Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 21 stycznia 2024

Łowicz...następny Jarmark - 4 grudnia 1939r.


 ....pamiętam, że rynek wydawał się tak ogromny, że nawet gdybym stanęła na palcach, nie zobaczyłbym drugiego końca ponad głowami tysięcy ludzi, jak mi się wtedy wydawało....

- Chustki ,krawaty !

- Dla pana Franciszka i panny Agaty! 

Łowicz dnia 31 października 1939r.

Podaję się do publicznej wiadomości ,że targi wielkie (jarmarki) ze spędem wszelkiego rodzaju inwentarza (bydła ,koni, krów, cieląt, trzody chlewnej i prosiąt) odbywają się w Łowiczu ,jak dotychczas ,w następujących terminach :

/- w poniedziałek po niedzieli Starozapustnej /- we wtorek po niedzieli kwietniowej /-  na św. Jana Chrzciciela /- w poniedziałek po Matce Boskiej Zielnej /- na św. Mateusza /- w poniedziałek po św. Andrzeju .

Następny zatem jarmark odbędzie się w Łowiczu w poniedziałek dnia 4 grudnia 1939 r.

Normalne targi zwykłe odbywają się w Łowiczu w każdy wtorek i piątek .

/Jakub Wollf  - burmistrz miasta Łowicza . /



Przywileje targowe, nadawane miastom i miasteczkom dawały możliwości rozwoju takich miejscowości oraz przynosiły zyski zarówno jej mieszkańcom, jak i dochody władzom miejskim pobierającym opłaty targowe.

Dzień targowy - Łowicz rok 1931 i 16 lat później....👇



,,Teraz jest wojna,
Kto handluje, ten żyje.
Jak sprzedam rąbankę,
Słoninę, kaszankę,
To bimbru się też napiję.''

Łowicz dzień targowy okres okupacji niemieckiej 

Czarny rynek, którego skala i charakter były niespotykane w innych okupowanych przez Niemcy krajach europejskich, nie powstałby, gdyby nie postać przedsiębiorcy nowego typu, czyli szmuglera (w języku niemieckim – przemytnika)
Na początku Niemcy tolerowali czarny rynek, by przeciwdziałać drastycznym brakom żywności, zwłaszcza wiosną 1941 r., kiedy Generalne Gubernatorstwo musiało wyżywić kilkumilionową masę żołnierzy Wehrmachtu, koncentrujących się tu przed uderzeniem na Związek Sowiecki. Wkrótce jednak czerpali korzyści z uderzeń w szmuglerów, których nazywali pogardliwie Polnische Hamster (polskie chomiki).

Łowicz dzień targowy okres okupacji niemieckiej 

Łowicz dzień targowy okres okupacji niemieckiej 

W styczniu 1941 r. kilogram mąki pszennej kosztował oficjalnie 50 gr (tyle, ile tuż przed wojną), na czarnym rynku ponad 8,5 raza więcej (867 proc. ceny oficjalnej), w lipcu 1941 r. cena czarnorynkowa wynosiła już 2830 proc. ceny oficjalnej, w lipcu 1942 r. 3285 proc. ceny oficjalnej, zaś w lipcu 1943 r. 6108 proc., czyli w ciągu 2,5 roku cena na czarnym rynku wzrosła ponad 60 razy.

..Na dworze jest mrok,
W pociągu jest tłok,
Zaczyna się więc sielanka,
On objął ją wpół,
Ona gruba jak wół,
Bo pod paltem schowana rąbanka.''



Produkty ukrywano m.in. pod ubraniem, np. mięso zawieszano na wszytych pod kołnierz palta hakach, a wędlinami się obandażowywano. Żywność chowano także w koszach i torbach. W cenie 25 zł na targach  można było nabyć żółwia, z którego gotowano zupę , chleb, cukier czy ziemniaki były towarem najbardziej poszukiwanym.

Łowicz dzień targowy okres okupacji niemieckiej 


,,Pamiętam te dni targowe, których już nie ma.''

Wspomnienia-Miriam Spicehandler (Nowy Jork 1940 r.)

[...]Na czele orszaku szedł ojciec, niosący na głowie swój towar w słomianym koszu. Majestatycznie i z gracją prowadził swoją rodzinę na targ. Zaraz za nim szła jego "kobieta", ubrana w świąteczne stroje: wielobarwne pasiaste spódnice, ręcznie haftowaną śnieżnobiałą bluzkę i kwiecistą chustkę na głowę.

Do dziś pamiętam te szczęśliwe dni, kiedy mama pozwalała mi towarzyszyć jej na targu. Mieszkaliśmy wtedy w małym polskim miasteczku Łowicz nad Bzurą. W dni targowe, które przypadały regularnie we wtorki i piątki, to senne miasteczko ożywało wraz z napływem chłopów z okolicznych wsi.

Miasto zapełniało się towarami ułożonymi na długich wozach, z których każdy prowadzony był przez chłopa siedzącego na zaimprowizowanym siedzeniu, prawie zawsze z poduszką z siana, aby złagodzić wstrząsy na kamienistych drogach do miasta. Obok wozów jechali ludzie nie dość bogaci, aby jechać konno. Na czele orszaku szedł ojciec, niosący na głowie swój towar w słomianym koszu. Majestatycznie i z gracją prowadził swoją rodzinę na targ. Zaraz za nim szła jego "kobieta", ubrana w świąteczne stroje: wielobarwne pasiaste spódnice, ręcznie haftowaną śnieżnobiałą bluzkę i kwiecistą chustkę na głowę. Jej uwaga i cierpliwość były podzielone między trzy lub cztery kurczaki, które szamotały się i gdakały w jej ramionach, a trójkę lub czwórkę dzieci, które wlekły się za nią w kurzu. Najstarsze z nich, prowadząc na sznurku świnię lub kozę, trzymało młodsze w ryzach.

Tak bardzo fascynowały mnie te dni targowe, że nawet dzień wcześniej zacząłem się dobrze zachowywać. Być może z tego powodu mama zgodziła się, żebym poszedł z nią. Mama, z koszem słomy na ramieniu, wyruszała wcześnie, zanim upał zaczął doskwierać kupującym i sprzedającym na otwartym placu. W drodze na targ trzymała mnie mocno za rękę, ostrzegając, że znane są przypadki zagubienia, a nawet porwania małych dziewczynek przez przechodzących Cyganów.

Tuż przed wejściem na plac, gdzie hałas targujących się i zwierząt, ostre zapachy serów i dojrzałych owoców oraz kalejdoskop chłopskich strojów miały zaatakować zmysły, mama zatrzymała się, aby mnie ostrzec. "Nie gap się na wszystko. Jeśli będziesz szedł szybko, pozwolę ci nieść jagody w drodze do domu".

To była moja łapówka. Moje szczęście było pełne, gdy pozwolono mi nieść naczynie, które zabraliśmy w tym celu, aby nie zgnieść delikatnych, bardzo czarnych, soczystych jagód. Chodziłam za nią, zbierając największe, najbardziej kuszące jagody, a kiedy dotarłyśmy do domu, powiedziałam mamie nieco winnym tonem, że jagody musiały się skurczyć. Została ich tylko połowa, a to pewnie przez upał, bo nie tknęłam ani jednej. Wyrobiłem sobie nawet umiejętność połykania jagód bez czernienia zębów. W razie oskarżenia z dumą pokazywałam czyste zęby na poparcie mojej teorii, że upał, a może odległość do domu, zmniejszyły ich ilość.

Pamiętam, że rynek wydawał się tak ogromny, że nawet gdybym stanęła na palcach, nie zobaczyłbym drugiego końca ponad głowami tysięcy ludzi, jak mi się wtedy wydawało. Pamiętam, jak chłopki kucały dookoła, zostawiając kilka wolnych przejść dla przechodniów. Boso, z wierzchnią spódnicą zarzuconą na głowę, aby chronić się przed słońcem, tworzyły bardzo malowniczą granicę. Pamiętam te dni targowe, których już nie ma. 1 września 1939 r. siedem hitlerowskich samolotów zrzuciło bomby na Łowicz[...]










rok 1935 

[...]Jarmark Mateuszowski. Jarmark, który w roku obecnym trwał od dnia 23 do 25 września w stosunku do ostatnich kilku lat był liczny i ożywiony. W szczególności cieszyły się  dużym powodzeniem kożuchy, że wszyscy kupcy towar swój sprzedali. Konie miały również powodzenie, ale były drogie, Dość dużo koni zostało zakupionych przez kupców z zagranicy. Na targowicy było do sprzedania około 1000 koni i do 600 krów...




...Na Nowym Rynku cieszyły się dużym powodzeniem barwne i piękne skrzynie łowickie. Na tegoroczny jarmark mieszkańcy nie mogą narzekać .Pogoda co prawda nie dopisała ,ale to tak zwykle bywa na św. Mateusza[...]



Skrzynia posagowa z ok. 1915 r.

,,Galeria Staroci i Pamiątek Regionalnych''

Lipowa 12  - Lipce Reymontowskie



Łowicz ,dnia 18 stycznia 1935 r.



 ...dobrze kupić, lepiej sprzedać

Na co trzymać, na co chować

przecie trzeba się targować.

Czy Pan słucha ,czy Pan słyszy 

to pułapka jest na myszy ,

a pułapka nie zadziała jak Pan 

nie dasz dziś dolara .....


Łowicz -1949 r.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wieszczowi -Lud Księżacki z Łowickiego (1927 r.)„Bo królom był równy…”.

 Księżanki z wieńcem przed mostem Poniatowskiego w Warszawie . Sprowadzenie zwłok Juliusza Słowackiego z paryskiego Cmentarza Montmartre do ...