Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 maja 2023

Miejsce z historią i legendami i nie jest to Rzym.” Gąska spod Łowicza''

 

” Gąska spod Łowicza''

Miejsce z historią i legendami i nie jest to Rzym.- przy drodze wojewódzkiej nr.584.pow.Łowicz

Szczególnie jedna z nich miała wpływ nie tylko na bieg historii Rzeczpospolitej ,ale i świata?

Wysiadamy na dworcu PKP -Łowicz Główny ,wsiadamy do autobusu PKS na Starym Rynku koło baru mlecznego i jedziemy starym traktem do....?

Wedle lokalnych przekazów w drodze na Grunwald miał tu się zatrzymać król Władysław Jagiełło z rycerstwem i pachołkami i co nie co upolować na wyprawę z Krzyżakami.

Król upolował tu dorodnego zwierza niesłychanej wielkości ,,kiernoza'' ,na pamiątkę tego wydarzenia pobliską osadę nazwano Kiernozią.

Pierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z 1303 roku, w którym to, biskup poznański Andrzej poświęcił kościół w osadzie Kiernozia, wydzielonej z obszaru Czerniew.

Położona około 20 km na północ od Łowicza, nad rzeką Nidą, przy skrzyżowaniu dawnych traktów z Płocka do Łowicza oraz z Kutna do Sochaczewa, miejscowość przez którą przetoczyła się wielka historia.

Być może zamieszkały by tu sam Bonaparte gdyby ,,Ciele'' nie było uparte i na Moskwę nie ruszyło tylko z Panią Walewską się ożeniło ?

Z dokumentu z 1359 r. wynika że Kiernozia i Czerniew były w dobrach biskupa poznańskiego, a od XV wieku osada Kiernozia była dwa razy miastem ,łącznie przez około 150 lat .Prawa miejskie osada otrzymała w 1567 roku jednak już w 1579 roku je utraciła.

W 1784 roku Maciej Łączyński, żupnik sochaczewski, starosta gostyniński uzyskał dla Kiernozi przywilej na jarmarki, wówczas wieś otrzymała po raz kolejny prawa miejskie, za panowania, króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Miejscowego starostę Łączyńskiego miał odwiedzać Tadeusz Kościuszko, którego imieniem nazwano szkołę, osiedle i kopiec usypany w parku, obok którego umieszczono głaz z wyrytą sentencją: ROZUM – OJCZYŹNIE, SERCE – BLIŹNIEMU, CAŁEGO SIEBIE – KIERNOZI.

Było to miasto ,majątek w rękach rodów :Sierpskich, Piwów, a w XVIII w. Łączyńskich, z których wywodziła się legendarna szambelanowa, bohaterka głośnego romansu z cesarzem Francuzów ,faworyta "polska żona'' ,Napoleona Bonaparte ,Maria Walewska , która najprawdopodobniej pochowana jest w krypcie kościoła w Kiernozi. Nauczycielem młodej Marii Łączyńskiej ,późniejszej pani Walewskiej był Mikołaj Chopin - ojciec Fryderyka.

Nie gdzie indziej ,ale właśnie w Kiernozi Mikołaj Kopernik miał ruszyć Ziemię i zatrzymać słońce ?Mowa tu o uroczym miejscu jakim jest Rynek Kopernika. Wcześniej w tym miejscu znajdował się plac, na którym odbywały się jarmarki.

Mikołaj Kopernik podróżując ze swym wujem Łukaszem Watzenrode, biskupem warmińskim, pił wodę ze studni stojącej po dziś dzień na placu. Gdy gasił pragnienie z jego sakwy wyleciało pióro i wpadło do studni. Wówczas wielki uczony astronom spojrzał w głębinę studni gdzie odbijały się gwiazdy, w pewnej chwili miał dostać olśnienia, że to Ziemia krąży wokół Słońca, a nie odwrotnie.

Najstarsi mieszkańcy Kiernozi opowiadają sobie historyjki zasłyszane od pradziadów . ..''a niegdyś po kiernoskim parku jeździł na białym koniu sam „cysarz  Napolion” i rozrzucał między ludzi złote pieniążki.''

Gdyby badania z lat. 60. XX wieku potwierdziły, że w Kiernozi leży Walewska, to mielibyśmy masę wycieczek z Francji i miejscowość stałaby się ośrodkiem turystycznym - uważa jeden z mieszkańców Kiernozi.

Marianna z Łączyńskich primo voto Walewska , primo voto hrabina Ornano i o mały włos primo voto Bonaparte.

Któż nie lubi podglądać historii przez dziurkę od klucza?

Tylu sensacji towarzyskich z powodu jednej prowincjonalnej „piękności” nie przeżywała Warszawa jeszcze nigdy. I oto na oczach warszawskiego towarzystwa szare kaczątko przeobraża się w królewską łabędzicę. Szare Kaczątko ,Gąska ,która skradła całe show ,,warszawce” podczas karnawału 1807 roku i która dla ratowania najważniejszych spraw Najjaśniejszej Rzeczpospolitej po trzecim liściku uległa ,wówczas najważniejszemu człowiekowi na świecie. „Bohaterowi Dwóch Wieków''


Kto wpadł na pomysł, aby doprosić do elity dam warszawskich rzadko bywającą w stolicy prowincjonalną gąskę spod Łowicza ,szambelanową Marię Walewską - Łączyńską? Dziś się tego nie dowiemy ?Nie dowiemy się również ,kiedy po raz pierwszy spotkały się oczy kochanków ?Na balu, inau­gurującym historyczny karnawał, tą właśnie prowincjonalną gąskę zaprasza do tańca wielki cesarz. Nazajutrz we wszystkich gazetach ukazują się doniesienia, że Napoleon swój pierwszy kontredans warszawski odtańczył z Anastazowom Walewską, w całym mieście mówi się tylko o tym . W kilka dni później bomba! Poczta pantoflowa roznosi pierwsze plotki o intymnych spotkaniach na Zamku.

Przenieśmy się na chwilę wyobraźnią w atmosferę historycznego stycznia 1807 roku.

„U pojona patriotycznym szałem ” Warszawa przeżywa wielkie dni radości i nadziei. Stolica wyzwolonego kraju podejmuje najsławniejszego człowieka świata „Bohatera Dwóch

Wieków, Prawodawcę Ludów , Pogromcę ciemiężycielów ”. Wszystkie spojrzenia zwrócone są w stronę Zamku, który na cześć gościa nazwano Zamkiem Cesarskim. To zaszczyt dla zajętego kraju , że „Bohater Dwóch Wieków ” chce się przespać z jedną z jego obywatelek. To szczęście dla śmiertelnej Danae, że gromowładny Zeus gotów jest spaść na nią złotym deszczem.

7 stycznia na Zamku Królewskim uroczysta prezentacja dam z towarzystwa stołecznego. Właśnie owa młodziutka prowincjuszka spod Łowicza zwróciła na siebie uwagę cesarza Zachodu. W dziesięć dni po prezentacji odbył się pierwszy bal. A na drugi dzień cesarz w zapale miłosnym , pod świeżym wrażeniem spotkania na balu, wysyłał niecierpliwie jeden po drugim liściki , nie mogąc się doczekać odpowiedzi.

[..]Widziałem tyłka Panią, podziwiałem tylko Panią, pragnę tytko Pani. Niech szybka odpowiedź ukoi niecierpliwy żar... N[...] z pustym i rękami. Jeszcze tego samego dnia wysłano go z nowym listem i z nowym bukietem kwiatów .

[...]Czy nie spodobałem się Pani? Wydaje mi się, że miałem prawo oczekiwać czegoś wręcz przeciwnego. Czyżbym się mylił? Pani zainteresowanie zdaje się zmniejszać, w miarę jak moje rośnie. Pani niszczy mój spokój. Udziel, proszę, nieco radości biednemu sercu, gotowemu Cię uwielbiać. Czyż tak trudno wysłać odpowiedź? W inna mi pani dwie... N[..]

Ale i ten szturm nie zdołał skruszyć oporu szambelanowej. Drugi list także pozostał bez odpowiedzi. Nadchodzi więc trzeci, jeszcze żarliwszy. Napoleon nie ogranicza się już do próśb o odpowiedź, lecz zmierza wprost do celu.

[...]Są chwile, kiedy zbyt wielkie wywyższenie ciąży, jak to teraz odczuwam. Jakże zaspokoić potrzebą zakochanego serca, które chciałoby się rzucić do Pani stóp, a które powstrzymuje ciężar wysokich względów, paraliżujących najgłębsze pragnienia. O gdyby Pani chciała!Tylko Pani może usunąć przeszkody, które nas dzielą. Mój przyjaciel Duroc ułatwi to Pani. O przybądź, Pani, przybądź! Wszystkie Pani pragnienia zostaną spełnione. Pani Ojczyzna będzie mi droższa, kiedy zlituje się Pani nad moim biednym sercem. N[...]

Prawdopodobnie te ostatnie słowa o ojczyźnie przeważyły szalę. Patriotyczna szambelanowa zlitowała się nad biednym sercem cesarza i pozwoliła zawieźć się na Zamek.

W przerwie między obiadem a powtórną schadzką primo voto Walewska pisze list do męża.

[...]Drogi Anastazy!

Zanim mnie potępisz, musisz zrozumieć, żeT y także przyczyniłeś się do mojej decyzji. Wiele razy próbowałam otworzyć ci oczy, ale Ty świadomie bądź wskutek zaślepienia fałszywą dumą, a może i patriotyzmem , nie chciałeś dostrzec niebezpieczeństwa. Teraz jest za późno. Wczoraj wieczorem z namowy szanownych członków naszego Rządu Tymczasowego odwiedziłam Cesarza. Ich namiętne, argumenty złamały moją wolą (chyba cały świat sprzysiągł się na moją zgubę). I tylko cud sprawił, że nocą powróciłam do domu jeszcze jako twoja żona. Dzisiaj wyrządzono mi największą zniewagę, jaka spotkać może kobietę, a w każdym razie kobietę o mojej pozycji. Czy cud się powtórzy dzisiejszego wieczora, kiedy posłuszna prośbie Cesarza i rozkazowi Ojczyzny znowu pojadę na Zamek? Płakałam tak długo, że nie pozostało już łez ani dla Ciebie ,ani dla Antosia, którego polecam Twojej opiece. Całuję cię na pożegnanie. Uważaj mnie odtąd za zmarłą i niech Bóg się zlituje nad moją duszą. Maria[...]

Wyroki Olimpu są nieodwracalne.

,,Mario, musisz iść do tego mężczyzny! To nie my, lecz cała Polska żąda tego od pani!,,

Wprawdzie i w historii innych narodów zdarzały się sławne faworyty, ale wszystkie owe panie wykorzystywały swe uprzywilejowane stanowiska głównie dla celów osobistych, natomiast nasza Marysia spod Łowicza — jak to obiektywnie stwierdza czcigodny Julian Ursyn Niemcewicz „chciała od niego (tzn. od Napoleona) tylko, aby Polskę przywrócił”. Czy można takiej pani nie lubić? „nosiła w sercu tylko dwie namiętności: religię i ojczyznę... Maria w chwili miłosnych uniesień miała wypowiadać słowa: A Polska, sire?

Według tego, co powiedział sam Napoleon na wyspie św. Heleny, tak naprawdę nie kochał on nikogo, ewentualnie tylko Józefinę i tylko dlatego, że był bardzo młody . Za to kochanek miał przynajmniej sześćdziesiąt! Romans Walewskiej i Bonaparte trwał 3 lata. Choć Napoleon był Polsce niechętny. Zrażało go jej cywilizacyjne zacofanie...Przypomnijmy popularne w tamtej epoce zdanie: La Pologne est un pays marecageux ou habitent les Juifs (Polska to kraj bagnisty, gdzie mieszkają Żydzi).Gdzieś na tej bagnistej drodze być może w Błoniu bierze bukiet kwiatów , który miał w powozie, i podaje jej gąsce spod Łowicza .

„Niech go pani zachowa jako porękę moich dobrych zamiarów. Spodziewam się, że zobaczymy się znów w Warszawie, gdzie poproszę o podziękę z pani ust”.

Roku 1817 dnia 11 grudnia w mieście Paryżu we Francji przy ulicy de la Victoire w domu własnym pod nr 48 zmarła Jaśnie Wielmożna Pani Marianna z Łączyńskich primo voto Walewska powtórnie poślubiona Jaśnie Wielmożnemu Panu Augustowi hrabiemu d’Ornano generałowi dywizji wojsk Królestwa Francuskiego, której ciało przewiezione do kościoła parafialnego w Kiernozi roku 1818 dnia 27 września ,proboszcz kościoła Józef Demetriusz Budny pochował w krypcie kaplicy wzniesionej ku pamięci pobożnej duszy zmarłej.

Latem 1816 roku pani Walewska po wyprzedaniu wszystkich ruchomości w drodze licytacji publicznej — wyjechała  do Belgii, aby rozpocząć tam nowe życie, przy boku hrabiego Filipa Antoniego Augusta d'Ornano który był bliskim krewnym Napoleona i który szaleńczo był w niej zakochany. Występowała już od tej pory jako hrabina. Jej krótkie życie zakończyło się 11 grudnia 1817 roku w Paryżu, w pałacyku, który jej syn otrzymał od Napoleona. 

Urodziła się 7 grudnia 1786 w pałacu w Kiernozi niedaleko Łowicza. Maria Łączyńska jako 18-letnia panienka została wydana za 70-letniego starca Anastazego Walewskiego. Przez 3 lata była przykładną żoną, jednak w 1807 roku na balu w Zamku Królewskim w Warszawie spotkała Napoleona Bonaparte.

Postać Marii Walewskiej nierozłącznie związana jest z Pałacem w Walewicach, choć mieszkała w nim zaledwie kilka lat.

Między Piątkiem a Sobotą a może była to niedziela? Jednego dziś możemy być pewni do Pałacu w Walewicach , zawitało,, Piękno bez granic'' świeżo upieczona , trzecia z kolei żona szambelana królewskiego ,podstarzałego Anastazego Walewskiego herbu Kolumna ,18 letnia Marianna z Łączyńskich nazywana złośliwie ,,Gąską z pod Łowicza ,, Ale kto zakochanym w metrykę zagląda .Wcześniej Paniami Pałacu w Walewicach były Magdalena Maria Ewa Tyzenhauz h. Bawół ,,kanoniczka'' ,która swe posłuszeństwo ofiarowała 1740 roku Anastazemu Walewskiemu .Kiedy opuściła progi pałacu nie wiadomo .Drugą panią była Anna z Pułaskich, siostra Kazimierza Pułaskiego, który nazywany jest „ojcem amerykańskiej kawalerii”. Bohater walk o wolność dwóch narodów, polskiego i amerykańskiego. W 2009 roku amerykański kongres przyznał mu honorowe obywatelstwo USA.

Wracając do ,,Piękna bez granic,, w krótce po zakończeniu niewesołych ceremonii ślubnych na przełomie 1804/1805 r. Walewscy wyjechali w paromiesięczną podróż poślubną do Baden-Baden a następnie do Rzymu. Powrócili z Włoch do Walewic najpóźniej wiosną 1805 roku, gdyż jak się już rzekło , 13 czerwca tego roku urodził się im syn Antoni Bazyli Rudolf, co zostało skrupulatnie odnotowane w aktach sąsiadującej z Walewicami parafii Bielawy. Narodziny syna rozpoczynają następny okres w życiu Marii jej małżeńską egzystencję w Walewicach.

W siedzibie pana Anastazego rezydowała w tych czasach cała gromada różnych Walewskich przeważnie kobiet. Domem rządziła jedyna siostra szambelana, pani Jadwiga z Walewskich Walewska, która po rozwodzie z mężem najgłośniejszym przedstawicielem tego rodu, wojewodą sieradzkim Michałem , niegdyś marszałkiem Konfederacji Barskiej, potem równie poczesnym dygnitarzem Konfederacji Targowickiej , powróciła do rodzinnego gniazda i osiadła na stałe przy bracie. Matce towarzyszyły trzy córki z różnych małżeństw : Teodora księżna Jabłonowska, Teresa Bierzyńska i Karolina Chodkiewiczowa oraz cały rój siostrzenic i wnuczek z Józefiną z Lubomirskich Adamową Walewską (późniejszą generałową Wittową) na czele. Cały ten babiniec roztoczył energiczną opiekę nad spłoszoną blondyneczką z Kiernozi. Stara pani Walewska zagarnęła pod swą władzę malutkiego bratanka, pozostałe panie zajęły się „edukacją towarzyską” jego matki. A mogły jej udzielić w tej dziedzinie wielu cennych nauk, szczególnie Chodkiewiczowa, Jabłonowska i Adamowa Walewska, które swym i romansami zdążyły już wypełnić niejedną kartę ówczesnej croniąue scandaleuse.Sam pan Anastazy odgrywał w domu rolę nieznaczną i mało udzielał się towarzysko. Ponieważ był bardzo otyły i źle znosił upały, większość czasu spędzał w pałacowej piwnicy, gdzie leżąc popijał sobie zimne piwko, a hajducy chłodzili go wachlarzami.

W listopadzie 1806 roku forpoczty francuskie dotarły do Łowicza, a pałac Walewskich zajęto na kwaterę jednego z marszałków (prawdopodobnie Davouta).Kiedy pałac walewicki zajęto na kwaterę sztabu francuskiego, rodzina właścicieli musiała się przenieść do domku dzierżawcy. Budynek ten ze wszystkich stron otaczało głębokie błoto. „Gdy raz Maria stała na progu, wahając się, czy przejść przez nie, spostrzegł to młody oficer hr. Flahaut, nieślubny syn Talleyranda, i skory zawsze do rycerskiej posługi, przeniósł ją w swoich ramionach przez polski piąty żywioł'' .To mało istotne zdarzenie w życiu spłoszonej blondynki z Kiernozi stanie się zaczątkiem wielkiej przygody w wielkim świecie ,o której będzie się mówić i pisać głośno w całej Polsce i Europie. Związek Marii z Łączyńskich Walewskiej i Napoleona Bonaparte był jednym z najsłynniejszych romansów XIX wieku. Pani Walewska, która w historii zapisała się jako piękna kochanka Napoleona, dziś kojarzona jest z linią kosmetyków, której nadano jej imię i z… przepisem na ciasto....Pani Walewska, czyli Pychotka to jedno z najpopularniejszych ciast pieczonych na kruchym spodzie. W czasach PRL-u kremy i wody perfumowane nazwane na cześć Marii Walewskiej były synonimem luksusu i elegancji. Kosmetyki powstały na fali popularności filmu "Marysia i Napoleon", w którym w głównych rolach wystąpili Beata Tyszkiewicz i Gustaw Holoubek.


"Kosmetyki tej luksusowej serii to oręż dany do dyspozycji każdej kobiety, która poprzez umiejętne podkreślanie uroku osobistego, pragnie zawładnąć uczuciami Napoleona swojego życia" - można było przeczytać  w ulotce produktu. 



Wyrok warszawskiego sądu konsystorskiego z 24 sierpnia 1812 roku, unieważniający małżeństwo Walewskich, podaje jako przyczynę unieważnienia:

„brak nieprzymuszonej woli ze strony Walewskiej i gwałt zadany jej uczuciom ”.

Generał brygady Benedykt Józef Łączyński brat Marii, który występował wówczas w charakterze głównego świadka na rozprawie rozwodowej i przyznał się, że razem z matką zmusił siostrę do zawarcia tego małżeństa . Przedstawia w swoich zeznaniach rozpacz Marii w chwili, gdy wiódł ją do ślubu:

„Nadzwczajnie płakała, była płaczem tak osłabiona, że ją ledwie do ołtarza doprowadzić mogłem , zdawało mi się, że mi w rękach drętwieje”...

A podczas samego obrzędu zaślubin „tak była uciśniona udręczeniem i łkaniem , że nawet zrozumieć nie można było, co za księdzem wymawiała”



Warto nadmienić, że 16 września 1939 roku pod Kiernozią doszło do krwawej bitwy pancernej ,która przez Niemców została nazwana „piekłem pod Kiernozią”.

(o tym następnym razem )





piątek, 26 maja 2023

,,Skarby Wojewody'' .gm. Nieborów .cz. II


 


Książę Michał oddając swe ,,dzieło'' do druku ,, Skarb wojewody'' w roku 1889 w Krakowie w którym to dziele opisuje drogę do fortuny swego pradziadka nie przypuszczał chyba ,że o ile znajomość pradziadka z Carem Rosji , dała mu przepustkę do bycia bogatym o tyle jego znajomość z Carem do pójścia w zaświaty .Opisał prawnuk w swym ,,dziełku'' kilka laudacji na cześć pradziadka Michała Hieronima, grzeczny uprzejmy ,że chadzał po francusku, że na rzecz krajową ,na ołtarzu ojczyzny niejedną  składa ofiarę ,wystawia pułki wojska ,mającego powiększyć siły narodowe .Każdy wie jak było !Jako jedyny z polskich wojewodów podpisał w 1793 roku traktaty z Rosją i Prusami, wyrażając zgodę na II rozbiór kraju i jeszcze w tym samym roku podejmował w Nieborowie nowego pruskiego króla, Fryderyka Wilhelma II, który objeżdżał zagarnięte ziemie. W chwili śmierci Michał Hieronim Radziwiłł , był najprawdopodobniej ostatnim żyjącym senatorem świeckim Rzeczypospolitej Obojga Narodów. 

Rok 1774 jest pomyślnym dla interesów Michała Hieronima Radziwiłła. Na upiększonym pałacu o dwóch wspaniałych wieżach błyszczały złote herby Ogińskich i Czartoryskich i brzmiały jeszcze w uszach . X. M. Radziwiłła odgłosy radosne godów, które wyprawił hetman, przyjmując tu króla, i pięknych symfonii, którymi dwór bawił, i łowów, które wydawał, tak że książę Michał nabywając Nieborów, przemyśliwał nad tym , aby uczynić zeń rodzinną siedzibę i nowe dla prawnuków gniazdo, jakiego dotąd nie mieli.

[...]Sławna to była wtenczas owa pulardarnia Nieborowska. Kilkanaście hożych dziewcząt wiejskich, oddanych jedynie hodowaniu  drobiu, tuczyły go na stół pański, a wojewoda, lubiący gospodarstwo, a jeszcze więcej piękny ród niewieści,  długie pulardami poświęcał chwile, o czym i u przyjaciół gwarzono...[...]

 Michał Hieronim Radziwiłł, niebotyczne sumy trwonił na utrzymanie swych metres, w tym trzech córek młynarza spod Nieborowa. Nie pogardził dziewczętami najętymi do hodowli drobiu. Tak zwane kurniczki ,zatrudnione w nieborowskiej „pulardarnii”, poza oficjalną zapłatą mogły liczyć na dodatkowe profity. W owym czasie wyróżnioną w pulardarnii była tak zwana pierwsza dziewka – niejaka Wajszczakówna, która zarabiała 72 zł rocznie,  zarobek drugiej Marianny pozostał w wysokości 59 zł.

Większość zysków czerpanych ze zdrady polskich interesów oraz dochody z latyfundiów Michał Hieronim wydawał na rodową siedzibę w Nieborowie niedaleko Łowicza. Sprowadził tam angielskie meble, porcelanę i srebra, zgromadził kolekcję obrazów, starych monet i medali. Urządził bibliotekę z tysiącami starodruków, rycin i map. W czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej skupował cenne książki ze zbiorów Ludwika XIV, kardynała Richelieu, Marii Antoniny i madame de Pompadour.

I tak przeleciało 87 lat ,choć raz się zdarzyło, że o włos uniknął stryczka podczas Insurekcji kościuszkowskiej ,w krytycznym momencie bawił akurat w Petersburgu. 


Po pierwszym ataku apoplektycznym książę ,bawiący w Warszawie 1831 roku ,zażądał nagle powrotu do Nieborowa .Sprzeciwiała się temu naprzód rodzina ,książę Walenty ,najmłodszy z  synów ,przesiadujący wówczas przy ojcu i Aleksandra ze Steckich księżna Michałowa pod nieobecność męża doglądająca teścia. W Warszawie miano pod ręką lekarzy ,którzy jakkolwiek gasnące życie podtrzymać mogli ,zima zresztą nie pozwalała na odjazd .Ale niepokój księcia stał się tak wielki ,tak się stanowczo domagał powrotu ,że aby nie drażnić chorego ,w ogrzanej landarze, w towarzystwie syna i doktorów puszczono go w drogę .Nie długo cieszył się książę ostatnich sił wysiłkiem. Zanim dojechał do Nieborowa ,drugi atak odjął mu pamięć i mowę .Zauważono tylko ,że w chwili zgonu ,odzyskawszy nagle przytomność ,chciał się z czegoś zwierzyć .Oczami dawał nieme ,rozpaczliwe znaki, których nikt z obecnych nie stety ! nie pojął i tajemniczy za życia książę ,tajemnicę poniósł do grobu.

Gdy po otwarciu testamentu po skąpcu ,który rodzinie grosza żałował,  jak twierdził prawnuczek ,nie doliczono się fortuny jaka miała pozostać po zmarłym, zaczęto snuć domysły gdzie ów skarb może być ukryty .  O tym ,że gdzieś istniały ,nie wątpiono w rodzinie. Przypomniano sobie niebawem ,iż w 1788 roku książę ,powracając z zagranicy, przywiózł z majątku swego Przygodzic ,zdolnego jakoby bardzo murarza do pewnych przeróbek w pałacu .Wybór majstra zadziwił wszystkich ,gdyż był niemową i w krótkim też czasie po dopełnieniu robót odesłano go z powrotem .Przypuszczać więc można było ,że ów murarz niemowa sprowadzonym być musiał dla jakiś tajemniczych celów ,najprędzej do ukrycia pieniędzy ,których daremnie szukano .

I tak jak już wcześniej wspomniano ,afera zrobiła się wielka 1851 roku ,że służący pałacowy Jan  w raz z kompanami ,wydawał złote  dukaty na łowickim jarmarku .Rodzina podejrzewała że ów służący ,posiadł tajemnicę ,którą skąpiec Michał zabrał do grobu i w raz z kamratami wyniósł skarb wojewody z jakieś tajemnej skrytki ,która była w pałacu. O śledztwie już było ,które nie wiele wykryło . Wobec kiepskich śledztwa wyników  ,wobec z każdym dniem mniejszej nadziei osiągnięcia wymarzonego celu ,innych się chwycono sposobów.

Mieszkał na Wołyniu chłop jasnowidzący ,imieniem Iwaś. Dziwny wyrodek natury, bez nóg ,bez kości ,kadłub mówiący ,o epileptycznych ruchach i białym wzroku. Żył on w kobiałce zawieszonej u pułapu chaty ,nieopodal pieca. Jakaś baba go niańczyła .Znachor co tydzień miewał ataki swojej nerwowej choroby ,po których go ogarniał jakiś duch proroczy. Co poniedziałek przed chatę znachora zajeżdżały liczne furmanki, tym bardziej że Iwaś nie żądał nigdy zapłaty. Tego to właśnie Iwasia postanowiono się poradzić .Sporządzony w ty celu detaliczny plan pałacu ,parku i sąsiednich zabudowań ,delegowany i zaufany lokaj   rodziny zawiózł na Wołyń .Upatrzono chwilę stosowną ,aby podsunąć plany znachorowi przed oczy. Przez dłuższą chwilę błędny swój wzrok zatopiwszy w rysunek ,Iwaś patrzył i milczał .Naraz zaczął się trząś, kurczyć ,bełkotać jakieś nie wyraźne  słowa .Wskazał miejsce ukrycia skarbu ,które było już znane o którym wspominała córka Jana ,Marysia a ono było puste .Znachor w zachwycie powtarzał wciąż w koło: ,,buły chroszy ,buły chroszy ,błyszczy jak łuna ''wyniesionym został po za mury pałacu wskazał epileptycznym ruchem drgających palców na planie ,okolice stajni. Gdy lokaj powrócił z wieściami od Iwasia wedle jego wskazówek ,szukać zaczęto.

Wybór miejsca na nową kryjówkę obmyślany był znakomicie. Za stajnią wzdłuż murów ogrodu ciągnął się długi i wąski zaułek, był to osłoniony przed wzrokiem ludzkim dokoła kawałek ziemi ,najczęściej odłogiem leżący pełen gruzów i burzanów .Po  kilku godzinach kopania trafiono na pewne poszlaki .Znaleziono pod murem ,w miejscu przysypanym umyślnie kamieniami w ziemi pulchnej ,odłamki laku ,tasiemkę zieloną z worka płóciennego i dwa dukaty. Niefortunne poszukiwań próby zniechęciły nareszcie dziedziców Nieborowa do dalszego działania .Kiedy , niekiedy donoszono że jakiś chłop stary umierając we wsi ,składał na ręce proboszcza zatajony długo pieniądz dukata jednego .

,,Z rzekomych wspólników kradzieży żyło dwóch jeszcze ,ów organista u którego w śledztwie wykryto część gotówki ofiarowanej rzekomo  mu przez Jana Białobłodzkiego i strzelec Grabski .Pierwszy opuścił dawno nieborowskie strony ,drugi jak dawniej ,pilnował lasu.

Razu jednego wśród lata ,wzdłuż ogrodzeń Nieborowskiego parku ,szedł droga człowiek .Prastare olchy i nadwiślańskie topole szumiały w górze, na ołowianym niebie gromadziły się złowrogie białe obłoki i burza zaczynała grzmieć w dali . W ten na raz  błysło ,uderzył piorun i człowiek upadł rażony. Ludzie ,którzy przechodnia podnieśli ,poznali w nim organistę .Trzecią ofiarę chwyciła śmierć z grona posądzonych .

Za Nieborowskim parkiem zaczynały sie sosny i bory. Żubrów i turów ,na które polowali tu niegdyś mazowieccy książęta ,dawno w nich niebyło ,ale gromady dzików i stada wilków ,wyjących po nocach ,pod same mury pałacu podchodziły. Wśród takich borów ,jedną strażniczą osadę zamieszkiwał Grabski z rodziną .Szron wieku obielać mu już zaczynał włos kędzierzawy ,twarz zaorana zmarszczkami, w której bojaźliwe migotał z pode łba wzrok chytry. Pewnej nocy obudziło strzelca i jego rodzinę jakieś żałosne ryczenie ,wilki dostawszy się do obory dusiły cielaka  w całej zagrodzie wrzało od ujadania zaskoczonych kundlów ,które sie broniły. Grabski zawołał na syna ,,żywo! bierz strzelbę ,parobek niech chwyta widły ,odbierzecie cielaka ,póki niedaleko ''Dwaj młodzi ludzie byli już za drzwiami .Co żyło w chacie ,pogoniło za zwierzem do boru. Uprowadzone ciele coraz słabszym odzywało się głosem ciągnione przez wilków w głąb lasu, a uzbrojeni w widły i strzelby parobkowie i syn Grabskiego na odsiecz lecieli .Nagle rude pnie sosen i dębów oblały się różowym światłem ,ciemny bór zrobił się przejrzystym i jasnym ,na niebie zajaśniała łuna. Paliło się .Goniący za zwierzem wstrzymali pościg ,Pożar z tyłu za nimi ,a za nimi w tej odległości znajdowały się tylko zabudowania Grabskiego, w których się stary został .Zawrócili zatem spiesznie ku domowi ,lecz ogień już słabł widocznie ,słomiany dach ,a pod nim licha chata  stały się pastwą płomieni przez jedną minutę prawie, kiedy nareszcie nabiegli i wpadli do tlących się resztek chaty ,zwęglony człowiek z rękami skrzyżowanymi na piersiach leżał na zwęglonym łożu, pod którym zwolna dopalała się ostatnia deska. 

Po wielu latach zapomniano o wszystkim ,miejsca i ludzi nie szukano więcej ,zostawiając w pokorze zrządzeniu Boskiemu ,komu te skarby przysądzi w udziale.''

Tak kończy prawnuczek Michał swe ,,dzieło'' , o to  sprawiedliwość dosięgła rzekomych sprawców kradzieży i że pod wieśniaczą strzechą opowiadają dzieciom ojcowie, ku przestrodze, smutną tradycję,  chęci posiadania Skarbów Wojewody. 

Książę Michał Józef Piotr Radziwiłł ,zmarł nagle opatrzony sakramentami świętymi we wtorek 17 listopada 1903 roku o godzinie 19.45 w Warszawie. 

Wydarzenia z listopada 1903 roku we wspomnieniach Wandy z Pomian-Zakrzewskich :

„Jesienią 1903 roku wysłano mnie na pensję do Warszawy, do dziadka i ciotek. Miałam wtedy niecałe 13 lat. Wsadzono mnie do pociągu, oddano pod opiekę starszej pani, jakiejś przygodnej pasażerki i pojechałam. Przejechaliśmy szczęśliwie Piotrków, Koluszki, dojechaliśmy do Skierniewic, gdzie nasz pociąg odstawiono na boczny tor, zamykając drzwi i nie informowano, o co chodzi. Jednak któryś z kolejarzy Polaków powiedział nam co się stało. Otóż do Skierniewic przyjechał na polowanie car Mikołaj II i rezydował w pałacu biskupim. Po polowaniu, które trwało dwa dni car zaprosił gości do pałacu. Wszyscy zebrali się wraz z cesarzem w sali jadalnej i każdy miał wyznaczone miejsce przy stole. Cesarzowa Aleksandra jednak zawiadomiła, że ponieważ źle się czuje, ma anginę, nie weźmie udziału w przyjęciu. Wobec tego pozamieniano miejsca. Cesarz usiadł na miejscu cesarzowej, na miejscu cesarza mała księżniczka heska, a na miejscu prezesa rady ministrów książę Radziwiłł. Księżniczka heska i książę Radziwiłł zostali otruci spożywając posiłek przeznaczony dla cesarza i jego najwyższego ministra. Na stacji w Skierniewicach stał pociąg z trumną księżniczki heskiej, którą przewożono do Niemiec. Dopiero po trzech godzinach pociąg ruszył do Warszawy, gdzie na dworcu oczekiwała mnie niespokojnie ciotka Jadwiga. Cesarz Mikołaj II był tak przerażony tym zamachem, że przez dobre parę lat nie przyjeżdżał do Polski. Policja rosyjska surowo zapowiedziała mieszkańcom Skierniewic i pasażerom pociągu, że o tym , wypadku nie wolno nikomu mówić pod jakimiś wysokimi karami.”

 Po uroczystościach warszawskich, licznych nabożeństwach, zwłoki księcia zostały przewiezienie z pałacu Zawiszów przy Bielańskiej na dworzec kolei wiedeńskiej, skąd wyruszyły drogą żelazną do Łowicza. Trumnę na stację w Łowiczu przewieziono w dniu 19 listopada o godz. 21.40, a następnie powozem konnym do Nieborowa. 20 listopada po  nabożeństwie żałobnym zwłoki księcia złożono w nieborowskim kościele .



 Michał Piotr Radziwiłł z żoną Marią na tarasie przed pałacem w 1901 roku 


wtorek, 23 maja 2023

,,Skarby Wojewody'' .gm. Nieborów .cz.I .(czekają nadal na szczęśliwca ?)


W lat dziesięć po żonie ,w chwili wybuchu powstania 1831 roku ,wojewoda życie zakończył .Miał lat wtedy 87. Gdy otworzono nareszcie ,żelazną kasę o misternej, skomplikowanej  zasuwie ,w której od lat tylu składano ,ruskie ruble i holenderskie dukaty, znaleziono kasę próżną i przez dwadzieścia lat próżno ich szukano? Aż razu pewnego roku 1851, gruchnęła wieść jak grom z jasnego nieba  i rozniosła się po okolicy, że mieszkańcy Nieborowa na jarmarku w Łowiczu ,holenderskie dukaty zamieniają na towary wszelkie i zbytki  .Najwięcej posiadł i najwięcej wydawał Jan Białobłodzki służący pałacowy. 

No i wzięto służącego w prawa i wiecznego porządku  ,Temidy obroty, skąd u niego górka grosza ,księcia wojewody. 

Jak przyznał w śledztwie, że zasnąwszy  pod krzakiem cierniowym w drodze do wsi Sypnia ,śniło mu się tam o nich i że je w tym miejscu wykopał, worek jeden płócienny  ,dukatów holenderskich. A że serce miał dobre podzielił się nimi  z   miejscowym krawcem Skrzypińskim, stróżem leśnym Grabskim, jak również z organistą kościelnym. Obdarowani hojnie przez Jana kamraci w dość dziwnych okolicznościach pożegnali się z tym światem .Skrzypiński zmarł nagle ,bez świadków ,organistę piorun strzelił , Grabski w swej leśnej stróżówce się z popielił ,a i sam Jan uskutecznił zamach ,którym się w śledztwie odgrażał ,na zasuwie od pieca w celi ,na skrawku bielizny ,biedak się powiesił . 

Gdy jedni powiadają, że na pogrzebie wojewody zjawili się Księżacy ,którzy pamiętali jego winy popełnione względem  Ojczyzny i czy to ze złości  ,czy to tylko dla hecy ,włożyli do trumny wojewodzie ,holenderskie dukaty ,aby przed Bogiem odkupił swe winy ,że sprzedał Polskę u carowej drugiej Katarzyny. 
Drudzy w to nie wierzą i roznoszą wieści, że wojewoda herbu Trąba w swej blond tlenionej peruce od czasu do czasu pojawia się w pałacu i ze swej skrytki, którą mu murarz niemowa postawił ,po dukacie wynosi do diabła, co by mniej do ognia dokładał, gdy na anioł pański biją dzwony w nieborowskim kościele ,by w mniejszym cierpieniu, mszy słuchać mógł  w niedziele .

W śledztwie prowadzonym przez potomków wojewody ,którzy też skarbu szukali i różnych metod się przy tym chwytali . Najbliżej prawdy, gdzie skrytka się znajdowała w Nieborowskim pałacu była córka Jana ,która jak na spowiedzi wszystko wyznała co małymi oczętami w dzieciństwie widziała . 
Jasnowłosa o błękitnych oczkach Marysia ,opowiedziała jak to Tatulo ,zamiatał sypialnię  księcia wojewody ,gdy szczotka której używał ,nagle zleciała z kija .Chcąc nią o ścianę uderzyć ,aby ją umocować , a że pokój który sprzątał pokryty był jedwabiem ,udał się na przyległe schody i tam trzonkiem o  mur zastukał .Odezwało się głucho echo ,tak jakby za ścianą była próżnia ?W ten czas kazał Tatulo jej wracać do matki ,mieszkającej w dworku nieopodal pałacu. Ale dziecko ciekawością zdjęte ,zamiast ojca usłuchać ,schowało się za drzwiami i widziało ,jak wyszedłszy z pośpiechem Tatulo ,wrócił wkrótce z narzędziami murarskimi i wziął się do rozbierania muru ,wreszcie worki i złoto sypać się zaczęły .Ile zaś było tych  worków  ,nie umiała Marysia powiedzieć ,pokazała tylko ,że cała posadzka  dokoła była nimi przykryta ,jakby usuwając się z góry ,z łoskotem padały na ziemię . 

Sypialnia wojewody.


Gdy Rzeczpospolitą wymazywano z map Europy, on brylował na dworze pruskiego króla, a jego żona plotkowała z carycą Katarzyną II, niczym najlepszą przyjaciółką. Członek jednego z najpotężniejszych polskich rodów: Michał Hieronim Radziwiłł – klasyczny sybaryta i bon vivant, który nie rozstawał się ze swoją tlenioną blond peruką. Zakładaną obowiązkowo na wszystkie oficjalne okazje. Majątki ziemskie, które książę dołączył do swego stanu posiadania jako gratyfikację za poparcie rozbioru to jedno. Jeszcze bardziej kompromitujące były pieniądze, jakie brał od zaborców. Między innymi, inkasował tysiąc dukatów miesięcznie za „negocjacje” niekorzystnego dla Polski traktatu handlowego z Prusami. Dzięki temu, i innym podobnym zastrzykom gotówki, nabył wspaniałe dobra nieborowskie.




Gdzie się ukrywa skarb tyle szukany? któż dziś odgadnie !prędzej czy później traf  ślepy da może klucz tych tajemnic ?Przy czym trzeba mieć baczenie jaki los spotkał szczęśliwców ,którzy ten skarb posiedli i o nim wiedzieli. 

( o tym w części drugiej )








niedziela, 21 maja 2023

,,Tam stoi, jak ten byk!'' a gdzie....?





,,Przed karczmą ''
Józef Chełmoński

Polska tliła się cała w zgliszczach po potopie szwedzkim ,zarazy i bieda też zrobiły swoje . Wyzwolona nim powódź zniszczenia płynęła szerokim prądem, przelała się przez całą Rzeczpospolitą Obojga Narodów i nie ominęła także dóbr łowickich ,zwanych potocznie Ducatus Loviciensis (Księstwem Łowickim ),stanowiących uposażenie biskupstwa gnieźnieńskiego. Jak zamki, tak daleko więcej jeszcze dobra arcybiskupie zostały spustoszone częścią przez Szwedów ,częścią przez wojska polskie ,dokazujące zwykle najbardziej w dobrach duchownych ,jakoby w nieprzyjacielskim znajdowały się kraju .Wiele wsi zostało zupełnie ogołoconych z ludzi już to wojną ,już powietrzem morowym wygubionych ,budynki gospodarskie popalone ,grunta odłogiem leżące i chwastem zarosłe ,groble poniszczone ,nigdzie ani inwentarza ,ani zapasów ,ani austerii, ani gospody, zajazdu, domu gościnnego, miejsca, gdzie można było odpocząć po podróży, posilić się, czy też niekiedy  przenocować.


,,Po szczęśliwym ukończeniu sejmu warszawskiego ,arcybiskup Wacław Leszczyński udał się wprost do Łyszkowic ,gdzie kazawszy podczas nieobecności swojej z restaurować na prędze pałac tamtejszy w nim aż do śmierci stale rezydował ''

 W drodze powrotnej zatrzymał się w karczmie w Byczkach .
 
,,Po wojnie ze Szwedami nastała taka bieda ,że prawie wszystkie zwierzęta ze wsi powyzdychały .Tylko karczmarz Perski miał pięknego ,tłustego byka pasącego się na postronku przy ogrodzeniu karczmy ,naprzeciwko krzyża .Jechał któregoś dnia biskup i bardzo był zdrożny ,bo nigdzie gospody znaleźć nie mógł ,ponieważ wszystkie spalili Szwedzi. Nawet w Jeżowie żadne nie pozostały. Kiedy biskup wjechał do wsi ,zatrzymał się przy pierwszym obejściu gospodarza Wojciecha Kija. Sługa biskupa wbiegł do zagrody Kijów i zapytał Wojciecha:
,,Człowieku, powiedz ,gdzie  tu karczma ?''
Na to Wojciech wskazał palcem na drugi koniec wsi i powiedział :
,,Tam stoi ,jak ten byk!''
Biskup uradował się bardzo i pojechał do gospody. Ponieważ wizyta tak znakomitego gościa dodała karczmie prestiżu ,ta z roku na rok rozkwitała ,a karczmarz z radością powtarzał ,że sam biskup mówił ,że jego karczma stoi jak ten byk!''  

Ponieważ zamek łowicki ,zwykła prymasów siedziba ,od Szwedów i nie tylko, do szczętu spustoszony został ,równie jak wszystkie inne rezydencje arcybiskupie, a że od czasu do czasu wypadało Prymasowi być w Łowiczu ,kazał tam wystawić dom drewniany o parterze ,gdyż piętro dla ustawicznych cierpień podagrycznych wchodzić nie mógł ,i tam czasowo przemieszkiwał ,zaj­mu­jąc ró­wno­cześ­nie są­sie­dnie Łysz­ko­wi­ce i dwór skier­nie­wic­ki.  



 W dniu 4 wrze­śnia 1655 ro­ku załoga zamku łowickiego ,pod­da­ła się bez wal­ki. De­cy­zję o wpusz­cze­niu Szwe­dów pod­jął Hie­ro­nim Ra­dzie­jow­ski, któ­ry chcąc pod­li­zać się no­wej wła­dzy u­rzą­dził przy tej o­ka­zji wspa­nia­łe po­wi­ta­nie. Ta jed­nak nie za­mie­rza­ła w ja­kiś szcze­gól­ny spo­sób dbać o stan pry­ma­so­we­go gniaz­dka. W zwią­zku z na­si­la­ją­cą się woj­ną par­ty­zan­cką u­for­ty­fi­ko­wa­ła je, kil­ka­kro­tnie do­pro­wa­dza­jąc przy tym do po­ża­rów pu­sto­szą­cych zam­ko­we wnę­trza; spro­fa­no­wa­no ka­pli­cę, znisz­czo­no wspa­nia­łe on­giś o­gro­dy. Opusz­cza­jąc po­śpiesz­nie wa­ro­wnię w czer­wcu 1656 Szwe­dzi roz­sza­bro­wa­li ją, a nas­tę­pnie pró­bo­wa­li wy­sa­dzić w po­wie­trze. Dal­szych znisz­czeń do­ko­na­li miesz­kań­cy mia­sta, któ­rzy pod nie­o­bec­ność za­ło­gi sa­mi rzu­ci­li się do gra­bie­ży. Po­kój ze Szwe­cją nie po­pra­wił sy­tu­acji, bo­wiem już pięć lat póź­niej za­wią­za­ła się Ro­kosz Lu­bo­mir­skie­go - woj­na do­mo­wa kró­la ze zbun­to­wa­ną ma­gna­te­rią. W tym cza­sie Ło­wicz, bę­dą­cy for­mal­nie sie­dzi­bą pry­ma­sa, po­sia­dał za­ło­gę zło­żo­ną z sił kró­lew­skich. Wie­my, że w zwią­zku ze śmier­cią Wa­cła­wa Lesz­czyń­skie­go mo­nar­cha wy­słał or­dy­nans do ko­men­dan­ta Ło­wi­cza w oso­bie nie­ja­kie­go Gos­sa, aby po wy­pro­wa­dze­niu cia­ła god­nej pa­mię­ci Jmci Xdza bi­sku­pa gnie­źnień­skie­go za­mek ło­wi­cki za­my­kał i w nim wszel­ką o­stroż­ność za­cho­wał, to res­pe­ktem za­wie­ru­chy i za­mie­sza­nia ja­kie­go, któ­re przy ta­kich ak­tach zwy­kło się przy­tra­fiać.







MAKIETA ZAMKU XVII-WIECZNEGO ZE ZBIORÓW MUZEUM W ŁOWICZU

  ,,W Łyszkowicach  Prymas ,śledząc pilnie sprawy publiczne a szczególnej ostatnie wysilenia najeźdźców północnych tudzież nowe groźne ruchy Kozaków na Ukrainie których ugoda nie zadowoliła .Nareszcie dnia 11 grudnia 1659 - Polacy ,a dnia 19 tego miesiąca Szwedzi zdali deklaracje pokojowe i obydwie strony obrały sobie Oliwę na miejsce układów a termin do zjazdu pełnomocników na dzień 10 stycznia roku 1660 naznaczyły .Podczas rokowań pokojowych król z małżonką przebywał w Gdańsku ,a nie mogąc doczekać się ich końca w połowie kwietnia tegoż roku wybrał się do Warszawy, wstąpiwszy po drodze do Łyszkowic w celu nawiedzenia arcybiskupa ,,
Ostatnie wypadki w kraju i forsowne podróże podejmowane w celu zapobieżenia wojnie domowej pogorszyły stan zdrowia prymasa W. Leszczyńskiego tak dalece ,że do końca roku 1665 nie opuszczał Łyszkowic i wśród nieznośnych dolegliwości gasł widocznie na siłach. Przewidując bliski swój koniec ,spisał zawczasu testament i z wielką przykładnością na śmierć się gotował. Przyjąwszy z rąk Andrzeja Kluga ,Bernardyna ,długoletniego spowiednika swego Sakramenty święte ,na dniu 1 kwietnia roku 1666 o godzinie czwartej po południu przeniósł się do wieczności w ulubionych Łyszkowicach ,gdzie przez cały przeciąg siedmioletnich rządów arcybiskupich stale rezydował . 

Pochowany w kolegiacie Wniebowzięcia NMPi św. Mikołaja w Łowiczu



Opis Pałacu drewnianego w Łyszkowicach z 1768 roku



Opis Pałacyku nowo wymurowanego w Łyszkowicach z 1768 roku.




O karczmie w Byczkach ,przeczytamy w książce ,,Przy progu '' - autorstwa ,Kingi Doleżal Kijo i Cecylii Grzelka .  

czwartek, 18 maja 2023

Księżak z Godzianowa, burmistrzem Krakowa 1599 rok.

 




Prawnik, profesor Uniwersytetu Krakowskiego ,Grzegorz Skrobkowic. syn Macieja ,gospodarza z Godzianowa ,który nie tylko swoją rolę obrabiał ,ale i wiele dzierżawił dla podniesienia majątku swej rodziny ,aby  uczyły się jego sny .Jednym z nich był urodzony w roku pańskim 1547 ,któremu na chrzcie nadano  imię  Gregorius.

O ile dwóch braci Wojciecha i Jakuba z Czatolina (dziś gmina Łyszkowice) ,kupców krakowskich ,którzy też piastowali urząd burmistrza miasta Krakowa ,trudno zaliczyć do grona rodowitych  Księżaków z Księstwa Łowickiego ,tak  Grzegorza Skrobkowica z Godzianowa ,pieczętującego swe dokumenty ,lemieszem od pługa ostrzem do góry, przeszytego  strzałą ,żeleźcem ukośnie w prawo do góry z pewnością możemy zaliczyć do Księżaka z krwi i kości ,który podkreślał w ten sposób ,swoje chłopskie pochodzenie.

Gregorius Skropkowic

Rajca  w radzie miasta  Krakowa w latach1599, 1600, 1601, 1602, 1603, 1604, 1605, 1606, 1607, 1608, 1609, 1610, 1611, 1612, 1613 r.

Burmistrz  Krakowa w latach 1599 r, drugi raz miał być w czasie zarazy we wrześniu 1613 roku, gdy burmistrz Jakub Roszkowic  opuścił miasto, Grzegorz przejął nieoficjalnie jego funkcję.

Studentem Uniwersytetu Krakowskiego został w 1560 r., uiszczając opłatę w wysokości 4 groszy. Licencjat prawa uzyskał przed 1579 r.,w tym czasie   mieszkał w Kolegium Jurystów. Od 2 marca 1584 r. pełnił funkcję seniora Bursy Prawników, co związane było z wykładaniem reguł prawa. Dnia 6 lutego 1586 r. wraz z Mikołajem Dobrocieskim i Piotrem z Gorczyna uzyskał doktorat obojga praw. Dwa lata później tytułował się ,,professor Magdalenisticus'' , a zatem wykładał Dekret Gracjana. Wraz z jedenastoma profesorami reprezentował uniwersytet na sejmie w procesie z kasztelanem żarnowieckim Janem Myszkowskim, który w 1586 r. napadł na kolegia i bursy w zemście za zabicie przez scholarów jego woźnicy. Z ramienia uniwersytetu uczestniczył w 1589 r. w obradach sejmu, podczas których wespół z Mikołajem Dobrocieskim bronili przywilejów wszechnicy. Dzięki Kolegium Prawników, które miało prawo patronatu kościoła w Koniuszy, otrzymał to probostwo jako prebendę. W 1584 r. uzyskał probostwo w Igołomii i czterokrotnie jako prowizor gwarantował klerykom przystępującym do egzaminów przed święceniami wikariat w tej parafii. W latach 1585–1590 na mocy arendy zarządzał dobrami w Luborzycy, które stanowiły uposażenie profesora Stanisława z Radoszyc .

W 1594 r. procesował się z Janem Kurzelowskim prepozytem kościoła św. Floriana o wieś Biskupice. W 1598 r. został właścicielem kamienicy przy ulicy Grodzkiej (obecnie 23) w Krakowie, którą wniosła w posagu  jego żona Zofia, córka Jana Bylińskiego, ślusarza królewskiego, z którą ożenił się około 1596 roku .W związku z jej posiadaniem prowadził w 1599 r. spór graniczny z sąsiadką Barbarą Liberziną.

Do prawa miejskiego został przyjęty 12 stycznia 1599 roku, nie wnosząc przy tym żadnych opłat. Rajcą bez wcześniejszego zasiadania w ławie miejskiej, został sześć dni później, zajmując miejsce po Danielu Chroberskim .W ramach obowiązków wynikających ze stanowiska rajcy wraz z Andrzejem Barszczem pełnił funkcję prowizora szpitala Świętego Ducha. Skrobkowic zaangażował się w zdobycie środków na remont szpitala, a gdy nie udało się mu wyegzekwować 200 zł należnych z tytułu niezapłaconej od 1585 r. dziesięciny z Luborzycy, kwotę tę darował z własnej kieszeni.

 Miał dzieci: Ludwika, bernardyna i hagiografa zmarłego w 1657 roku, Jana, Dorotę, Zofię i Annę.

W 1613 r. popadł w zatarg z Sebastianem Petrycym, który wydał nawet broszurę przeciwko swemu adwersarzowi. Wkrótce po tym umarł Skrobkowic w Krakowie. Na egzekutora testamentu powołał Wacława Sławeckiego.


ulica Grodzka 23 
kamienica - Gregoriusa Skropkowic 


Dokument wystawiony w 1595 roku w Krakowie przez Grzegorza Skrobkowica, w którym zeznaje on, że otrzymał od podskarbiego koronnego Hiacynta Młodziejowskiego oraz sekretarza królewskiego Stanisława Sicińskiego (obaj byli administratorami żupy wielickiej) 4 złote polskie z przeznaczeniem na altarię Marii Panny przy kościele katedralnym krakowskim za kolejny kwartał św. Łucji – oraz powiększenie znaku pieczętnego (gmerku) Grzegorza Skrobkowica (Muzeum Narodowe w Krakowie, Biblioteka Książąt Czartoryskich, sygn. rkps 574/185)






wtorek, 16 maja 2023

Burmistrzowie Krakowa ,rodem z Czatolina (gm. Łyszkowice)


 Z drogi śledzie bo Pan Czelesta z Czatolina jedzie .

Wojciech ,Albertus  - Celesta( Czelesta, Cielesta)

Jakub ,Jacobus - Celesta( Czelesta, Cielesta)

Jedni  z najzamożniejszych kupców krakowskich, pieczętujący się herbem własnym. Pochodzili  ze wsi Czatolin koło Łowicza, skąd przybyli do Krakowa i zostali przyjęci do prawa miejskiego w 1620 roku.

Kupcy Albertus i Jacobus ,to dwóch braci z ojca Jana ,dzierżawiących wieś Czatolin ,Ci sami którzy ufundowali Kaplicę  Matce Bożej  w Domaniewicach ,pow .Łowicz , tam gdzie mszy słuchali. Legenda głosi ,ale o tym później ...


T. O .Z. P
autor: Broniewski Kazimierz


Pocztówka z roku 1905r


Celestowie byli rodziną nobilitowaną we Włoszech przez papieża Piusa III, skąd przez Rzeszę Niemiecką przywędrowali w XVI wieku do Polski, gdzie zajęli się handlem .

,,By człek nie wiedział, co to głód, Zesłał Pan śledzia w głębie wód...''

Doskonale wiedzieli o tym Wojciech z Jakubem ,wiedzieli że śledź to najbardziej demokratyczna z ryb ,dostępna dla wszystkich, kochana przez biednych i bogatych, jedzona  tak przez lud, jak i królów. Śledź od średniowiecza łączył klasy i warstwy społeczne, gdyż nie kosztował więcej niż chleb.


Wojciech ,Albertus 

-  Kupiec krakowski, dzierżawca Wagi Wielkiej - Celesta( Czelesta, Cielesta) Zmonopolizował rentowny handel śledziami na terenie Krakowa i w okolicy. Do Krakowa przybył z bratem Jakubem.  Przyjęty do prawa miejskiego w 1620 roku, szybko awansował. 

 Burmistrz  Krakowa w latach ,1623, 1627, 1628, 1633 1637 r.

Rajca  w radzie miasta  w latach ,1623, 1624, 1625, 1626, 1627, 1628, 1629, 1630, 1631, 1632, 1633, 1634, 1635, 1636, 1637, 1638r.

W styczniu 1623 roku został wybrany do rady miejskiej. Krzesło rajcy zajął po śmierci Joachima Ciepielowskiego . Udokumentowany jest pięciokrotny jego udział w radzie urzędującej, w której – w ustalonej kolejności – na przemian z innymi rajcami pełnił funkcję burmistrza. Prowadził rozległe interesy handlowe. Głównym jego odbiorcą był Gdańsk, do którego spławiał Wisłą ołów, miedź i artykuły żelazne. W połowie XVII wieku dostarczył tam 53 000 cetnarów ołowiu, co czyniło go jednym z największych eksporterów tego surowca z południa Polski. Należał do najaktywniejszych hurtowników w mieście. Zmonopolizował rentowny handel śledziami na terenie Krakowa i w okolicy. Część interesów prowadził zapewne z bratem Jakubem. Zgromadził duży majątek. Był właścicielem co najmniej dwóch kamienic przy ul. Mikołajskiej (obecnie nr 10 i 12), które po jego śmierci przypadły żonie Zofii. Pełnił funkcję edyla kościoła Najświętszej Panny Marii wraz z Janem Wizembergiem . 8 czerwca 1638 roku podpisał kontrakt z Jurkiem Nitrowskim z Lewoczy (organmistrzem) na wykonanie organów do kościoła Mariackiego za sumę 950 złotych polskich płatną w czterech ratach. Ponadto wraz z bratem Jakubem zapisał 2000 złotych (corocznie wpływało na ten cel 280 złotych) na instrumenty muzyczne, a w testamencie ofiarował 1000 złotych na rzecz jednej z tamtejszych altarii. Z żoną Zofią miał synów: Kaspra , rajcę i burmistrza, księdza Jana, doktora obojga praw i altarystę w kościele katedralnym (w 1654 roku), Wojciecha, dominikanina, Jakuba, ławnika miejskiego (zmarł w 1668 roku), i dwie córki, starszą Jadwigę, wydaną za Krzysztofa Krauza , i młodszą Katarzynę, żonę Franciszka Kortyna . Zmarł między 25 października a 5 listopada 1638 roku, pochowano go w kościele Mariackim.


Z księgi radzieckiej obejmującej lata 1630–1637 fragment strony 1753 z wpisem dokonanym w 1637 roku za kadencji burmistrzowskiej Wojciecha Celesty – oraz powiększenie zapisu imienia i funkcji burmistrza (Archiwum Państwowe w Krakowie, sygn. rkps 460, s. 1753)



Jakub, Jacobus

Jeden z najzamożniejszych kupców krakowskich. Handlował głównie śledziami, miedzią i ołowiem. 

Burmistrz  Krakowa w latach ,1640, 1641, 1642, 1645, 1650 r.

Rajca  w radzie miasta  w latach ,1639, 1640, 1641, 1642, 1643, 1644, 1645, 1646, 1647, 1648, 1649, 1650, 1651, 1652, 1653, 1654, 1655, 1656, 1657, 1658, 1659, 1660 r.

Zapewne przy  poparciu brata Wojciecha ,wszedł 9 marca 1623 roku do ławy miejskiej. Na awans do rady przyszło mu jednak czekać długo, bo aż do 1639 roku. Do rady urzędującej był powoływany pięciokrotnie, pełnił wówczas w przypadającej na niego kolejności funkcję burmistrza. W roku 1639 był lonerem. Nie miał dobrych stosunków z pospólstwem i w czasie konfliktu został skazany na zapłatę 5000 złotych kary. Podczas okupacji miasta Szwedzi obciążyli go jedną z najwyższych w Krakowie kontrybucji (8000 złotych). Duży majątek zdobył na handlu z miastami śląskimi, głównie z Wrocławiem. O jego prężnej aktywności handlowej świadczy fakt, że tylko w 1658 roku aż pięciokrotnie przewoził towary z tego miasta. Ponadto prowadził interesy w Toruniu i Gdańsku, a poza granicami kraju docierał do górniczych miast Słowacji. Handlował głównie śledziami, miedzią i ołowiem. W latach 1634–1641 wysłał łącznie 14 000 cetnarów ołowiu Wisłą do Gdańska. Miał kamienice przy ul. Grodzkiej (nr 1) i przy ul. Mikołajskiej (nr 2A). Należał do najhojniejszych darczyńców kościoła Mariackiego, którego był edylem (od 1656 roku). Przeznaczył na remont dachu znaczną ilość miedzi, ufundował wielkie organy, darował 4000 złotych na rzecz orkiestry instrumentalnej, a w testamencie legował po raz kolejny pewną sumę na muzykę dla oprawy niedzielnych nabożeństw i uroczystości. Zmarł przed 8 maja 1660 roku. Zgodnie z życzeniem został pochowany w rodzinnej kaplicy Przemienienia Pańskiego, zwanej Celestowską, przy kościele Mariackim. Ożenił się z Anną Paczkówną. Miał synów Wojciecha i Jakuba (zmarł 18 grudnia 1668 roku) oraz córkę Zofię, żonę Jana Gaudentego Zacherli .




Z księgi radzieckiej dotyczącej administracji miasta obejmującej lata 1538–1643 fragment strony 557 z wpisem z 1641 roku dokonanym za kadencji burmistrzowskiej Jakuba Celesty – oraz powiększenie zapisu imienia i funkcji burmistrza (Archiwum Państwowe w Krakowie, sygn. rkps 1213, s. 557)




Śledziówka, czyli ostatki.
Ostatki, zwane również zapustami lub śledziówką, to nic innego jak koniec karnawału.Nazwa „karnawał” nawiązywała do „nawału kar”, które przyniesie nadchodzący post. A przed postem trzeba było się wyszaleć. I to hucznie! To, jak hucznie obchodzono w Polsce ten szczególny okres, świadczy opinia, jaką w XVI wieku przedstawił sułtanowi Sulejmanowi II Wspaniałemu, po zimowym pobycie w naszym kraju, jego poseł: 
„W pewnej porze roku chrześcijanie dostają wariacji i dopiero jakiś proch sypany im w kościele na głowy leczy takową”. 

Po Wielkim Poście, nasi przodkowie, śledzi mieli tak dość, że w niektórych rejonach urządzano pogrzeb śledzia i żuru. Wynoszeniu z domu śledzia i żuru towarzyszyły żartobliwe przyśpiewki i okrzyki. Śledzia, niekiedy wyciętego z drewna lub tektury, wiązano na grubym powrozie i wieszano na wierzbie nad drogą. Natomiast garnek z żurem zakopywano w ziemi lub wylewano.





Na zachodnim Mazowszu domaniewicka kaplica jest najstarszym miejscem kultu Matki Bożej.

,,XVII w. bracia Celestowie przejeżdżali przez otoczone podówczas wielkimi lasami Domaniewice. W przejeździe tym zaginęła im bardzo piękna i cenna klacz. Poszukiwania konia zawiodły, ale bracia ślubowali, że jeśli go kiedykolwiek odnajdą, uczynią pobożną fundację. I rzeczywiście, kiedy po siedmiu latach przypadkiem znów przejeżdżali przez ten sam las, usłyszeli rżenie końskie. Strata i żal kupców krakowskich zostały sowicie wynagrodzone, bo klacz wraz z siedmiorgiem dobrze odchowanych źrebiąt, dobrowolnie podążyła ku domowi swych dawnych panów. ''
Z całej legendy prawdą jest to, że Domaniewice otoczone były niegdyś wielkimi lasami.

W dziele, Morze łask'', wydanym w Krakowie w 1662 r. Jacek Pruszcz  wymieniając miejsca kultu religijnego w Polsce, pisze, że i w Domaniewicach jest obraz cudowny. 
Honorowy kanonik łowicki, Ignacy Polkowski wspominał , że wzmianka ta odnosi się do Domaniewic koło Łowicza.
Budowę kaplicy rozpoczęto w 1631 r. dzięki hojności dwóch braci, rodem ze wsi Czatolina, Jakuba i Wojciecha Celestów, kupców i obywateli krakowskich, w 1633 r. ukończyli budowę kaplicy. Kaplica była podziękowaniem Matce Boskiej za powodzenie w interesach. Po wystawieniu kaplicy, fundatorzy, bracia Celestowie umieścili w niej obraz Najświętszej Maryi Panny z Dzieciątkiem malowany na desce, przypominający z układu obraz N.M.P. Śnieżnej, znajdujący się w Bazylice Santa Maria Maggiore w Rzymie. 
-najstarszy dokument dotyczący Kaplicy

,,ANNO DOMINI M. DC. XXXIII. DIE FESTO, SANCTAE HE -
DVIGIS, QVAE FVIT XV. MENSIS OCTOBRIS ILLVSRISSIMVS
ET REVERENDISSIMVS DOMINUS IOANNES WĘŻYK DEI ET APOSTOLCAE SEDIS GRATIA ARCHIEPISCOPVS GNESNENSIS, LEGATVS NATVS REGNI POLO-NIAE PRIMAS
ET PRIMVS PRINCEPS, CAPELLAM HANC SVB
TITVLO ET INVOCATIONE NATIVITATIS BEATE MARIAE
VIRGINIS IN HONORE DEI OMNIPOTENTIS AC EIUSDEM
BEATISSIME VIRGINIS MARIAE OMNIVMQVE SANCTORUM VNA CVM ALTARI IN QVO RELIQVIAS SANCTORVM MARTYRVM PRIMI ET FELICIANI, QVORVM FESTVM
CELEBRATVR IX IVNY ZENONIS ET SOCIORVM, QVORVM
FESTVM CELEBRATVR IX IVLY MARCELLINI PAPAE ET
MARTYRIVS, CVIVS FESTVM CELEBRATVR XXVI APRILIS
ET THADEI MARTYRIS MARTYRIS INCLVSIT CONSECRAVIT DIEM
DEDICATIONIS CAPELLAE PRIMAM DOMINICAM POST
FESTVM SANCTE HEDVIGIS ASSIGNAVIT, OMNIBUSQVE
CHRISTI FIDELIBVS PRO DIE DEDICATIONIS CAPELLAM
HANC VISITANTIBVS QVADRAGINTA DIES DE VERA
INDVLGENTIA IN FORMA ECCLESIAE CONSVETA CONCESSIT''




„15 października przewielebny Jan Wężyk z Bożej łaski i Stolicy Apostolskiej, arcybiskup gnieźnieński, legat urodzony, Królestwa Polskiego Prymas i pierwszy Książę, kaplicę tę pod tytułem i wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, na cześć Boga wszechmogącego i tejże Najświętszej Maryi Panny i wszystkich świętych konsekrował razem z ołtarzem w którym umieścił relikwie świętych męczenników, Prima i Felicjana, a których święto obchodzi się 19 czerwca, Zenona i towarzyszy, Marcelego, papieża-męczennika i Tadeusza męczennika. Na dzień poświęcenia kaplicy, pierwszą niedzielę po uroczystości św. Jadwigi przeznaczył i wszystkim wiernym, w dniu tym kaplicę nawiedzającym, 40 dni odpustu, w formie zwykłej Kościoła udzielił”

W wydanej w 1933 r. publikacji , autorstwa ówczesnego proboszcza parafii domaniewickiej ks. Władysława Grzelaka, z okazji 300-lecia istnienia cudownego obrazu Matki Bożej w kaplicy braci Celestów, czytamy:
„Przez 300 lat, w kaplicy tej, będącej chlubą całej okolicy, Maryja odbierała nieustanną cześć od ludu wieśniaczego. Tu, przed Jej obrazem, dzieci tego ludu składały swe troski i bóle, błagały o litość w chwilach nieszczęść, tak osobistych, jak i ogólnych. Tu do Niej wznosiły się tysiące spracowanych dłoni, nieraz rozlegały się wśród stłumionego szlochu, rwące się z głębi ducha, modlitewne jęki: Matuchno nasza, Pocieszycielko nasza... pociesz, poratuj, ubłagaj u Syna Swego zmiłowanie, win odpuszczenie. Rzewne zapewne chwile przeżywać musiał każdy, widząc, jak ten lud, w chwilach uroczystych wpatruje się w Jej zawsze uśmiechnięte oblicze, jak chce wyczytać z Jej słodkiego spojrzenia miłość Swej Matki ku sobie. Lud nazywa ją Domaniewicką Maryją. I słusznie. Ona obrała sobie tu jakby małą stolicę, do której garną się Jej wierni czciciele. Tu, matki prowadziły swe dzieci, aby Matce Bożej polecić je w opiekę; oblubieńcy ślubowali sobie dozgonną miłość i wierność  małżeńską; ludzie, w różnych potrzebach, pociechę znajdowali”


Wewnątrz kaplicy są umieszczone trzy ołtarze, ambona i chór, mieszczący  ośmiogłosowe organy, ujęte w formę białego orła. Nie wiadomo skąd przybył ani kto go wyrzeźbił, jednak na świecie nie ma drugich organów o tak oryginalnej i pięknej formie prospektu.
Orzeł ten, nietknięty przez zaborców, świadczył o Polsce, której ślady istnienia starali się gwałtem zatrzeć.






    Korony, którymi wierni ozdobili łaskami słynący wizerunek Madonny już w 1640 r. nawet nie  złote, a tylko srebrne i pozłacane, spodobały się ,,czcicielom '' Śnieżnej Pani do tego stopnia że przy pomocy przyniesionych ze sobą drabin 8 sierpnia 2001 r. odcięli alarmy i po rozbiciu bocznych, dębowych drzwi dostali się do kaplicy.Następnie zerwali i ukradli zabytkowe, poświęcone przez Jana Pawła II, korony Matki Bożej Domaniewickiej ,skradli także monstrancję z XVIII w. i współczesny kielich - dar, ks. Franciszka Łupińskiego na koronację.
Ze starych, oryginalnych koron ocalało berło z krzyżykiem, na którym jest data ich założenia na obraz: AD 1640
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        




niedziela, 14 maja 2023

Goczonów z 1359 r ,dziś Godzianów .(miejsce pojednania i zgody)


 Jak godzić z waśnione strony to tylko w Godzianowie u starego Godzana ,który ma mieszkanie nad starą rzeką ,przez miejscowych  zwaną Nieczpyela  .Jak to zwykł mówić stary  Godzan ,godzić nie włócznią czy  mieczem lecz dobrym słowem ,radą  i przykładem. .Wiedział  Stary Godzan dlaczego Stwórca,  złe z dobrem pomieszał ,często powtarzał , bez trudów, smutku, któżby się szczęściem  pocieszał? Jego mądrość z serca się brała i zwaśnione strony do zgody doprowadzała. 

Pierwszy kościół miał stać w miejscu gdzie żona Pawła ,monstrancję z Jezusem znalazła w dzień Bożego Ciała  ,z zapadniętego kościołka ,który stał na Błoniu .Dziś w tym miejscu jest głęboka woda na Zapadzkim ługu .Radość jej była wielka ,pobiegła z tą wiadomością do osady Pavlovo ,gdzie z mężem mieszkała . Ci z Błonia jak się o tym dowiedzieli przeciwko tym z Pavlewa bunt wielki podnieśli ,że im tamci Pana Jezusa z kościółka wynieśli. Szykowali jedni i drudzy swe włócznie i miecze przeciw sobie .Dowiedział się o tym Stary Godzan i z mową wystąpił :

  Bóg nie zapyta, jakie kto miał sprzęty, Lecz czy wiódł żywot pożyteczny, święty. 

Opowiedział zwaśnionym stronom o świętym Stanisławie ze Szczepanowa ,jaka to kara spadła na kraj po jego zabójstwie . Za ten czyn świętokradczy Polska rozpadła się tak jak członki ćwiartowanego biskupa. Powstały z synów Mieszka , pierwszego ochrzczonego  Piasta ,dzielnice gdzie brat ,bratu był wrogim. Po tej mowie Starego Godzana ,po długich rozmowach i namysłach zwaśnione strony ustaliły i w miejscu znalezienia monstrancji z Jezusem  dla ogólnej zgody  kościółek postawili  .W miejscu nie zgody i waśni  gdzie zapadła zgoda ,Zapady powstały ,a gdzie żona Pawła monstrancje znalazła stoi do dziś dnia kościół w Godzianowie  na znak pojednania i zgody. Choć nie zawsze tak było.

Pierwsza wzmianka o kościele parafialnym w Godzianowie  wiąże się z dramatycznym wydarzeniem: zbezczeszczeniem i podpaleniem w 1374 r. Jak czytamy w Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich: uległ on wtedy złupieniu ze strony Ziemowita Księcia Mazowieckiego .


 

Siemowit IV (Ziemowit) (ur. ok. 1352, zm. styczeń 1426)Syn Ziemowita III "Starszego" Piasta, księcia mazowieckiego i Eufemii Przemyślidówny, córki Mikołaja II Przemyślida, księcia opawskiego.
Własną dzielnicę Ziemowit IV otrzymał jeszcze za życia ojca na przełomie 1373 i 1374 roku - był to okręg Rawy Mazowieckiej. Ziemowit ,zmarł w Gostyniu i został pochowany w nekropolii mazowieckich Piastów w katedrze płockiej. Na pogrzebie  doszło do skandalu. Ciało księcia na rozkaz księżnej Aleksandry złożono do grobu w drogocennej pościeli, a zmarły miał na sobie złote szaty, srebrny pas, złoty łańcuch, ostrogi... Biskup płocki Stanisław Pawłowski uznał to jednak za relikt pogańskich zabobonów i polecił opróżnić grobowiec ze wszystkich sprzętów, obracając je na użytek boski i ludzki.

Z zapisu w Liber beneficiorum Jana Łaskiego z początku XVI w. (1521) dowiadujemy się, iż przy murowanym kościele pw. św. Stanisława biskupa duszpasterzowało dwóch kapłanów: proboszcz i wikariusz. Wizytujący parafię w 1762 r. archidiakon łowicki, ks. Józef Marcinkowski, pisał o kościele drewnianym z 1744 r., nie konsekrowanym tylko poświęconym przez dziekana skierniewickiego, wyposażonym w trzy ołtarze, przy którym pracował już tylko sam proboszcz. 
Potop szwedzki przelał się przez całą Rzeczpospolitą Obojga Narodów .Wyzwolona nim powódź zniszczenia płynęła szerokim prądem i nie ominęła także parafii Godzianów .Głębi zła dopełniały rokosze szlachty i możnowładców ,którzy walczyli ze sobą ,nie zwracając uwagi na niedolę podanych .
 Polska tliła się cała z zgliszczach po potopie szwedzkim ,zarazy i bieda też zrobiły swoje .W Godzianowie przez sześćdziesiąt cztery lata nie było kościoła. Stary murowany ,który pamiętał jeszcze łupieżcę  najazdy Piasta  ,spłonął w 1680 roku. Na budowę nowego brakowało środków . Drewniany pobudował w 1744 roku ks. Marcin Gery.  Zapewne kościół ten przetrwał do początku XX w.W latach 1903-1905, dzięki wysiłkom , rzemieślników oraz parafian, został wybudowany nowy dom Boży, przy osobistym wsparciu finansowym ks. Józefa Wierzbickiego. według proj. Józefa Piusa Dziekońskiego .Powstał murowany, neogotycki z czerwonej cegły, z dwoma strzelistymi wieżami. Świątynię poświęcono uroczyście 1 I 1905 r., zaś konsekracji dokonał trzy lata później biskup sufragan warszawski Kazimierz Ruszkiewicz.



        


1915 rok , Procesja przed kościołem św. Stanisława.


Goczonów z 1359 r ,dziś Godzianów 

Według dawnego podziału administracyjnego ziemie, na których położona jest Gmina Godzianów wchodziły w skład dóbr łowickich, zwanych Kasztelanią Łowicką, a następnie Księstwem Łowickim. Przynależąc do kasztelanii łowickiej, jednocześnie znajdowały się w obrębie ziemi rawskiej, podległej Księstwu Mazowieckiemu. W 1462 r., po śmierci książąt mazowieckich - braci Siemowita VI i Władysława II , ziemia rawska została inkorporowana do Korony Polskiej. Spory o przynależność kasztelanii łowickiej do Mazowsza, trwać miały jednak jeszcze do czasu wcielenia Mazowsza do Korony w 1529 r. W owym 1462 r. rejon Godzianowa wszedł w skład nowopowstałego powiatu rawskiego w województwie rawskim, które istniało aż do 1793 r. Sołectwa Gminy Godzianów mają jeszcze średniowieczną metrykę. Do najstarszych miejscowości zaliczane są: Lnisno, Godzianów, Kawęczyn i Zapady z Błoniami, ich początki mają sięgać jeszcze XIII w. Najwcześniejsza znana wzmianka o pierwszej z tych wsi pochodzi jednak z 1336 r. i dotyczy pobytu we wsi Lnysno (vel Lnysczno) arcybiskupa Janisława. O miejscowości tej, jak i po raz pierwszy o trzech kolejnych, dowiadujemy się z wystawionego dnia 17 maja 1359 r. przywileju księcia Siemowita III mazowieckiego, wymieniającego należące do klucza skierniewickiego, w dobrach łowickich, wsie: Goczonów, Kaveczino, Szapady. W dokumencie tym jest również wzmiankowana pod nazwą Pliczwa (vel Plyczwa, Liczwyja) wieś Płyćwia, której powstanie datowane jest na 1357 r. Nieco wcześniej, bo w 1345 r. miała zaśpowstać, jako własność księcia Siemowita III, wieś Byczki. Wieś Blone (vel Blonye) były wzmiankowane w 1343 r., zostały jednak później skomasowane z Zapadami. 

I połowa XX wieku . 

O koło 1908 roku przyszedł do Godzianowa młody i zdolny organista, Piotr Puczyński ,skupił wokół siebie grupę młodych mieszkańców wsi zainteresowanych wspólnym muzykowaniem. W ciągu pierwszego powojennego dziesięciolecia orkiestra bardzo często występowała na różnych uroczystościach powiatowych i wojewódzkich. 



Fot: dzięki uprzejmości p. Tadeusza 
(W środku Ksiądz Proboszcz Pląskowski i Organista Łapiński)



W 1916 roku tutejsza  młodzież  dała się namówić miejscowej nauczycielce i wystawiła sztukę teatralną, tak zawiązała się Godzianowska Drużyna Teatralna ,które swe przedstawienia też  Skierniewicach prezentowała .



Fot: dzięki uprzejmości p. Tadeusza 

(Drużyna Teatralna z Godzianowa w sztuce ,,Kościuszko pod Racławicami'' ,zdjęcie wykonane 14 października 1917 r. w Skierniewicach.  








Walka klasowa chłopów z chłopami, ale klasy nie było w tym żadnej.

(Propagandowa etiuda studencka z 1950r. o walce klas i "zwalczaniu" analfabetyzmu na wsi. )

Godzianów 71 lat temu....




Wieszczowi -Lud Księżacki z Łowickiego (1927 r.)„Bo królom był równy…”.

 Księżanki z wieńcem przed mostem Poniatowskiego w Warszawie . Sprowadzenie zwłok Juliusza Słowackiego z paryskiego Cmentarza Montmartre do ...