Łączna liczba wyświetleń

sobota, 29 marca 2025

KU CZCI POLEGŁYCH LEGIONISTÓW - Bednary gm. Nieborów 1938 r.

 



Październik 1914 r. 

'' O Boże ! a ten tu nawet katolik ..... jakiś głos przerwał moje majaczenia. Uniosłem głowę wyżej, słysząc polską mowę; chłop jakiś ze zdziwieniem przyglądał mi się,a gromada wyrostków nachyla się nade mną mówiąc:,, o żyjeta człowieku i bardzoście raniony?" Gdybym dostał się do swoich, to bym może się wyleczył mówię. "Cichojta zara to jako zrobimy''

A oni, "Młodzi Narwańcy" poszli szerokim i bitym gościńcem krakowskim w daleki i wielki świat- do Polski, której nie było, o której jednak marzyli i śnili.To była ich prawda; prawda jedyna. Prawda wielka i piękna, jak pięknym i wielkim był ten Boży świat w ich młodych oczach.

W 1935 roku, z inicjatywy Związku Legionistów w Łowiczu, powołano komitet organizacyjny budowy pomnika-kapliczki Czynu Legionowego pod Bednarami w działaniach tych brali udział mieszkańcy gmin Kompina i Nieborów. Projekt kapliczki wykonali Michał Kahan, ks. Antoni Piotrowski - kierownik Szkoły Powszechnej w Nieborowie i kpt. Tadeusz Stanisław Kura – komendant powiatowy Przysposobienia Wojskowego w Łowiczu. W przygotowania włączył stacjonujący Łowiczu od 1921 r. 10 Pułk Piechoty. 

Ustalenie nazwisk legionistów poległych pod Bednarami 

''Obywatelski Komitet Powiatowy Budowy Pomnika ''Czynu Legionowego ''komunikuje następujące pismo p. Józefa Wilkoszewskiego z Kompiny w sprawie poległych dwóch legionistów pod Bednarami w październiku 1914 r:

Uprzejmie komunikuję, że w miesiącu październiku 1914 r. nieznany mi bliżej oddział legionistów Polskich kwaterujący we wsi Julianów gminy Nieborów, brał czynny udział w walkach z moskalami w okolicach wsi Bednary - Nieborów. W czasie szarży kawalerii rosyjskiej na oddziały austriackie pod wsią Julianowem poległo 2 legionistów polskich, którzy według oświadczenia kawalerzysty rosyjskiego  dragona Tymofieja  Bondareńko, kwaterującego w domu mego ojca, nie chcąc poddać się  do niewoli, bronili się do ostatnich sił i zostali prawdopodobnie zarąbani szablami, gdyż wymieniony dragon Bondareńko chełpił się wieczorem do swych kolegów , że „ zarubił 2 polskich sokołow".

Zwłoki wspomnianych legionistów, zostały pochowane gdzieś w pobliżu kapliczki przy drodze bitej Kompina- Nieborów, znajdującej się na granicy wsi Bednary- Juljanów parcela. W 1916 roku zwłoki te zostały pochowane na cmentarzu wojskowym niemieckim w Kompinie na gruncie Jana Materkowskiego, gdzie spoczywały do 1931 roku.

W 1931 roku, gdy nastąpiła likwidacja cmentarza wojskowego w Kompinie, zwłoki wspomnianych legionistów zostały przeniesione do wsi Kurabka, gminy Bolimów i spoczywają prawdopodobnie na cmentarzu wojennym, znajdującym się na gruntach Feliksa Dywańskiego względnie Mateusza Wasilewskiego. Na grobie tym winny być płyty betonowe z napisem w języku niemieckim „2 Polnische Legjoner", bez wymienienia nazwisk. Innych danych pobytu Legionistów Polskich z czasów wojny światowej podać nie mogę. Komitet posiada dane, że nazwiska poległych brzmią :

Henryk Gąszczewski, student politechniki we Lwowie oraz

Karol Wendzel, rzemieślnik , obaj z Żywca.''



Kapliczkę - pomnik poświęcono 30 października 1938 r. w 24 rocznicę tragicznego wydarzenia z października 1914 r.  Poświęceniu kapliczki towarzyszyła patriotyczna uroczystość z udziałem kompanii honorowej i orkiestry 10 Pułku Piechoty z Łowicza, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej z Nieborowa, przedstawicieli organizacji społecznych i licznie zgromadzonej ludności z okolicznych wiosek. Aktu poświecenie kapliczki dokonał ks. Jędrusiak były kapelan 10 Pułku Piechoty. Tablice odsłaniał starosta łowicki Władysław Staszewski. Ważnym momentem uroczystości był akt dekoracji Krzyżami Zasługi Marii Sosnowskiej i Jana Chojeckiego, którzy uratowali rannych legionistów. Ogłoszono oficjalnie, że zgodnie z uchwałami gmin w Nieborowie i Kompinie, droga przy której usytuowana jest kapliczka, będzie odtąd nosić nazwę Alei Legionów Polskich.



Na frontonie białej kapliczki umieszczono dwie tablice z czarnego marmuru. Pierwsza tablica wmurowana z lewej strony frontu kapliczki tablicy zawiera napis:

GMINA NIEBORÓW SWOIM OBROŃCOM POLEGŁYM W 1919-1920 ROKU.”

Poniżej wypisano 23 nazwiska poległych żołnierzy z nazwami ich rodzinnych miejscowości: - Arkadia - Bełchów - Dierzgów – Łasieczniki – Mysłaków – Karolew – Piaski. Tablicę tę ufundował komitet obywatelski gmin Kompina i Łowicz.

Na drugiej tablicy umieszczonej z prawej strony widniał napis:

"KOŁO PIĄTKÓW 1 BRYGADY • JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO • TOWARZYSZOM BRONI • W 1914 ROKU • POLEGŁYM W POBLIŻU TEJ KAPLICY • Z ŻYWCA • Ś. P. GĄSZCZECKI HANRYK – UR.1893 ROKU WENDZEL KAROL UR. 1892 ZMARLI Z RAN SZAFRANSKI STEFAN KOSZYKIEWICZ MIECZYSŁAW.



Tę tablicę podobnie jak strzeleckiego orła symbolicznie wieńczącego wieżyczkę kaplicy ufundowało warszawskie Koło Piątaków I – Brygady Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Wnętrze kaplicy chroniła dwu skrzydłowa, oszklona krata ozdobiona dwiema odlanymi z brązu odznakami I Brygady Legionów ufundowanymi przez 10 Pułk Piechoty z Łowicza. Na ołtarzu wewnątrz kaplicy znajdował się oraz św. Józefa ofiarowany przez hr. Edwarda Bernarda Raczyńskiego ambasadora RP w Londynie .



,,GRONIE,, - Kwartalnik poświęcony sprawą Żywiecczyzny 1939 rok

Edward Białek.

''Wspomnienia z pierwszej ofensywy na Warszawę Październik 1914 r''


''Rano przez Mszczonów, Skierniewice omijamy Warszawę, by na noc stanąć w Bełchowie''

(…)Na komendę „wystąp” i „rynsztunek zdejm” Białek, Górny, Gąszczecki, Gancarz, Koszykiewicz i Wandzel – zrzucamy tornistry, zabieramy chlebaki, do nich chleb i naboje. Żwawo i z zadowoleniem spełniliśmy rozkazy i opatrzywszy karabiny, po założeniu bagnetów i zabraniu niezbędnych przedmiotów, wyruszamy w kierunku Nieborowa. Początkowo w kolumnie dwójkowej maszerując, mijaliśmy to pojedynczych kawalerzystów niemieckich, to znów oddział w sile pół szwadronu, śpiesznie wycofujący się ku Bełchowa . Stefek Szafrański objaśnia nas: „mamy zbadać, czy Moskale sforsowali Bzurę, czy zajęli Bednary i mniej więcej w jakiej sile”.

Idziemy dalej. Za Nieborowem spotykamy mijający nas oddział konny niemiecki, wycofujący się za Nieborów. Zobaczywszy nas, przyszli krzycząc: „In Bednary sin die Russen”, a oficer niemiecki mówi Szafrańskiemu: „Bednary gefangen, die Russen”. Ale Szafrański powiada: „rozkaz jest rozkaz” i na drodze przerobił jeszcze z nami parę chwytów: „Na ramię broń” i „Prezentuj broń! Do nogi broń!” i tak parę razy. (…) Mijając, penetrujemy we dwójkę Julianów, nie zauważając nic szczególnego, jedynie potwierdzają się otrzymane po drodze wiadomości o zajęciu Bednar (…). Za torem Szafrański robi szkic sytuacyjny, my obserwujemy przedpole, podając mu niezbędne szczegóły. Wreszcie meldunek gotów. Poniesie go Górny, który wraca do kompanii, a my posuwamy się naprzód.

Z prawej strony widzimy oddział kawalerii zmierzający do drogi, którą kroczymy; ktoś za mną mówi: „pewnie Niemcy”, ktoś inny nieśmiało: „może Moskale”. Dzień był pochmurny, jesienny, po deszczu i dlatego trudno było odróżnić szczegóły. Mniemaliśmy, że pewno jeszcze jeden patrol niemiecki się wycofuje. Z prawej strony zza gaju drzew, od kępiny wysuwa się następny oddział kawalerii. W tej chwili któryś z kolegów krzyknął: „Rany Boskie, przecież to Moskale”.

Pierwszy oddział Kozaków już zbliżył się ku nam o jakieś 200-300 metrów. Przystajemy… Karabiny do oka i salwami strzelamy, jeden raz, drugi, trzeci, czwarty… Skłębiło się  w kolumnie i szpica zwiewa w nieładzie. My wycofujemy się biegiem, strzelając bez przerwy, po drodze w biegu repetuję (…). Kule świszczą koło uszu. Przed torem kolejowym jeszcze z kolana strzelamy szybko salwami. Spadają jeźdźcy, biegają luźne konic. Widzimy, że  rozwinięta w tyralierę reszta jazdy otacza nas skrzydłem, przekraczając tor.

Mam już tylko naboje w magazynie karabinu. Skokami biegniemy z powrotem przez tor. Przy drodze widać kapliczkę i chaty Julianowa. Jesteśmy zmęczeni i pot zalewa nam oczy. Postanawiamy wobec niemożności wydostania się z matni bronić się obok tej kapliczki do ostatka. Strzelamy dalej.

Słyszę krzyk chwiejącego się Koszykiewicza: „Koledzy, jestem ranny”. Biegniemy, podciągamy go bliżej. Pada od kuli Szafrański. Wpada na nas z wyciem „ura, ura” czerń kozacka. Pada cięty w głowę szablą Gancarz. Słyszę „zdajsia”. Odbijam karabinem skierowane do mnie lance, ale od mocnego pchnięcia w pierś i zęby przewróciłem się. Przewala się po mnie czerń. Migają podkowy kopyt skaczących koni… Wszystko kłębi się. Nagle ukłucie gdzieś w biodrze… kilka strzałów, rozlewające się po plecach ciepło i bezwład ciała… (…). Leżę na przedpolu; przez niedomknięte powieki widzę zwisające na zagonie ciało kolegi, którego rozpoznać jednak nie mogę. Słyszę gdzieś blisko człapanie kopyt końskich; przyciskam twarz do ziemi i leżę nieruchomo z zarzuconą ręką ponad głową (…). Ktoś pochyla się nade mną, szarpnięciem za pas odwraca mnie twarzą do góry i majstruje coś koło klamry pasa,  starając się go rozpiąć. Wstrzymałem oddech, leżąc bezwładnie. Ktoś otworzył zamek pasa. rozpiął płaszcz i obszukawszy kieszenie zabrał zegarek, scyzoryk, dzienniczek z notesem, listy, portmonetkę… Odsuwa się i słyszę głos w pobliżu: ,,Wot sobaka. Imiejet czornyj chlib i biclyj chlib”.(…) Nareszcie uciszyło się. Odetchąłem z ulgą. Leżąc dość długo spłynąłem krwią i osłabłem, majaczyłem w półśnie. (…) . – A ten tu nawet katolik …. jakiś głos przerwał moje majaczenia. Uniosłem głowę wyżej, słysząc polską mowę; chłop jakiś ze zdziwieniem przyglądał mi się, a gromada wyrostków nachyla się nade mną mówiąc: ,,0 żyjeta człowieku i bardzoście raniony?” „Gdybym dostał się do swoich, to bym może się wyleczył” – mówię. „Cichojta – zara to jako zrobimy” i podrapawszy się po głowie, wziął mnie za ramiona, ktoś mu jeszcze pomagał nieść za nogi i tak ponieśli mnie do najbliższej chałupy (…).

Na moje prośby, aby zobaczył, czy może który z kolegów jeszcze żyje, odpowiedział mi, że leży kilku na polu, ale zabici. Prosiłem więc, by przyniósł choć cokolwiek z ich rzeczy, jakie mają przy sobie. Poszedł Chojecki i przyniósł książeczkę do nabożeństwa, ale nie wiedziałem do którego z kolegów należała.  (…).

Nadeszła noc. (…) Po chwili wtoczył się do izby umazany krwią Koszykiewicz. Krzyknąłem: „to ty Mietek!” ,,0Edek – jęczał – popatrz jak mnie poharatali. Zęby lancą wybite, nogi przestrzelone i jeden wbił mi lancę w pachwinę.” (…) Jeszcze raz prosiłem, by zobaczył, czy który jeszcze żyje, ale powiada Chojecki: „ino dwóch leży zabitych pod kapliczką”. Włożono nas potem na drabiniasty wóz wymoszczony słomą, głowami na zewnątrz, zakrywając nas słomą od góry, a furman powiózł nas przez jakieś zagony i wertepy(…). Nie koniec jednak losów uczestników patrolu pod Bednarami (…).  Stefan Szafrański z przestrzelonymi płucami dostał się do niewoli rosyjskiej, lecz szpital został odbity przez wojska niemieckie, które wywiozły go do jednego ze szpitali w Niemczech, gdzie po roku zmarł. Koszykiewicz Mietek wstąpił ponownie do Legionów i został znów ranny pod Przepiórowem i po tej ranie zmarł.

Jak podają zgodnie Górny i Gancarz, obaj ciężko ranni wzięci do nie woli, Rosjanie ponieśli o wiele większe straty,  bo sami obliczali je na 20 zabitych i 9 rannych. (…) Cofnęli się do majątku za Kępiną, zabierając ze sobą  rannego od cięcia szablą w głowę Antoniego Gancarza. Również i Staszek Górny broniąc się do ostatka. H-krotnie ranny, dostaje się do niewoli, po czym wywieziony został do szpitala w Warszawie, a następnie na Syberię. Poległych pod Bednarami Wandzla i Gąszczeckiego pogrzebano przy drodze obok kaplicy”(...)










niedziela, 23 marca 2025

''Elektrykiem'' ze Skierniewic do Warszawy (lipiec 1953 rok)


 

Już od poniedziałku   ludność pracująca Skierniewic oraz miejscowości położonych przy linii kolejowej Skierniewice — Warszawa, będzie mogła jeździć do War­szawy bez  przesiadki w Żyrar­dowie zelektryfikowanymi po­ciągami osobowymi. Elektryfikacja linii Żyrardów — Skierniewice jest pierwszym etapem budowy wielkiego szlaku elektrycznego Warszawa —Staiinogród. (Katowice)

W niedzielę, 5 - lipca 1953 roku o godzinie 11 minut 20 odbyło się uroczyste otwarcie nowego odcinka  elektrotrakcji Żyrardów - Skierniewice. Otwarcia nowej linii dokonał wiceminister Kolei Popielas, który przybył do Żyrardowa specjalnym pociągiem wraz z przedstawicielami Rządu i Partii oraz budowniczymi tej trakcji : robotnikami, technikami ,inżynierami . 

Wiceminister Popielas dziękując budowniczym nowego zelektryfikowanego odcinka podkreślił, że nowoczesna trakcja elektryczna na odcinku Żyrardów-Skierniewice, to tylko fragment wielkiej inwestycji planu 6-letniego — elektryfikacji linii kolejowej Warszawa— Stalinogród. W imieniu społeczeństwa Żyrardowa podziękowała za uruchomienie nowego odcinka linii kolejowej poseł na Sejm, wiceprzewodnicząca Prezydium Miejskiej Rady Narodowej tow. Maria Stelmachowa oraz Helena Kwiatkowska, prządka Żyrardowskich Zakładów Lniarskich, która przemawiając w imieniu robotników Żyrardowa oraz robotników pracujących tu, a dojeżdżających z okolic Skierniewic, złożyła gorące podziękowanie władzy ludowej i Partii za oddanie nowej linii pociągu elektrycznego Z Żyrardowa udekorowany zielenią, barwami narodowymi i portretem Wielkiego Budowniczego Polski Ludowej towarzysza Bolesława Bieruta, pociąg prowadzony przez starszego maszynistę Jerzego Kartosińskiego i pomocnika Juliana Ziejowskiego z DOKP Warszawa- Grochów ruszył w kierunku Skierniewic. W drodze do Skierniewic pociąg zatrzymywał się na każdej stacji i wszędzie był witany radośnie przez miejscową ludność. W prostych słowach mieszkańcy tych okolic dziękowali państwu za stwarzanie coraz lepszych warunków bytowych. M. in. na przystanku w Rawce, chłopka Bronisława Wilczyńska wzruszonym głosempowiedziała do wiceministra Popielasa:

— Widzimy, że nowa linia kolei elektrycznej, to przykład troski Rządu Ludowego o potrzeby ludzi pracy.

Gdy wiceminister żegnał się z Wilczyńską na stacji wypuszczono stado gołębi, a zebrani wznieśli okrzyk: 

„Niech żyje pokój“.

Również mieszkańcy Skierniewic serdecznie przywitali elektryczny pociąg. Stacja kolejowa, udekorowana była flagami i transparentami. Przybyłych tu gości powitali:

I sekretarz Komitetu Powiatowego tow. Franciszek Rogalski, przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej, tow. Antoni Ruszkowski i przodownik pracy z huty szkła Dymecki. Nowoczesna elektrotrakcja usprawni komunikację na odcinku kolejowym Warszawa — Skierniewice. Zamiast dotychczasowych 10 pociągów do Żyrardowa, z których tylko 5 było skomunikowanych ze Skierniewicami, do Skierniewic z Warszawy odjeżdżać będzie obecnie 13 pociągów na dobę.  Ludzie pracy, młodzież szkolna, będą mieli sprawniejszy i szybszy dojazd do zakładów pracy w Żyrardowie, Ursusie, do wyższych uczelni w Warszawie. Mieszkaniec Skierniewic Józef Janczewski pracuje w Zjednoczeniu Przemysłowo - Budowlanym nr I w Warszawie jako posadzkarz. Gdy w sobotę skończył pracę o godz. 13-ej dopiero o godzinie 17-ej był w domu, obecnie podróż do pracy i do domu będzie trwała znacznie krócej. Przodownik pracy z Ursusa, tokarz Kazimierz Paradowski  z niecierpliwością czekał na zelektryfikowanie linii kolejowej  Żyrardów — Skierniewice. Szybciej przyjedzie teraz z pracy do domu  i więcej czasu będzie  mógł poświęcić na naukę .

A takich jak Janczewski i Paradowski jest znacznie więcej .Z samych Skierniewic około 5 tys. ludzi dojeżdża codziennie do Warszawy.





Przy elektryfikacji tego od­cinka wyróżniło się wielu pra­cowników, a między nimi szcze­gólnie monterzy Mieczysław Wieczorkiewicz, Eugeniusz Wierczyński, Wacław Bonikowski i inni. Roboty ziemne i torowe wy­konało Przedsiębiorstwo Robót Komunikacyjnych 7 pod na­dzorem technicznym DOKP —Warszawa. Przy pracach tych wyróżnił się inż. Janusz Jan­kowski.  




Wykonanie tej inwestycji by­ło trudnym zadaniem, ponieważ roboty musiały być wykonane bez szkody dla normalnych przewozów, w czasie krótkich, wyliczonych na minuty zam­knięć poszczególnych odcinków linii kolejowej. Dzięki rozwija­jącemu się wciąż socjalistycz­nemu współzawodnictwu pracy w zespołach i indywidualnie wśród brygad robotniczych, wy­konujących normy w granicach 200 procent, dzięki wysiłkom i ofiarności pracowników świa­domych wagi powierzonego im zadania, wszystkie trudności zostały pokonane Do wykonania odcinka elek­trotrakcji Żyrardów — Skier­niewice użyto dużych ilości materiałów. M. in. dla robót budowlanych 460 tysięcy sztuk cegieł, 150 ton cementu, 96 ton żelaza. Dla robót torowych uży­to 1.772 ton szyn, 17 tysięcy podkładów. Dla wykonania słupów do sieci trakcyjnej użyto 150 ton cementu, 145 ton żela­za konstrukcyjnego, ponadto — na sieć — kilkaset ton innych materiałów. Materiały i wypo­sażenie dostarczone zostały przez przemysł krajowy.






środa, 19 marca 2025

Dziewczę z Łowicza powiada .../1928 rok/


[ warto zwrócić też uwagę na jeden element Księżanki w ręku ]
 

''Moja bielizna jest zawsze śnieżno-biała, bo w wyborze mydła jestem bardzo ostrożna. Używane przeze mnie mydło musi oszczędzać bieliznę, być wydajne i tanie.

Dlatego też zawsze kupuję:''



W 1921 r. pojawiła się pierwsza partia mydła marki „Jeleń”. Fabryka należała wówczas do Towarzystwa Przetworów Tłuszczowych „Saturnia”. Do produkcji mydła „Jeleń-Schicht” używano najlepszych gatunków tłuszczów roślinnych, w tym oleju kokosowego i palmowego oraz najlepszych tłuszczów zwierzęcych, posiadających do 75% zawartości kwasów tłuszczowych. W produkcji stosowano tłuszcze rozszczepiane nowoczesną metodę Krebitza. Wówczas rozpoczęto produkcję kosmetyków na małą skalę. 


W 1926 r. niemiecki koncern „Schicht” przejął całkowicie kontrolę nad zakładem. Od 1928 r. nazwa brzmiała Przemysł Tłuszczowy „Schicht” S.A. W 1930 roku (w innym źródle 1935) do spółki przystąpiła angielska firma „Unilever” Ltd, co spowodowało ostatnią przed wojną zmianę nazwy koncernu i fabryki na Przemysł Tłuszczowy „Schicht-Lever” SA. Koncern stał się monopolistą w produkcji mydła i proszków do prania oraz innych przetworów tłuszczowych. Do najbardziej znanych produktów należały mydła „Jeleń Schicht” i „Biały Jeleń”, oraz „Radion” – proszek piorący, „Lux” – środek do prania delikatnych tkanin, „Vim” – do czyszczenia i szorowania .

W latach dwudziestych i trzydziestych znak Jelenia w Polsce kojarzył się z niemiecką wytwórnią Schicht, której wyrób był mocno reklamowany i odniósł duży sukces nie tylko na naszym rynku.


- Kawiarnia "Gastronomia" przy zbiegu ulic Nowego Światu i Alej Jerozolimskich w Warszawie-widok zewnętrzny. Widoczne neony reklamowe i reklama mydła Schicht Jeleń-rok 1934





W latach 20 i 30 ubiegłego wieku bardzo często na fotografiach z udziałem Księżaków pojawia się jeden element ,który charakteryzuje podejście mieszkańców Księstwa Łowickiego do swojej wiary .....





















niedziela, 16 marca 2025

Łowicz - 1898 r.- Katyń 1940 r/ Kazimierz Puzdrakiewicz


Ppor. rez. Kazimierz Ferdynand Puzdrakiewicz s. Stanisława i Władysławy z Górskich, ur. 2 III 1898 w Łowiczu. Absolwent Wydziału Budownictwa Lądowego. Uczestnik wojny polsko -sowieckiej 1920. Ppor. od 1 IX 1932, przydzielony do kadry OK I. Zmob. do 6 pp Leg.

Kazimiera i Kazimierz Puzdrakiewiczowie pochodzili z Łowicza,  pobrali się i zamieszkali w stolicy. Mieli dwójkę  dzieci: syna Zdzisława i  córkę Gabrielę. Mieszkali przy ul. Wiejskiej, niedaleko gmachu Sejmu. Piękne czteropokojowe mieszkanie, z ciepłą wodą. Na ówczesne czasy - wyjątkowy luksus. W okresie między wojennym p. Kazimierz pracował m.in. jako intendent Belwederu. Od czasu do czasu z całą rodziną odwiedzał swoich bliskich ,którzy mieszkali w Łowiczu .

Wrzesień 1927 rok. 

Na szosie pod Łowiczem wydarzyła się straszna katastrofa samochodowa. Poszkodowani w wypadku to: intendent Belwederu p. Kazimierz Puzdrakiewicz, jego żona Kazimiera oraz siostra Irena Puzdrakiewiczówna, jako też szofer Malinowski. Zawiadomiony o wypadku ojciec , posiadający w Łowiczu przy ul. Warszawskiej zakład krawiecki zemdlał na widok ciężko rannych: córki, syna i synowej . Staruszka z trudem przywrócono do przytomności .Z kolumny samochodowej generalnego inspektoratu sił zbrojnych w Belwederze -4 września wyruszył rano samochód ''Cadillac ''nr.25 ,pozostający do dyspozycji majora Wendy .Z polecenia mjr. Wendy ,popularna w Warszawie maszyna wojskowa oddana została na dzień do dyspozycji intendenta Belwederu p. Puzdrakiewicza .Samochód podążył w stronę Łowicza ,gdzie mieszkali rodzice p. Kazimierza .Maszynę prowadził ,jak zwykle szofer auto kolumny belwederskiej Czesław Malinowski .


/ CADILLAC SERIES 314 – rok 1927
Producent: Cadillac Motor Car Co., Detroit, Michigan, USA. /
 

W odległości 4 kilometrów od Łowicza ,samochód pędził z zawrotną szybkością .Nagle pękła opona przedniego koła samochodu ,szofer Malinowski ,słysząc huk pękniętej opony ,błyskawicznie zatrzymał auto ,ale tak nieszczęśliwie ,że wskutek nagłego wstrząsu zerwało się koło samochodu. Auto przewróciło się do góry kołami, przygniatając całym swoim ciężarem pasażerów .W momencie tej katastrofy szofer Malinowski został wyrzucony z siedzenia w powietrze .Spadając ,uderzył głową o kamienie z taką siłą ,że poniósł śmierć na miejscu. Na ratunek pospieszyli przechodzący szosą włościanie ,którzy wydobyli spod szczątków maszyny ciężko rannych pasażerów .Rannych przewieziono w stanie zagrażającym życiu do szpitala św. Tadeusza w Łowiczu. Na wieść o wypadku wyruszyła z Warszawy sanitarka z auto kolumny belwederskiej z komendantem kpt. Heyem na czele .Przewiezienie rannych do Warszawy okazało się ze względu na ciężki stan poszkodowanych niemożliwe .

Wrzesień 1939 r.

''...6 września pożegnał się z nami, ucałował i zapewniał, że niebawem wszystko się skończy i wróci - wspomina pani Gabriela.''


- Tata w 1920 r. zgłosił się do wojska jako ochotnik. Świetnie strzelał. We wrześniu 1939 r. strasznie musiał żałować, że nie mógł wykorzystać tych umiejętności, gdy padł rozkaz niestrzelania do żołnierzy sowieckich - przypuszcza pani Gabriela.

- Uczył mnie tańczyć walce, kujawiaki, wysłał nas na naukę gry na fortepianie (sam grał na gitarze), naukę języka niemieckiego. Razem jeździliśmy na łyżwach, a tata jeszcze na nartach nad Morskim Okiem - wspomina ojca z dumą Córka . 

Podporucznik Puzdrakiewicz, zmobilizowany na początku wojny, trafił do 6. pułku piechoty legionowej jako specjalista od budowy schronów.

- 6 września pożegnał się z nami, ucałował i zapewniał, że niebawem wszystko się skończy i wróci - wspomina pani Gabriela.

Nie wrócił. Sowieci zatrzymali go pod Trembowlą (dziś na Ukrainie) i przewieźli do obozu w Kozielsku. Stamtąd przesłał jeden list, który - niestety - spłonął podczas Powstania Warszawskiego.

Wcześniej rodzina Puzdrakiewiczów została wysiedlona na Wolę, bo Wiejską i okolice okupant zamienił w dzielnicę tylko dla Niemców. Zdzisława wywieziono w głąb Rzeszy w 1941 r., a mama i ona pod koniec powstania wywiezione zostały do Auschwitz.

 W 1943 r., w niemieckim "Nowym Kurierze Warszawskim" Niemcy opublikowali listę zabitych po odkryciu mogił polskich oficerów. Wśród nich było nazwisko mojego taty wspomina Pani Gabriela.

fragment wywiadu :''Dlaczego zginęli? Dlaczego tam?''

https://szczecin.wyborcza.pl/szczecin/7,34939,7778738,dlaczego-zgineli-dlaczego-tam.html /






niedziela, 9 marca 2025

Samosąd - Łowicz styczeń 1906 rok


 Działo się w mieście Łowiczu dwunastego stycznia tysiąc dziewięćset szóstego roku o godzinie trzeciej po południu. Stawił się Wincenty Tomala sześćdziesiąt lat i Antoni Strach trzydzieści cztery lata obaj robotnicy z Jastrzębi i oświadczyli, że dziesiątego stycznia tego roku o godzinie jedenastej wieczorem zmarł w Jastrzębi Wojciech Górecki robotnik trzydzieści cztery lata mający pozostawiwszy po sobie owdowiałą żonę Wiktorię. Po naocznym przekonaniu się o śmierci Wojciech Góreckiego akt ten obecnym niepiśmiennym przeczytany przez Nas tylko podpisany. Ks. Ludwik Czajewicz.

/ https://metryki.genealodzy.pl/index.php?op=pg&id=263&se=&sy=1906&kt=3&plik=004-009.jpg&x=2194&y=700&zoom=1 /

Z Łowicza donoszą:

W nocy z dnia 10 na 11 , mieszkańcy tutejsi, rzemieślnicy i robotnicy, oburzeni napaściami na szosie, jakich bezkarnie dopuszczali się znani rebusie, zgromadzili się w liczbie około 300 osób i udali się społem do wsi Jastrzębie, w odległości 2 i pół wiorsty od Łowicza do znanego złodzieja Wojciecha Góreckiego. Wyprowadzono go przemocą z mieszkania i bito w sposób tak okrutny, że skonał pod uderzeniami pałek. Naczelnik straży ziemskiej dowiedziawszy się o zajściu, wyjechał na miejsce z wojskiem . Tłum spotkano w drodze powrotnej do miasta i z pomocą wojska rozpędzono. Pomimo to zgromadził  się  on powtórnie w obrębie miasta i  wtargnął do Józefa Szmurowsklego, także złodzieja, którego zabito w łóżku. We wsi Korabce o wiorstę od Łowicza  poraniono ciężko złodzieja Jana Studzińskiego.





Księżak któremu ''diabeł'' pomagał ? Adam Petryna (1881 -1942 r.)

[  Petryna Adam przy swojej rzeźbie prezentowanej na wystawie   „Księżaczka w stroju ślubnym“. 1934 r. Warszawska siedziba Towarzystwa Zach...