 42 w Skierniewicach 11 listopada 1918 roku doszło do zebrania miejscowych działaczy politycznych, gdzie zapadły decyzje dotyczące przejęcia władzy w Skierniewicach.Władysław Strakacz jako ówczesny naczelnik OSP (w latach 1917-1919) w Skierniewicach kierował akcją zajęcia budynków Ratusza i Koszar, kierował rozbrajaniem Niemców i przejęciem władzy w mieście.Naczelnik Straży dh Władysław Strakacz zorganizował rozbrajanie okupantów, przyczyniając się walnie do wyzwolenia miasta.








''Browary Mazowsza .pl ''
http://www.browarymazowsza.pl/?page_id=55&child_id=575



''Drzewo GenealogiczneMarcelego Władysława Jakuba Strakacza -skierniewickiego patrioty''

Profanacja i kradzież obrazu ''Świętej Rodziny'' - Miedniewice 1907 r.

   W dniu 6 czerwca , zbrodnicze ręce targnęły się na cudowny obraz Matki Boskiej w Miedniewicach. Obraz oprawiony był w złote ramy, wysadza...