Wojska niemieckie wkraczały spokojnie?
...Tam wszyscy płakali. My zaczęliśmy szlochać, gdy nam opowiedziano o morderstwie u naszych sąsiadów i w całej wsi...
,,Trzeciego września niemieckie samoloty zrzuciły dwie wielkie burzące bomby na łąki Tokarskich za rzeką. Panował wielki strach, ponieważ bombowce niemieckie przelatywały nisko ponad zabudowaniami. Stryj Józiek Śmiałek wyciągnął pistolet i strzelał do przelatujących messerschmittów. W tym dniu trzech umundurowanych Niemców wjechało konno na nasze podwórko w swoich zielonych mundurach. Porozumiewali się tylko po niemiecku z uciekinierem z Łowicza Żydem Ajzykiem. My się nie baliśmy. Wiedzieliśmy, że w Gągolinie jest kolonia osadników niemieckich. Dotarła wiadomość, że ten niemiecki patrol podobno został zlikwidowany przez Polaków w okolicy Szymanowa. Na szczęście dla ogromnej masy ludzi przemieszczających się na wschód, uciekających przed wojskami niemieckimi panowała piękna pogoda. Uciekinierom zapewniano noclegi i pożywienie...''
[...]Postanowiliśmy około południa powrócić do domu. Przyłączył się do nas brat stryjeczny Marian i nasz służący Franek Milczarek. Gdy zbliżyliśmy się do wsi zobaczyliśmy za stodołą naszego sąsiada Anyszki Franciszka jakieś łachmany. Okazało się, że były to zwłoki dziesięciu mężczyzn. Przeraziłem się, że leży tam pewnie mój chrzestny, stryjek Józiek Śmiałek. Okazało się, że stryj mój dał swój sweter jednemu z mieszkających w jego domu uciekinierów z Łodzi p. Bulińskiemu, którego znałem. Zabito też jego kolegę z Łodzi p. Dziubińskiego. Poznaliśmy Władka Anyszkę syna naszego sąsiada Franciszka leżącego na plecach z przestrzeloną głową. Wiele ciał trudno było rozpoznać, Niektórzy leżeli jakby zakrywając się rękami. Poznaliśmy p. Leona Madanowskiego naszego młyńskiego mechanika i Żyda Ajzyka z Łowicza, który rozmawiał z trzema Niemcami u nas na podwórku 3 września. Zmasakrowany był Franek Muras Bernatów. Wyszliśmy na drogę, bo dolatywały jęki. W rowie Anyszków konał Mikołaj ze Zdun postrzelony śmiertelnie przez Niemców .....
Tam wszyscy płakali. My zaczęliśmy szlochać, gdy nam opowiedziano o morderstwie u naszych sąsiadów i w całej wsi. Ludzi z połowy wsi zgromadzili przed młynem. Stała tam nawet Hanka Murasowa z malutkim Marianem, który urodził się 8 września. Na wszystkich skierowany był karabin maszynowy. Niemcy grozili ludziom, że ich pomordują za pomoc wojsku. Retkowiacy rzeczywiście karmili wojsko i uciekinierów. Chleb prawie w każdym domu pieczono dwa razy dziennie. Uciekinierzy z Poznania porozumieli się z Niemcami po niemiecku i wreszcie wszystkich zgromadzonych zwolnili. Słyszeliśmy, że również w innym miejscu wsi na posesji państwa Kołaczyńskich tak samo pewnie według wytycznych postąpiono z cywilami. Jak się okazało Niemcy zamordowali ponad dwudziestu mężczyzn. Przeżył osiemnastolatek ze Zgierza, który zemdlał podczas strzału do jego ojca i Władek Śmiałek syn Piotra, postrzelony w lewe płuco. Gdy upadł Niemcy nie dobili go. Uciekł po chwili, podczas pożaru części zabudowań jego ojca, gospodarstwa Murasów ,Kępiaków, Wieteski i Grzegorego. Nie mogę zapomnieć rozpaczy naszej sąsiadki p. Aleksandry Anyszkowej, która mdlała po zabójstwie jej synów, 26 letniego Piotrka i 22 letniego Władka. Na szczęście p. Franciszek, ich ojciec, uciekł oprawcom[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz