Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 stycznia 2024

Sąd Doraźny - Łowicz 12 czerwca 1923 r


 Ruiny zamku w Łowiczu .

- Fotografia, wykonana przez, Louise Arner Boyd- amerykańską podróżniczkę 15 sierpnia 1934 r. 


Zastanowienie przyszło, lecz było już za późno!

...Wyrok wykonano dnia 13 czerwca 1923 roku o godzinie 7-ej rano w pobliżu ruin zamku.

Dzień wcześniej Sąd Doraźny z Warszawy na posiedzeniu w Łowiczu jednomyślnie orzekł winę oskarżonego , pozbawił praw w myśl art.28 K.K i skazał na karę śmierci przez rozstrzelanie, Konstantego Kucińskiego lat 19.

W myśl art. 24 ustawy z dnia 30 czerwca 1919 roku w przedmiocie Sądów Doraźnych orzekały w składzie czterech sędziów. Mogły one mieć siedzibę w każdej miejscowości obszaru, na którym wprowadzono sądownictwo doraźne. Sąd obowiązany był natychmiast poinformować władze administracyjne o miejscu swego pobytu. Te zaś z obowiązane były do zabezpieczenia pracy sądu (bezpieczeństwo sądu, pomieszczenia, przybory biurowe), a także, aby kapelan, lekarz sądowy, następnie kat i jego pomocnicy tamże się znajdowali i aby wykonaniu kary śmierci, na wypadek skazania na nią, nic nie stało na przeszkodzie.

Dla miasta Łowicza wyroki śmierci wykonywano przez rozstrzelanie w pobliżu lasku miejskiego lub na terenie ruin zamku .W latach 1919 -1923 wobec plagi bandytyzmu sprawcy takiego przestępstwa ,byli sądzeni przez sądy okręgowe w trybie doraźnym .

Ruiny zamku w Łowiczu .

- Fotografia, wykonana przez, Louise Arner Boyd- amerykańską podróżniczkę 15 sierpnia 1934 r. 


Za cenę spadku brat zabił brata ...

Przed sądem w Łowiczu którego skład stanowili :

przewodniczący Sędzia vice-prezes Gumiński ,sędziowie Bogatko,Feliks i Wacław Laskowski .Prokurator Nisenson sekretarz Mańkowski .

Oskarżony Konstanty Kuciński lat 19 bez trzech miesięcy ,mieszkaniec wsi Strzebieszew ,gmina Dąbkowice ,przyznał się do winy i złożył dodatkowe zeznanie ,oświadczając że zbrodni zabójstwa dopuścił się za namową stryjów Grzegorza i Łucji Kucińskich i przy współudziale G. Kucińskiego ....

W nocy z 15 na 16 maja 1923 roku ,rodzina Kucińskich zamieszkała w Strzebieszowie  gm. Dąbkowice powiatu Łowickiego ,została zaalarmowana przez Konstantego Kucińskiego wiadomością o dokonaniu w ich zagrodzie kradzieży. Antoni Kuciński (ojciec )udał się natychmiast w podwórze ,gdzie zauważył otwarte drzwi od chlewu. Widząc ,że z inwentarza nic nie zginęło ,wstąpił do stodoły, gdzie spał starszy syn jego Stanisław .Ponieważ było ciemno ,wrócił się do domu po latarkę i udawszy się ponownie do stodoły ,zobaczył na posłaniu ,zbroczonego krwią swego starszego syna Stanisława .Oględziny sądowo -lekarskie ,dokonane przez biegłego lekarza Ordyńskiego wskazały że denat (ofiara zabójstwa) został ogłuszony twardym tępym narzędziem ,a następnie zostało mu przerżnięte gardło ,tchawica i szyjne arterie ,wskutek czego śmierć nastąpiła momentalnie.

Gospodarz tej że wsi Jan Kowalczyk znalazł w kącie drewutni w zagrodzie Kucińskich ,nóż i siekierę ,ze śladami krwi ,jak się okazało narzędzia te należały do rodziny zamordowanego .Będący na miejscu policjant Stanisław Grabowski nabrał podejrzeń co do osoby młodszego brata Stanisława .Zauważył ślady krwi na koszuli i kamizelce Konstantego oraz na używanej przez niego latarce . Przesłuchiwany na posterunku Konstanty przez policjanta Sierakowskiego ,a następnie przez sędziego śledczego w Łowiczu przyznał się do winy ,wyjaśniając że we wtorek 14 maja r.b postanowił zabić swego brata ,aby po jego śmierci być jedynym spadkobiercą i żeby po nim odziedziczyć ubrania. W tym celu przygotował sobie dnia 15 maja, nóż i siekierę ,które ukrył na wozie w stodole .....następnie udał się do sąsiadów na wesele. Wróciwszy z wesela w nocy ,udał się do stodoły ,gdzie spał zwykle brat jego Stanisław ,uderzył śpiącego brata trzy razy siekierą w głowę ,następnie nożem poderżnął mu gardło ....ręce umył przy studni ,siekierę i nóż również obmył i zaniósł do drewutni .Po czym wrócił jeszcze na jakiś czas na wesele , wracając z wesela aby upozorować napad rabunkowy otworzył drzwi od chlewka i po chwili zaalarmował rodzinę....

Po spowiedzi świętej 19 -letni Konstanty ,przed wykonaniem wyroku ,ze skruchą przyznał się że stryjów Kucińskich oczernił ,gdyż oni żadnego udziału w morderstwie nie brali i nie wiedzieli o zamiarach jego . Całą winę i odpowiedzialność wziął na siebie .

Orzeczenie sądu w postępowaniu doraźnym stawało się prawomocne w chwili ogłoszenia. Nie przysługiwał żaden środek odwoławczy. Prośba o ułaskawienie mogła być wniesiona przez kogokolwiek, miała jednak charakter względnie dewolutywny, tzn. nie wstrzymywała wykonania orzeczenia. Wyrok kary śmierci należało wykonać w dwie godziny po ogłoszeniu, jednakże na wyraźną prośbę skazanego można mu było pozostawić jeszcze trzecią godzinę, „aby się na śmierć przygotował,,


środa, 24 stycznia 2024

Skierniewice przodują w woj. łódzkim

 


...uroczysty meldunek o likwidacji analfabetyzmu pow. skierniewickim .

,,Dziękujemy Rządowi Ludowemu za naukę!

Powiat skierniewicki 8 kwietnia 1951 roku złożył  Pełnomocnikowi Rządu ,meldunek o przeszkoleniu wszystkich analfabetów ,zajmując tym samym pierwsze miejsce  w województwie łódzkim .Akcją szkoleniową objęto miasto Skierniewice oraz 8 gmin i 192 gromady ,w czym trzy spółdzielnie produkcyjne i 5 PGR-ów.


Jak wynika z meldunku ,złożonego przedstawicielom Rządu RP, w ciągu 2 lat w pow. skierniewickim, nauczono czytać i pisać 2,728 osób. 

Na uroczystość do Skierniewic zawitali :

pełnomocnik rządu do Walki z Analfabetyzmem -Stefan Matuszewski ,minister kultury i sztuki -Stefan Dybowski oraz wiceminister oświaty - Zofia Dembińska .

W zakończeniu części oficjalnej absolwenci kursów podjęli rezolucję, w której m in. czytamy:

„My absolwenci kursu dla analfabetów z powiatu skierniewickiego wzywamy wszystkich absolwentów i kursantów całego województwa  i całej Polski do wydajniejszej nauki, do dalszych postępów na drodze, którą nam ułatwiła Polska Ludowa. Wzywamy was abyście wraz z nami na każdym kroku walczyli o pokój, aby w wielkim plebiscycie za apelem Światowej Rady Pokoju nie brakło żadnego podpisu byłych analfabetów“.

Najlepsze wyniki w szkoleniu osiągnęła wieś Paplin, z gminy Kowiesy. 50 osób prowadzących kursy szkoleniowe w nagrodę za ofiarną pracę otrzymało dyplomy uznania i premie pieniężne. Indywidualne zwycięstwo we współzawodnictwie w nauce przypadło mieszkance Skierniewic, Antoninie Kowalskiej.



7 kwietnia 1949 r., władze Polski Ludowej ogłosiły ustawę o walce z analfabetyzmem. W ciągu trzech lat nauczono czytać i pisać około miliona Polaków. Po raz pierwszy w historii analfabetyzm przestał być nad Wisłą zjawiskiem masowym.

 ,,Czas aby resztkom ciemnoty i zacofania wydać generalną batalię ,gdyż Polska Ludowa nie może cierpieć dłużej najhaniebniejszej spuścizny sanacyjnej -analfabetyzmu .Uczy nas Lenin ,że z analfabetami nie buduje się socjalizmu .Wyższy ustrój sprawiedliwości społecznej zbudować może tylko zbiorowy wysiłek światłych i świadomych swej historycznej roli obywateli.''

Szacuje się, że ok. 300 tys. zobowiązanych do tego obywateli w ten czy inny sposób wymigało się od nauki, a jakaś część przerwała ją w trakcie, co można łatwiej zrozumieć, przeglądając ówczesne materiały szkoleniowe. Uczono bowiem na tekstach o przyjaźni z ZSRR, budowie socjalizmu w Polsce Ludowej i budowaniu świata powszechnego, komunistycznego pokoju. Nie zmienia to faktu, że ogłoszona w grudniu 1951 r. informacja o zlikwidowaniu analfabetyzmu jako zjawiska masowego nie mijała się z prawdą.

 fot: ze zbiorów Zbigniewa Stankiewicza

1-majowe  ,uroczystości w Skierniewicach rozpoczęto odsłonięciem pamiątkowej tablicy w murowanej w Bramę Prymasowską dla upamiętnienia całkowitej likwidacji analfabetyzmu w pow. skierniewickim. Centralna dla powiatu akademia ,na której okolicznościowy referat wygłosił I sekretarz KP PZPR Przybylski w ,którym zaznaczył ,że ogólna suma zobowiązań 1- majowych skierniewickiego świata pracy, zrealizowanych do dnia 30 kwietnia ,wynosiła 792 tys.zł . Następnie 9 -tysięczna rzesza mieszkańców miasta i delegacje okolicznych wsi ,przemaszerowały ulicami miasta .Pochód zamknęły traktory POM-u z Dębowej Góry.



Pałacowa brama według projektu Efraima Schroegera, związanego również z kościołem św. Jakuba, pochodzi z 1780 roku z dwoma kordegardami prowadząca do siedziby biskupów, wybudowana na życzenie prymasa A. Ostrowskiego.    









Władysława Murgrabia ze spółdzielni produkcyjnej w Godzianowie pow. skierniewicki opowiada jak nauczyła się pisać i czytać :

,,Dla mnie historia walki ,która wyzwoliła mnie z ciemnoty zaczęła się od dnia kiedy poczta przywiozła pierwsze elementarze do wsi .Dobrze pamiętam ten dzień .Młóciłam u bogatego chłopa odrabiałam pożyczkę konia .W czasie kiedy robota szła na dobre ,przyszedł listonosz .Gospodarz z niechęcią przyjął przerwę ,wiadomo każda minuta mu droga .Otrzymałam elementarz i musiałam pokwitować .Gospodarz śmiał się z moich krzyży...... ''
/całość w materiale filmowym/



Elementarz do nauki 













niedziela, 21 stycznia 2024

Łowicz...następny Jarmark - 4 grudnia 1939r.


 ....pamiętam, że rynek wydawał się tak ogromny, że nawet gdybym stanęła na palcach, nie zobaczyłbym drugiego końca ponad głowami tysięcy ludzi, jak mi się wtedy wydawało....

- Chustki ,krawaty !

- Dla pana Franciszka i panny Agaty! 

Łowicz dnia 31 października 1939r.

Podaję się do publicznej wiadomości ,że targi wielkie (jarmarki) ze spędem wszelkiego rodzaju inwentarza (bydła ,koni, krów, cieląt, trzody chlewnej i prosiąt) odbywają się w Łowiczu ,jak dotychczas ,w następujących terminach :

/- w poniedziałek po niedzieli Starozapustnej /- we wtorek po niedzieli kwietniowej /-  na św. Jana Chrzciciela /- w poniedziałek po Matce Boskiej Zielnej /- na św. Mateusza /- w poniedziałek po św. Andrzeju .

Następny zatem jarmark odbędzie się w Łowiczu w poniedziałek dnia 4 grudnia 1939 r.

Normalne targi zwykłe odbywają się w Łowiczu w każdy wtorek i piątek .

/Jakub Wollf  - burmistrz miasta Łowicza . /



Przywileje targowe, nadawane miastom i miasteczkom dawały możliwości rozwoju takich miejscowości oraz przynosiły zyski zarówno jej mieszkańcom, jak i dochody władzom miejskim pobierającym opłaty targowe.

Dzień targowy - Łowicz rok 1931 i 16 lat później....👇



,,Teraz jest wojna,
Kto handluje, ten żyje.
Jak sprzedam rąbankę,
Słoninę, kaszankę,
To bimbru się też napiję.''

Łowicz dzień targowy okres okupacji niemieckiej 

Czarny rynek, którego skala i charakter były niespotykane w innych okupowanych przez Niemcy krajach europejskich, nie powstałby, gdyby nie postać przedsiębiorcy nowego typu, czyli szmuglera (w języku niemieckim – przemytnika)
Na początku Niemcy tolerowali czarny rynek, by przeciwdziałać drastycznym brakom żywności, zwłaszcza wiosną 1941 r., kiedy Generalne Gubernatorstwo musiało wyżywić kilkumilionową masę żołnierzy Wehrmachtu, koncentrujących się tu przed uderzeniem na Związek Sowiecki. Wkrótce jednak czerpali korzyści z uderzeń w szmuglerów, których nazywali pogardliwie Polnische Hamster (polskie chomiki).

Łowicz dzień targowy okres okupacji niemieckiej 

Łowicz dzień targowy okres okupacji niemieckiej 

W styczniu 1941 r. kilogram mąki pszennej kosztował oficjalnie 50 gr (tyle, ile tuż przed wojną), na czarnym rynku ponad 8,5 raza więcej (867 proc. ceny oficjalnej), w lipcu 1941 r. cena czarnorynkowa wynosiła już 2830 proc. ceny oficjalnej, w lipcu 1942 r. 3285 proc. ceny oficjalnej, zaś w lipcu 1943 r. 6108 proc., czyli w ciągu 2,5 roku cena na czarnym rynku wzrosła ponad 60 razy.

..Na dworze jest mrok,
W pociągu jest tłok,
Zaczyna się więc sielanka,
On objął ją wpół,
Ona gruba jak wół,
Bo pod paltem schowana rąbanka.''



Produkty ukrywano m.in. pod ubraniem, np. mięso zawieszano na wszytych pod kołnierz palta hakach, a wędlinami się obandażowywano. Żywność chowano także w koszach i torbach. W cenie 25 zł na targach  można było nabyć żółwia, z którego gotowano zupę , chleb, cukier czy ziemniaki były towarem najbardziej poszukiwanym.

Łowicz dzień targowy okres okupacji niemieckiej 


,,Pamiętam te dni targowe, których już nie ma.''

Wspomnienia-Miriam Spicehandler (Nowy Jork 1940 r.)

[...]Na czele orszaku szedł ojciec, niosący na głowie swój towar w słomianym koszu. Majestatycznie i z gracją prowadził swoją rodzinę na targ. Zaraz za nim szła jego "kobieta", ubrana w świąteczne stroje: wielobarwne pasiaste spódnice, ręcznie haftowaną śnieżnobiałą bluzkę i kwiecistą chustkę na głowę.

Do dziś pamiętam te szczęśliwe dni, kiedy mama pozwalała mi towarzyszyć jej na targu. Mieszkaliśmy wtedy w małym polskim miasteczku Łowicz nad Bzurą. W dni targowe, które przypadały regularnie we wtorki i piątki, to senne miasteczko ożywało wraz z napływem chłopów z okolicznych wsi.

Miasto zapełniało się towarami ułożonymi na długich wozach, z których każdy prowadzony był przez chłopa siedzącego na zaimprowizowanym siedzeniu, prawie zawsze z poduszką z siana, aby złagodzić wstrząsy na kamienistych drogach do miasta. Obok wozów jechali ludzie nie dość bogaci, aby jechać konno. Na czele orszaku szedł ojciec, niosący na głowie swój towar w słomianym koszu. Majestatycznie i z gracją prowadził swoją rodzinę na targ. Zaraz za nim szła jego "kobieta", ubrana w świąteczne stroje: wielobarwne pasiaste spódnice, ręcznie haftowaną śnieżnobiałą bluzkę i kwiecistą chustkę na głowę. Jej uwaga i cierpliwość były podzielone między trzy lub cztery kurczaki, które szamotały się i gdakały w jej ramionach, a trójkę lub czwórkę dzieci, które wlekły się za nią w kurzu. Najstarsze z nich, prowadząc na sznurku świnię lub kozę, trzymało młodsze w ryzach.

Tak bardzo fascynowały mnie te dni targowe, że nawet dzień wcześniej zacząłem się dobrze zachowywać. Być może z tego powodu mama zgodziła się, żebym poszedł z nią. Mama, z koszem słomy na ramieniu, wyruszała wcześnie, zanim upał zaczął doskwierać kupującym i sprzedającym na otwartym placu. W drodze na targ trzymała mnie mocno za rękę, ostrzegając, że znane są przypadki zagubienia, a nawet porwania małych dziewczynek przez przechodzących Cyganów.

Tuż przed wejściem na plac, gdzie hałas targujących się i zwierząt, ostre zapachy serów i dojrzałych owoców oraz kalejdoskop chłopskich strojów miały zaatakować zmysły, mama zatrzymała się, aby mnie ostrzec. "Nie gap się na wszystko. Jeśli będziesz szedł szybko, pozwolę ci nieść jagody w drodze do domu".

To była moja łapówka. Moje szczęście było pełne, gdy pozwolono mi nieść naczynie, które zabraliśmy w tym celu, aby nie zgnieść delikatnych, bardzo czarnych, soczystych jagód. Chodziłam za nią, zbierając największe, najbardziej kuszące jagody, a kiedy dotarłyśmy do domu, powiedziałam mamie nieco winnym tonem, że jagody musiały się skurczyć. Została ich tylko połowa, a to pewnie przez upał, bo nie tknęłam ani jednej. Wyrobiłem sobie nawet umiejętność połykania jagód bez czernienia zębów. W razie oskarżenia z dumą pokazywałam czyste zęby na poparcie mojej teorii, że upał, a może odległość do domu, zmniejszyły ich ilość.

Pamiętam, że rynek wydawał się tak ogromny, że nawet gdybym stanęła na palcach, nie zobaczyłbym drugiego końca ponad głowami tysięcy ludzi, jak mi się wtedy wydawało. Pamiętam, jak chłopki kucały dookoła, zostawiając kilka wolnych przejść dla przechodniów. Boso, z wierzchnią spódnicą zarzuconą na głowę, aby chronić się przed słońcem, tworzyły bardzo malowniczą granicę. Pamiętam te dni targowe, których już nie ma. 1 września 1939 r. siedem hitlerowskich samolotów zrzuciło bomby na Łowicz[...]










rok 1935 

[...]Jarmark Mateuszowski. Jarmark, który w roku obecnym trwał od dnia 23 do 25 września w stosunku do ostatnich kilku lat był liczny i ożywiony. W szczególności cieszyły się  dużym powodzeniem kożuchy, że wszyscy kupcy towar swój sprzedali. Konie miały również powodzenie, ale były drogie, Dość dużo koni zostało zakupionych przez kupców z zagranicy. Na targowicy było do sprzedania około 1000 koni i do 600 krów...




...Na Nowym Rynku cieszyły się dużym powodzeniem barwne i piękne skrzynie łowickie. Na tegoroczny jarmark mieszkańcy nie mogą narzekać .Pogoda co prawda nie dopisała ,ale to tak zwykle bywa na św. Mateusza[...]



Skrzynia posagowa z ok. 1915 r.

,,Galeria Staroci i Pamiątek Regionalnych''

Lipowa 12  - Lipce Reymontowskie



Łowicz ,dnia 18 stycznia 1935 r.



 ...dobrze kupić, lepiej sprzedać

Na co trzymać, na co chować

przecie trzeba się targować.

Czy Pan słucha ,czy Pan słyszy 

to pułapka jest na myszy ,

a pułapka nie zadziała jak Pan 

nie dasz dziś dolara .....


Łowicz -1949 r.







czwartek, 18 stycznia 2024

,,Z Ukrainy do Łowicza na grób siostry,, /1945-1988r./


 Grób Sanitariuszki  ,zdjęcie zamieszczone na stronie ,,STARA FOTOGRAFIA ZATRZYMAĆ Czas Łowicz i okolice'' przez Pan Andrzej Perzyński.

12 stycznia 1945 roku ,żołnierzom radzieckim wydano rozkaz :..na zachód!


W czasie ofensywy armii czerwonej , 17 stycznia wieczorem około godz. 20.00 - 21.00 wdarł się do Łowicza batalion czołgów dowodzony przez kpt. Karabanowa z 44 brygady I Armii Pancernej. Nad ranem 18 stycznia miasto było ,,wolne''...?

Walentyna Ustymienko (1928-1945)

Miała ładną, choć nieco pucułowatą buzię, długie blond włosy, ciepło w oczach, na ustach uśmiech dla młodszego rodzeństwa. Tak zapamiętał siostrę młodszy brat Borys ,gdy zginęła miał 8 lat .
Zmarła 22 stycznia 1945 r w Łowickim szpitalu w skutek odniesionej rany postrzałowej.
Młodą Sanitariuszkę ,pochowano w upiętym warkoczu w wojskowej pałatce w mundurze sanitariuszki armii czerwonej na cmentarzu dla parafii św. Ducha zwanym „Emaus''.


Polsko-sowiecki pokój ryski w 1921 roku pozostawił poza wschodnią granicą II Rzeczypospolitej około miliona Polaków, w okolicach Żytomierza zamieszkujących w zwartych skupiskach. 44 km na południe od Żytomierza w mieście Berdyczów znanego z zawołania kupców,, pisuj do mnie na Berdyczów' 'urodziła się Walentyna w 1928 roku w rodzinne mieszanej Ojcem był prawosławny Ukrainiec ,a matką Polka, katoliczka, Antonina Wasilewska.

Gdy w roku 1944 ,sowieci wypędzili Niemców z Berdyczowa, Walentyna zgłosiła się na ochotnika do pracy w szpitalu polowym choć miała tylko 17 lat .Nie miała wcześniej żadnego przygotowania medycznego, ale coś ją do tego ciągnęło.
19 stycznia I 945 roku, w okolicach Łowicza, została postrzelona w kręgosłup przez niemieckiego snajpera .Szpital, w którym służyła, został rozbity w proch przez Niemców gdzieś w Brandenburgii trzy miesiące później.

Dowódca szpitala ocalał jako jeden z nielicznych i pewnego dnia w Berdyczowie zjawił się u rodziny Walentyny z kulą wyjętą z jej pleców. Opowiadał , że drań strzelał z premedytacją do kobiety ,szła jako druga w szeregu wśród kilkorga sanitariuszy, kula nie była mierzona ani w pierwszego, ani w trzeciego.




https://bc.wbp.lodz.pl/Content/79375/Nowy_Lowiczanin_tygodnik_Ziemi_Lowickiej_2006_nr_07a.pdf?fbclid=IwAR0nt8xdHKta2DFw9PFMEO1u6XuIsYLuA3mRtLXYOtpprzRQtb4Da49ZjvE

sobota, 13 stycznia 2024

Zabił ,żeby urządzić wesele..../1972 r./


 3 kwietnia 1972 roku w restauracji ,,Ratuszowa'' w Skierniewicach odbyło się przyjęcie weselne ,którego koszty pokrył pan młody przystojny brunet lat 26 z Dzierzgówka pow. Łowicz.

Tego samego dnia kilka godzin wcześniej odbył się pogrzeb Pani Jadwigi ,urzędniczki UPT poczty z Bełchowa .


Parafia rzymskokatolicka św. Wojciecha Biskupa i Męczennika w Makowie (cmentarz)

...Postanowił zdobyć pieniądze za wszelką cenę .Przez kilka dni obserwował ruch na poczcie w Bełchowie ,ocenił wysokość wpłacanych tu sum .Wreszcie zdecydował ,że nadeszła odpowiednia chwila...

Urząd pocztowy w Bełchowie 

Zawadzki mechanik samochodowy z zawodu ,od 1970 roku nigdzie nie pracował .W domu twierdził że pracuje ,że pełni ważną funkcję ,która zmusza go do częstych wyjazdów do Warszawy .Lubił towarzystwo kobiet ,które często sprowadzał do rodzinnego domu nie reagując na protesty domowników .Wreszcie poznał swą przyszłą żonę i wobec niej także grał rolę zajętego uczciwą pracą .Nie miał jednak grosza przy duszy i gdy zbliżał sie termin ślubu ,Zawadziki postanowił zdobyć pieniądze za wszelką cenę .

Przez kilka dni obserwował ruch na poczcie w Bełchowie ,ocenił wysokość wpłacanych tu sum .Wreszcie zdecydował ,że nadeszła odpowiednia chwila...30 marca1972 r między godziną 15:30 a 16 ...  z domu wziął młotek ,na poczcie poczekał aż wyjdą ostatni klienci prosząc o podanie książki telefonicznej ,aby mieć pretekst do oczekiwania .W końcu wskoczył na ladę i z góry uderzył Panią Jadwigę w głowę ....dobił swą ofiarę ,wiedząc ,iż jeśli przeżyje na pewno go rozpozna ...

Z poczty wziął ok 15 tys. zł ,pokrył koszty ,wydatki związane ze ślubem twierdząc wobec rodziny i narzeczonej ,że podjął pieniądze z książeczki PKO ,choć takiej w ogóle nie posiadał .Po dokonaniu zbrodni ,jak przystało na kawalera w Skierniewicach ,kupił sobie modne ubranie ...płaszcz ,obuwie ...

ze zbiorów p. J. Ruciński  


Jedną z ostatnich osób ,klientów poczty ,która  widziała Panią Jadwigę żywą ,była mieszkanka Stachlewa Pani Markowicz ,która tego dnia wpłacała pieniądze na książeczkę oszczędnościową .Jej zeznania w dużej mierze przyczyniły się do zatrzymania mordercy .Na wizji lokalnej ,rozpoznała Zawadzkiego że był na poczcie,, czytał książkę '' ...w swych zeznaniach zaznaczyła że banknoty ,które wpłacała były numerowane przez jej męża i są zapisane przez niego w zeszycie  .Tymi właśnie banknotami Zawadzki zapłacił za swoje wesele w lokalu w ratuszowej .



Rok 1944 ,Pani Jadwiga za ladą w sklepie spółdzielczym w Stachlewie .






wtorek, 9 stycznia 2024

MORDERSTWO W DWORKU-Skierniewice 1938 r.


 ...W mieszkaniu panował straszny nieład ,wszystkie szafy były pootwierane ,kredens ,szuflady biurek porozbijane. Na podłodze leżały potłuczone naczynia ,porozrzucane drobne przedmioty, bielizna odzież w sypialni wśród bielizny leżała zakrwawiona siekiera . Na ścianach i meblach mieszkania widoczne były wyraźne liczne ślady krwi....

8 marca 1935 Prezydent RP Ignacy Mościcki mianował gen.Stanisława Kozickiego dowódcą 26 Dywizji Piechoty w Skierniewicach .Generał wraz z żoną Heleną z domu Michoń i córką Alicją, nazywaną zdrobniale ,,Lilii'', zamieszkał na parterze willi p. Mazarakowej przy ulicy Piłsudskiego 14.


Tam też, 4 marca 1938 r., jego żona Helena, córka Alicja „Lilii”, opiekunka Zofia Piotrowska i pokojówka Józefa Olczakówna zostały zamordowane przez ordynansa generała – Bronisława Janowskiego.

W styczniu 1938 w Zakopanem generał Kozicki uległ wypadkowi na nartach i przez sześć tygodni przebywał na leczeniu szpitalnym w Warszawie. W sobotę 6 marca 1938 wrócił do Skierniewic, lecz nie mógł dostać się do mieszkania.

Dzień wcześniej ....w piątek rano, Janowski nie zdradzając żadnego zdenerwowania zwrócił się do służącej p. Tchórzewskiej sąsiadki Państwa Kozickich piętro wyżej ,prosząc ją o pożyczenie pięciu złotych. Następnie oświadczył dozorcy Franciszkowi Zielińskiemu , że wyjeżdża na dwutygodniowy urlop, mówił również o tym, że otrzymał 50 zł od generałowej oraz ubranie dla żony, twierdził równocześnie, że p. Kozicka wyjechała do Warszawy opiekować się chorym mężem.

Jak zwykle piątek ok. godz. 10 rano listonosz wrzucił korespondencję do skrzynki przy drzwiach mieszkania, które znajduje się na parterze jednopiętrowego murowanego domku W tym dniu nikt jednak nie wyszedł na ganek, aby odebrać listy. Po podwórzu wałęsały się psy.


Kiedy w sobotę przyjechał gen. Kozicki, który od 28 lutego przebywał w szpitalu na kuracji nie mógł dostać się do domu .Wobec zaistniałej sytuacji udał się do swojego biura w koszarach wojskowych, gdzie poprosił jednego z oficerów aby udał się z nim do domu ,jednocześnie wezwał trzech żołnierzy , którym nakazał wyważenie drzwi .


W przedsionku do kuchni leżała martwa 42-letnia generałowa , miała zmasakrowaną ostrym narzędziem twarz. Generał stracił przytomność. Nieprzytomnego przeniósł do gabinetu kpt. Dratwa. Natychmiast powiadomił policję i żandarmerię.

Śledztwo spoczęło w rękach naczelnika urzędu śledczego podinspektora Ohmaja oraz prokuratora sądu wojskowego kpt. Szczepańskiego i podprokuratora sądu okręgowego z Łodzi kpt. Szyliga

W mieszkaniu panował straszny nieład ,wszystkie szafy były pootwierane ,kredens ,szuflady biurek porozbijane. Na podłodze leżały potłuczone naczynia ,porozrzucane drobne przedmioty, bielizna odzież w sypialni wśród bielizny leżała zakrwawiona siekiera . Na ścianach i meblach mieszkania widoczne były wyraźne liczne ślady krwi.

Według orzeczenia lekarza badającego zwłoki zamordowanych, morderstwa czterech osób dokonano w piątek w godzinach rannych w krótkim odstępie czasu. A podstawie oględzin odtworzono przebieg zbrodni. Ordynans sypiał w kuchni .Nad ranem ,kiedy wszyscy spali ,dostał się do małego pokoju ,gdzie spała służąca Olczykówna .Uzbrojony w siekierę zadał cios służącej .Prawdopodobnie cios nie był śmiertelny .Służąca zdołała jeszcze schronić się w spiżarni wołając pomocy nie uchroniło to jej przed kolejnymi ciosami. Wołanie służącej widocznie obudziły generałową .Opuściła Ona swoje łóżko ,na którym nie znać śladów walki i zdołała przebiec około 10 metrów ,dzielących ją od przedpokoju. Tam rozegrała się dramatyczna walka .Oprawca zadał jeden śmiertelny cios w głowę .Generałowa biegnąc na pomoc służącej owinęła się w kołdrę ,którą znaleziono obok zwłok ,w ręku zaś trzymała ciężkie lusterko w metalowej oprawie .Krzyki mordowanych kobiet obudziły również 18 letnią Zofię Piotrowską, która wyskoczyła z łóżka i uciekła do ostatniego pokoju .Tam dopadł ją ordynans zadając jedenaście uderzań siekierą . W łóżeczku w pokoju dziennym leżała zamordowana 5-letnia córka Alicja ,,Lilii.'' Jak ustalono dziecko otrzymało ciosy ostrym narzędziem i obuchem siekiery.
Ordynans pozamykał okiennice i z walizką w ręku poszedł na dworzec, wsiadł do pociągu ,który o godz.10:22 rano odjeżdżał do Warszawy.


Istniało kilka hipotez powodu mordu na rodzinie generała. Jedna z nich to zaraźliwa choroba płuc ordynansa, przez którą miał stracić posadę i zostać odesłany do jednostki. Następna to nieodwzajemniona miłość generałowej ,ostatnia to chęć zysku. 
W Skierniewicach mówiono, że cieszył się dużym zaufaniem generała Kozickiego, jednak jego życie prywatne gorszyło mieszkańców. Janowski miał w Łodzi żonę, w Skierniewicach zaś kochankę, Władysławę Kwiatkowską. 
Naoczny świadek odkrycia potwornej zbrodni dozorca pytany o Janowskiego i Kwiatkowską:
,,27 letniego Bronisława Janowskiego nazywali , zwyczajnie „ofermą" „Chuchro takie , ważył zaledwie 54 kilo" „Do nikogo się nie odzywał...nawet ordynans wstydziłby się chodzić z taką... Przychodziła do niego często przed sztachetki ogrodu z dzieckiem na ręku, mieszkała przy ul. Ogrodowej w domu Wierzbickiej, zakończył swoje opowiadanie dozorca.''

Za Bronisławem Janowskim ,wysłano listy gończe.



Policja idąc w ślad za Janowskim ustaliła, że udał się z Mińska Mazowieckiego do Cegłowa, położonego w odległości 10 km. Morderca wraz z kobietą wszedł do domu Smatrowej, gdzie zamieszkuje niejaka Kwiatkowska, macocha Władysławy Kwiatkowskiej.
Kiedy około godz. 19 przybyła do Cegłowa policja zaobserwowanych przez policjanta osób już nie było w domu Smatrowej. Od Kwiatkowskiej policja dowiedziała się, że zbiegowie udali się do jej pasierba. Towarzyszka mordercy prowadziła za rękę swoją 3-letnią córkę, Danutę.
Policja wszczęła natychmiast pościg. Po dłuższych poszukiwaniach policjanci dowiedzieli się około północy, że w domu 12-morgowego gospodarza Sadowskiego na skraju wsi Huta Kuflewska znajdują się poszukiwani zbiegowie.
Ustalono równocześnie, że Janowscy przybyli do Mińska Mazowieckiego w piątek około godz. 15.
W piątek i sobotę Janowscy przebywali w Mińsku Mazowieckim u krewnych zamieszkałych przy ul. Zgoda nr 11. W sobotę rano udali się do Cegłowa, gdzie spędzili resztę dnia oraz niedzielę. W poniedziałek powrócili znów do krewnych w Mińsku Mazowieckim, gdzie właśnie w godzinach popołudniowych zostali zauważeni przez policjanta.
Wygląd ich odpowiadał rysopisowi podanemu w listach gończych, rozesłanych za zbiegłymi przez policję.
Janowscy opuścili Cegłów o zmroku, kierując się do ojca chrzestnego ich dziecka, Władysława Sadowskiego, zam. u swojego ojca rolnika w Hucie Kuflewskiej, oddalonej o 4 km od Cegłowa. Janowscy zostali tam na noc. Przybyli, ułożyli się do snu na słomie, rozesłanej przy kominie.
O północy przybyła policja wraz z miejscowym sołtysem oraz jednym z krewnych Janowskich. Gdy policjanci zastukali do okna, gospodarz Sadowski zapytał, kto tak późno do nich przychodzi. Gdy syn sołtysa towarzyszący policji odpowiedział mu, że przyszedł w pilnej sprawie do syna jego Władysława, Janowski, który przebudził się i słyszał rozmowę zorientował się błyskawicznie, że mogą to być policjanci, nie pozwolił więc Sadowskiemu otworzyć drzwi. Morderca zerwał się z postania, podbiegł do drzwi i przez okienko nad drzwiami, w którym wybita jest szyba, wystrzelił. Na strzał Janowskiego policjanci odpowiedzieli również strzałami.
Wówczas morderca widząc, że jest osaczony, wbiegł po drabinie na strych chałupy. Policjanci otoczyli dom, nie pozwalając nikomu zeń wychodzić, aż do rana. Tymczasem przybył na miejsce komendant powiatowy, podkomisarz Perkowski, który przypuszczając że morderca stawi opór i nie chcąc dopuszczać do rozlewu krwi, zażądał z Warszawy przysłania przeszkolonych policjantów .Jednocześnie wyjechał na miejsce z Warszawy naczelnik Wojewódzkiego Urzędu śledczego podinspektor Chmaj.
Przed przybyciem policji zaopatrzonej w hełmy i tarcze o godz. 7rozległ się strzał na strychu chałupy. Janowski chciał w ten sposób, symulując samobójstwo, wciągnąć policjantów w zasadzkę. Policjanci odczekali jednak przez dłuższy czas. Janowski widząc, że fortel mu się nie udał w kilka minut później odebrał sobie życie wystrzałem z rewolweru w prawą skroń. Janowski zmarł w drodze do szpitala w Mińsku Mazowieckim.


Ofiary zamordowane przez Bronisława Janowskiego po mszy pogrzebowej w Kościele Garnizonowym miały uroczysty wspólny pogrzeb w Skierniewicach na cmentarzu św. Józefa. przy udziale tłumnie zebranych mieszkańców miasta.

Trumny ofiar zbrodni na katafalkach w skierniewickim kościele garnizonowym.

Generał bryg. Józef Stanisław Kozicki za trumną żony i córki podczas pogrzebu. Obok stoi gen. Wiktor Thommee (z lewej).1938/03/07


/trumna ze zwłokami ,Józefy Olczakówny ,została oddana rodzinie, została pochowana w rodzinnej miejscowości./


cmentarz parafialny w Łyszkowicach  
 
fot: dzięki uprzejmości : 

,,Historia Łyszkowice ''

https://www.facebook.com/historialyszkowice

Po tragedii, załamany generał Stanisław Kozicki wyjechał do Warszawy. W marcu tego samego roku Stanisław Kozicki został wyznaczony na stanowisko dowódcy Broni Pancernych Ministerstwa Spraw Wojskowych .

Po wybuchu II wojny światowej znalazł się w Rumunii, gdzie był internowany do 1941 roku, a następnie przebywał w obozach jenieckich w Niemczech: VI E w Dorsten i VI B Dössel. Po uwolnieniu osiedlił się w Anglii i tam zmarł na niewydolność serca w 1948 r.

Został pochowany na cmentarzu w Leominster niedaleko Birmingham ,gdzie znajdują się groby polskich żołnierzy, którzy zmarli w szpitalu w Baron Cross w latach 1947-48.



https://skierniewice.naszemiasto.pl/przyjaciele-z-leominster-w-anglii-odnowili-grob-gen/ar/c1-5121183


https://crispa.uw.edu.pl/object/files/118604/display/Default


https://bcul.lib.uni.lodz.pl/.../5399/edition/4277/content? 




Wieszczowi -Lud Księżacki z Łowickiego (1927 r.)„Bo królom był równy…”.

 Księżanki z wieńcem przed mostem Poniatowskiego w Warszawie . Sprowadzenie zwłok Juliusza Słowackiego z paryskiego Cmentarza Montmartre do ...