,,Młodość jest czasem uczenia się, lecz żaden wiek nie jest na to za późny.
Historia jest najlepszym antidotum na złudzenia o wszechwładzy i wszechwiedzy''
Sprawę budzącą wielką sensację,
rozpatrywał Sąd Okręgowy na sesji wyjazdowej
Skierniewicach.
''W tajemniczych okolicznościach
zamordowany został młody wieśniak spod Skierniewic, Ignacy
Rzepski. Zarąbała go siekierą służąca, Franciszka Białkówna.
Choć fakt zabójstwa popełniony przez nią, nie ulegał
wątpliwości, gdyż schwytano ją na miejscu zbrodni, władze
śledcze nie mogły łatwo dojść pobudek tak ohydnego morderstwa.
Białkówna początkowo dawała mętne i wykrętne odpowiedzi.
Dopiero u sędziego śledczego przyznała się, że została
namówiona do zabójstwa przez żonę Rzepskiego, która miała
kochanka. Występna niewiasta, według słów Białkówny, skusiła ją
do popełnienia morderstwa ,obietnicą dania jej posagu i dobrego
ożenku. Wynajęcia dziewczyny do zabójstwa, było dla władz niespodzianką, bowiem takie sprawy prawie nie zdarzały się dotąd.
O ile rozpowszechnione są zbrodnie, dokonywane przez wynajętych w
tym celu drabów, to posługiwanie się dziewczyną, należy do
unikatów. Dalsze okoliczności losu uwięzionej Białkówny, nie
pozwoliły władzom na dokładniejsze wyświetlenie okropnej zbrodni.
Białkówna w więzieniu dostała ataków furii i szału. Zaczęła
gryźć ludzi, napadała na współtowarzyszki celi więziennej i
rzucała się na dozorców. Z ust jej toczyła się pianą, a białka
oczu wywracała w nieludzki sposób. Gdy skierowano ją do
szpitala,lekarze doszli do nieoczekiwanych wniosków. Oto Białkówna
została ukąszona przez wściekłego psa i sama dostała
wścieklizny. Przez trzy dni konała wśród straszliwych męczarni.
Na podstawie zeznań Białkówny, osadzono w więzieniu
Stanisławę Rzepską, pod zarzutem podżegania morderczyni do
zbrodni. Do winy nie przyznała się dowodząc, że Białkówna
pogryziona przez wściekłego psa jeszcze przed uwięzieniem, mogła
zamordować Rzepskiego pod wpływem wścieklizny Na świadków,
obrona powołała kilka więźniarek, współtowarzyszek z celi
Franciszki , do których ta miała przyznać się, że oskarża
Rzepską przez zemstę.''
Wiadro wody wylane na głowę wpływa znakomicie na ostudzenie miłosnych zapałów …. ale czy tylko ?
''Księżacy Łowiczanie '' Aniela Maria Chmielińska (1868-1936)
[...] Drugi dzień Wielkiej Nocy. Przed świtaniem wyrusza młodzież, aby obejść pole przy śpiewie pieśni o Zmartwychwstaniu; na kopcach granicznych zakopuje palmę święconą, odmawia modlitwy. Palma chroni zasiewy od gradobicia.
Jest to dzień dyngusów i śmigusów. Dyngus: to podarek złożony z jajek. Dawny zwyczaj zanurzania dziewcząt w żłobach, beczkach, napełnionych wodą, zaginął; widuje się jeszcze chłopców, biegających po wsi z ręcznymi sikawkami; są to najczęściej przyrządy do wyrabiania kiełbas. Dziewczęta kryją się, zaczajone z wodą w garnuszkach. Młodzież kupuje coraz częściej wodę kolońską, a zwłaszcza perfumy i dyskretnie oblewa niemi wyróżniane dziewczęta[...]
fot.H. Rosiak wyd. Ruch 1973/74 dyngus w Popowie.
Wyd.Drużyny Harcerskiej - Łowicz 1937 r ( Zdzisław Pągowski.)
''Śmigus Dyngus, dobrze znany zwyczaj, który pozwala bezkarnie stłuc dziewczynę, żonę czy siostrę rózgą. Co więcej, później można ją jeszcze polać wodą. Zwyczaj ten pochodzi z czasów, gdy nasi słowiańscy przodkowie czcili bóstwa przyrody i natury, a w okresie marca i kwietnia organizowali imprezy mające uczcić zwycięską walką pomiędzy zimą a wiosną. Niewielu wie, że nim chrześcijaństwo zasymilowało ten zwyczaj, podpinając go pod Wielkanoc, były to dwie, zupełnie różne tradycje...''
''Zaledwie
ogłosiliśmy o zakopanych skarbach pod Radomiem, a już zgłosił się
do redakcji nowy gość, który opowiedział nam sensacyjną
historię:
— Działo
się to podczas wojny w okresie najgorętszych walk, jakie się
rozegrały w pobliżu Skierniewic
między armią rosyjską a niemiecką. Sytuacja była bardzo
niepewna. Szale zwycięstwa przeważały się to na jedną, to na
drugą stronę. Zmiany następowały tak błyskawicznie, że budziły
one raz po raz to popłoch w szeregach niemieckich, to w rosyjskich.
Wreszcie Rosjanie zaczęli ulegać pod naporem bagnetów niemieckich. Nie
chcąc dopuścić, by kasa pułkowa dostała się w ręce wroga,
zakopali ją w ziemi. Dużą
skrzynię srebra zakopano w ziemi pod Skierniewicami. Czynność tę
starano się wykonać w największej tajemnicy, lecz przypadek zrządził, że właśnie pobliżu tego miejsca znajdował
się przygodny świadek. Tym
świadkiem był przyjaciel mojego teścia — opowiada nam w dalszym
ciągu nasz gość, p. S.
A., którego nazwisko i adres znane są redakcji. Skarb ten nie
jest jedynym, jaki się znajduje pod ziemią skierniewicką. Wiadomo
nam również, że i Niemcy zakopali jaszczyk amunicyjny, w którym
ukryte było złoto i srebro. Różdżkarz, o którym pisały
„Ostatnie Wiadomości", ma więc olbrzymie pole do popisu.
Jaszcz ( jaszczyk)- dwukołowy wojskowy
wóz z okuwaną skrzynią do przewożenia amunicji .
— W
jaki sposób dowiedział się pan ,a przede wszystkim
pański
teść ,o istnieniu skarbów?
— pytamy
naszego informatora.
— Przyjaciel
mojego teścia długo chował tajemnicę owego skarbu i próbował
sam odnaleźć zakopane
monety, lecz to mu się nie powiodło. Dopiero na śmiertelnym łożu
przekazał tajemnicę mojemu teściowi. Teść ze swej strony przez 3
lata próbował skonstruować aparat, przy pomocy którego
mógłby dokładnie ustalić, gdzie pod ziemią znajdują się
skarby, lecz nadaremnie, dlatego postanowiliśmy skorzystać z pomocy
różdżkarza. Jeśli jego pomoc okaże się skuteczna, deklaruję
imieniem własnym i mego teścia znaczną część znalezionego
skarbu darować do dyspozycji „Ostatnich Wiadomości" na
cel, który redakcja ustali.
Adres
różdżkarza podaliśmy, na dalsze wyniki poszukiwań czekamy?''
Jaszcz – jednoosiowy pojazd
służący, przede wszystkim w artylerii konnej, do
przewożenia amunicji artyleryjskiej.
Zbrodni dokonano na małym przystanku kolejowym Bobrowniki między Łowiczem a stacją Nieborów. Po północy z soboty na niedzielę dwóch bandytów zamordowało dyżurnego ruchu i obrabowało kasę kolejową. O zbrodni zawiadomiono stację Łowicz, skąd na miejsce przybyli natychmiast ,powiatowy komendant policji kom. Wiechecki oraz lekarz powiatowy dr. Dietrich.
Nad ranem w dyżurce znaleziono martwego dyżurnego ruchu, Zygmunta Wiśniewskiego, pełniącego zarazem obowiązki przejazdowego. Mordercze strzały padły przez okno, gdy kolejarz siedział przy stole i pisał. Kula ugodziła Wiśniewskiego w policzek, przechodząc na wylot. Nie był to jednak strzał śmiertelny .Bandyci, widząc, że ofiara ich usiłuje wszcząć alarm, strzelili jeszcze kilkakrotnie. Jedna z kul przeszyła serce. Wiśniewski padł martwy.
Wówczas bandyci , prawdopodobnie w liczbie 2-ch wtargnęli do dyżurki i zrabowali kasetkę żelazną, oraz rower marki „Dafag“ pół balonowy, stanowiący własność Wiśniewskiego.
Z liczby sprzedanych biletów wynika że , w kasetce znajdowało się około 8-miu zł.
Z dokonanej sekcji zwłok wynika, iż Wiśniewski otrzymał dwa postrzały w prawy policzek i klatkę piersiową, oraz strzał śmiertelny w okolicę serca.
Sprawcami zbrodni byli prawdopodobnie bandyci, grasujący od pewnego czasu w tych
okolicach. Byli oni uzbrojeni w pistolety dużego kalibru typu „Colta". Zbrodniarze, jak ustalono, uciekli w stronę Skierniewic, wobec czego zawiadomiono również i tamtejszą policję. Za zbiegłymi mordercami zarządzono pościg.
''W
Łowiczu dokonana została potworna zbrodnia wśród wstrząsających
wprost okoliczności. W sobotę rano, w sławojce na
terenie domu parafialnego Kolegiaty Łowickiej znaleziono trupa
młodej kobiety z oznakami gwałtownej śmierci. Zamordowaną okazała
się 24-Ietnia Helena Jackowska z domu Dziedzic ,zamieszkała
ostatnio we wsi Górki Jastrzębskie pod Łowiczem. Sekcja zwłok
wyraźnie wskazywała na fakt okrutnego morderstwa: przecięcie
krtani i tchawicy aż do kręgosłupa. Przed poderżnięciem nożem,
ofiara duszona była szalikiem, który pozostał na szyi. Obie dłonie
u rąk pocięte, co dowodzi niezbicie, iż zabita broniła się niemal
do ostatniej chwili i stoczyła walkę z groźnym przeciwnikiem.
Śledztwo ustaliło, że zbrodni dokonał mąż Heleny , Józef
Jackowski pochodzący z , który poślubił ją przed 5- miesiącami.
Młody małżonek nie był chętny do pracy. Znany był z tego,
iż stale uganiał się za dziewczynami, co było powodem nie zgody
małżeńskiej. Żona jego bała się z nim być pod jednym dachem.
Drżała przed nim. Gdy zbrodniarz wpadł w szał, bił i katował
Helenę Jackowską w sposób niemiłosierny. Żądał od niej
nadzwyczajnych dowodów miłości... Zabronił jej po prostu patrzeć
na mężczyzn i mówić w ogóle o którymkolwiek z nich. Zamordowana
znosiła męki nieludzkie. W piątek ub. tygodnia Józef
J. zaproponował żonie swojej, aby z nim razem udała się
na jarmark do Łowicza. Po obiedzie w restauracji w Łowiczu, mocno
zakrapianą wódką Jackowski zawlókł żonę swą pijaną i
na pół przytomną na podwórze parafialne i w miejscowej ubikacji
tępym narzędziem w iście bestialski sposób zamordował ją
podcinając głowę prawie do kręgosłupa. Na ścianach
ubikacji wiele śladów krwi. Na podwórzu znaleziono
zakrwawioną czapkę Jackowskiego, który po morderstwie, uciekł w
stronę granicy niemieckiej. Za zbrodniarzem rozesłano listy gończe.''
[ Petryna
Adam przy swojej rzeźbie prezentowanej na wystawie
„Księżaczka w stroju ślubnym“. 1934 r.
Warszawska
siedziba Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych .]
Adam Petryna prawowity Księżok ze wsi Zapady z Księstwa Łowickiego ,który w ''Zachęcie '' artystom się nie kłaniał . Z warszawską „Zachętą" poznał się przed pierwszą wojną światową ,otarł się o Krakowską Akademię Sztuk Pięknych , ale że nie spodobało mu się tam, więc -ją cisnął i wrócił na wieś, rzeźbić po swojemu. Wróciwszy,
oświadczył miejscowym:
„Co ja tam będę siedział, ci
profesorowie potrafią mniej niż ja”.
Po powrocie z Krakowa ,Petryna,
jak przystało na gospodarza z Księstwa Łowickiego nosi się
szumnie i dumnie . Chodzi w spodniach pasiastych, wpuszczonych w buty
z cholewami, w czarnej kamizelce z rękawami, zapinanej na błyszczące
mosiężne guziki, w kapeluszu ustrojonym paciorkami i gałkami. Jako
pierwszy w parafii Godzianowskiej ,prezentuje sobie rower czym budzi
nie małą sensacje w okolicy, jak sam mówi jedzie ...wynajdywać innych, takich, jak on, samouków, dopomagać im, wskazywać drogę i kierować na artystów. Wszystkie te plany niweczy wybuch I wojny światowej . Opuszcza rodzinne strony ,na osiem lat .Jak sam później tłumaczy ze strachu przed zbrodniami pruskimi , zapowiadanymi przez propagandę rosyjską. Po powrocie do nowej rzeczywistości jaką nie wątpliwie jest odzyskanie niepodległości po 123 latach zaborów, Adam Petryna angażuje się w życie kulturalne i artystyczne okolicznych wsi i miasteczek .Jednym słowem Człowiek instytucja .Kustosz i zarazem dyrektor pierwszego muzeum w mieście Skierniewice . W latach 20 ub.w widzimy Go na różnych uroczystościach państwowych ,gdzie reprezentuje z grupą włościan region zwany wówczas Księstwem Łowickim .
Wywiad z Adamem Petryną , artystą rzeźbiarzem samoukiem w siedzibie :
''Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych ''Grudzień 1934 r.
''Reymontowy rzeźbiarz''
''Za pazuchą trzyma paczkę pism,
papierów, fotografii .Wyciąga zdjęcia i rozkłada na stole
reprodukcje rzeźb. Oto głowa panny młodej w
przybraniu weselnym wysoko uczesana, upięta welonem i
świecidełkami. Od słowa do słowa...
— czy pan dawno już rzeźbi?
Okazuje się, że Petryna od
dzieciństwa miał pasję do strugania i lepienia. Ciął
ornamenty na laskach, na kijach, na fujarkach wyrzynał
korę w ozdobny deseń, strugał zabawki dla dzieci. Rodzice nie
bardzo życzliwym okiem patrzyli na to wszystko. Chłopak do
porządnej roboty się nie bierze, jakiż z niego
będzie gospodarz!
— A ja — opowiada Petryna
— z ziemi fantazje różne
wysypywałem, jak były farby, to wydłubałem figurę i
malowałem kolorami. Dopiero ludzie się temu przyglądali
i mówili — o, on tego sam nie mógł zrobić, musi mu w tym
zły pomagać. Wieczorami lubiłem chodzić nad rzekę, jak
był księżyc . Patrzałem na drzewa i niebo, tony tam
były wtedy takie zagadkowe, tajemnicze . I znów się
ludzie zmawiali: po co on tak wychodzi na górkę? Pewnie
nie sam chodzi, pewnie mu diabeł wtedy robi figury.
— I jak pan ze wsi trafił
do Akademii ?
— Zajęła się mną pani
Maria Dzierżanowska, żona poety, i pan dr. Rybicki.
Przyszedłem raz do sklepu z laską, tam ją pani
Dzierżanowska zobaczyła, zaczęła oglądać, wypytywać
skąd ja jestem i skąd mi to przyszło, że takie
rzeczy wycinam. Zacząłem się uczyć, chodziłem najpierw
do szkoły rysunkowej, a potem wyjechałem do Krakowa.
Kraków, owszem, podobał mi się, miasto wiadomo, że jest
ciekawe pod względem historycznym i pod względem pamiątek, ale
w Akademii. psychicznie czułem się obco. Ja tak wieś
lubiłem, że trudno mi było w innym środowisku. A w
Akademii przyprowadzą jakiegoś modela, każą z tego
robić rzeźbę, to ja tego nie potrafiłem, takie to mi było
nudne. Więc poszedłem do prof. Laszczki i powiedziałem,
że mu bardzo dziękuję za naukę, ale tym rzeźbiarzem to
ja nigdy nie zostanę. Wrócę na wieś, do swoich i będę
po dawnemu rzeźbił wiejskie typy.
— Jednak pan został
rzeźbiarzem, tylko bez pomocy Akademii
— Ano tak. Pierwsza rzeźba, jaką
wystawiłem w'' Zachęcie" nazywała się :
„Staruszka Agata". Ta Agata
z „Chłopów" Reymonta.
/ Muzeum Narodowe w Warszawie https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/zbiory/354483 /
U nas jest przecie wieś
reymontowska Lipce i ludzie dobrze pamiętają Borynów.
Mówią, że Agatę Reymont znał i na niej się wzorował.
Agata, ta nasza prawdziwa nie była biedna ,ale jakoś nie mogła na
miejscu usiedzieć i chodziła od wsi do wsi, od krewniaków do
krewniaków. Już z niej taka była poetka, czuła
psychicznie, oczy zawsze miała utkwione w niebo, w
dalekość i tak patrzała, tak patrzała...
— Czy w Łowickiem pamiętają o
Reymoncie? Znają „Chłopów"?
— Biorą z różnych bibliotek,
z czytelń, znoszą do domu, a i owszem czytają. Reymont
zanadto ich oczernił . Ja rozumiem, że jemu chodziło o
siłę, o dramat, ale ludzie tłumaczą, że on to
zanadto stronnie pisał, bo po prawdzie Księżacy tacy nie
są. U nas człowiek jest dobroduszny, jak się pokłóci,
no to się może i pobije, nie bywało zaś nigdy tak, żeby syn
ojca chciał zastrzelić. Ani takich kobiet, jak Jagusia, też
nie ma. Nie zdarzały się takie wypadki. Wszystkich
reymontowskich bohaterów mamy rzeźby. Są porzeźbieni i stoją w
sali w Ognisku Księżackim.
— To jest Ognisko Księżackie?
— A jest. We wsi Złaków Kościelny,
pisze się na pocztę Zduny.
Założyliśmy Ognisko, żeby tam
zbierać sztukę ludową, kupować co się nieraz niszczy po
chałupach nieraz i nikt uwagi na to nie zwraca. W
Ognisku też mieli się uczyć tacy, jak ja byłem za młodości.
Ognisko zajmowało się nimi, żeby już im nikt nie mówił, że z
diabłem się zadają i przy jednym stole wspólnie jadają . Ale
teraz jest inny Zły... Wtrącają się nam ciągle nauczyciele,
urządzają jakieś odczyty do niczego nie podobne,
całkiem nam to Ognisko zabrali. Wojewoda to się już tak na nas zawziął. Dopierośmy podali
skargę do Pana Prezydenta, teraz wnieśliśmy drugą skargę. Trzeba to wszystko zmienić, bo Ognisko
marnieje, ludzie się odsunęli, a już nawet ksiądz zabronił tam chodzić do tego nauczycielskiego
bezbożnictwa. Ciągłe są kłótnie o to Ognisko, aż mi w domu
wyrzucają, że nie dbam o grunt, tylko ciągle z tym się szarpię.
— Pan ma gospodarstwo?
— A jakże, mam. Półtora hektara.
Tylko ciągle od niego odbiegam. Jak
była wojna, to trafiłem aż do Tbilisi . Tam jeździłem z
armeńską ekspedycją archeologiczną i robiłem rysunki i kopie posagów,
starożytnych rzeźb. Teraz znowu pójdę z domu, bo chce
ksiądz proboszcz z Lipiec, żebym mu malował kościół.
- Czy to owe
Lipce z „Chłopów" ?
- Te same.
Będziemy w tym roku robili
obchód na cześć Reymonta i pięknie zapraszamy!
A będzie w
karnawale jakie u nas wesele, też warto przyjechać. Popatrzeć na
nasze stroje, na tańce, na zabawę. Tak, tak, nie jest brzydko u
Księżoków! ''
MUZEUM IM. WŁADYSŁAWA REYMONTA W SKIERNIEWICACH na "Placu Zielonym''
W
grudniu 1902 roku na prośbę prawosławnej ludności Skierniewic ,
car Mikołaj II Aleksandrowicz Romanow, tytularny król Polski
i wielki książę Finlandii ,ofiarował parcelę w rogu pałacowego
parku, na tzw. ,,placu zielonym'' ,wychodzącą na główną
ulicę miasta ,pod budowę cerkwi prawosławnej. Cerkiew
zburzono w okresie międzywojennym, za nim to uczyniono w opuszczonej
cerkwi urządzono muzeum im. W. Reymonta, staraniem artysty
-rzeźbiarza Adama Petryny w 1926 roku. Obecnie w tym miejscu
znajdują się szklarnie Instytutu Warzywnictwa. Z cegieł cerkwi
została wybudowana między innymi plebania przy ul. Senatorskiej
dla kościoła św. Jakuba.
W
latach 1920–1922 ,sejmik skierniewicki ,który dzierżawił
bezużyteczny budynek cerkwi od Rządu RP ,oddał w bezpłatne
użytkowanie wojsku ,następnie Szkole Głównej Gospodarstwa
Wiejskiego, wtedy składowano w niej zboże. W grudniu 1923 r. za
zgodą Przewodniczącego Wydziału powiatowego tymczasowo przekazano
budynek na pracownię artyście z Zapad .Zajmował dwa pomieszczenia
małej cerkiewki , urządził sobie tam pracownię rzeźbiarską i
mieszkanie.
W 1926 r. ówczesny starosta skierniewicki, Wacław Maurycy Gajewski, na wniosek rzeźbiarza , Adama Petryny, powołał komitet organizacyjny muzeum. Zdawało
się, że projekt Petryny znajduje się na najlepszej drodze do
realizacji Z początku wszystko szło jak z płatka - sejmik uchwalił
zapomogę dla muzeum sam starosta stanął na czele komitetu , wdowa
po twórcy „Chłopów" przysłała cenne pamiątki...
Tymczasem,
ni stąd ni zowąd p. starosta kazał zlikwidować muzeum, gdyż
uważał, że cerkiew nadaje się wyśmienicie na... skład węgla
(!).W styczniu 1927 r. Adama Petrynę eksmitowano z budynku cerkwi .
/ O perypetiach i kłopotach z MUZEUM IM. WŁADYSŁAWA REYMONTA W SKIERNIEWICACH ,więcej dowiemy się sięgając po : ''ROCZNIK SKIERNIEWICKI Studia z dziejów miasta i regionu '' Tom IV w artykule Pani
Kingi Doleżal-Kijo /
Choć
muzeum zakończyło swoją działalność, Adam Petryna nie poddał
się i nadal pragnął tworzyć i promować kulturę księżacką.
Pisał do różnych instytucji i udało mu się zainicjować
stworzenie domu pracy dla twórców ludowych. W lutym 1928 r. został
zatwierdzony statut Księżackiego Ogniska Kultury, Sztuki i
Przemysłu Ludowego w Złakowie Kościelnym.
/ Spacerkiem w lata 30 ubiegłego
wieku.Złaków Kościelny -pow. Łowicz /
Księżackie
Ognisko Kultury, Sztuki i Przemysłu Ludowego, które powstaje 8
lutego 1928 roku za sprawą , rzeźbiarza ludowo Adama Petryny, (z
lewej)
Adam Petryna urodził się 15 stycznia 1881 r. Był najstarszym synem Józefa i Anastazji z Durów - zmarł 26 sierpnia 1942 r.
''Działo się w Godzianowie dnia 28 sierpnia 1942 roku. O godzinie 11 rano stawili się Wojciech Tuka i Jan Tuka pełnoletni rolnicy z Zapad i oświadczyli, że dnia 26 sierpnia roku br., o godzinie ósmej wieczorem zmarł w Zapadach Adam Petryna, lat 61 mający, kawaler, artysta rzeźbiarz urodzony i zamieszkały w Zapadach, syn Józefa i Anastazji z Durów, małżonków Petrynów. Po przekonaniu się naocznie o zejściu Adama Petryny, akt ten stawiającym przeczytany, przez nas i przez nich podpisany został.''
Wieszczowi
-Lud Księżacki z Łowickiego (1927 r.)„Bo królom był równy…
Sprowadzenie
zwłok Juliusza Słowackiego z paryskiego Cmentarza Montmartre do
katedry na Wawelu w Krakowie w czerwcu 1927 roku było największym
państwowym widowiskiem w okresie międzywojennym.
Delegacja
Księżaków pod przewodnictwem Adama Petryny z Zapad -Warszawa
14
listopada 1926 r. w parku Łazienkowskim w Warszawie odbyło się
uroczyste odsłonięcie pomnika Fryderyka Chopina, obecnie
najbardziej znanego polskiego monumentu.
Delegacja
przedstawicieli Księstwa Łowickiego ,składa wieniec przed
pomnikiem Fryderyka Chopina. . A.Petryna -drugi z lewej (zbiory NAC )
Uroczystość odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina w Łazienkach w Warszawie.