Łączna liczba wyświetleń

środa, 21 lutego 2024

Katastrofa budowlana w Łowiczu 1648 r. i czarownice.

LOVICIVM -widok miasta 1617 r - Civitates Orbis Terrarum..., tom VI, wyd. Georg Braun i Frans Hogenberg.

 Roczniki miasta Łowicza pisane w latach 1648-59 / Andrzej Kazimierz Cebrowski ; z łac. przeł., wstępem i uwagami opatrzył Marian Małuszyński.

Działo się w mieście Łowiczu 21 stycznia 1648 ,na cztery godziny przed wschodem słońca stało się całkiem niespodziewanie wielkie nieszczęście. W rynku Nowego Miasta znajdował się ratusz z wysoką wieżą. Na wieży czuwał nad miastem trębacz i za każdym wyliczeniem godzin na zegarze dawał znak przez trąbienie, iż stróżuje.

Wysoka i piękna wieża ratuszowa, zupełnie nagle bez żadnych znaków że się rujnuje, od fundamentów poczynając runęła .


Budynek runął, jakby  naraz zawaliło się kilka nędznych szałasów rybaków książęcych na ulicy Podrzecznej . Kryta blachą ołowianą ,pobielaną cyną wieża ratuszowa na której nie dawno zamontowano wspaniały zegar z wielką stratą i pohańbieniem dla miasta ratusz zniszczyła .

Przygniotła szesnastu ludzi śpiących wtedy w ratuszu ,czterech za łaską Boską ocalało a dwunastu w śnie życie straciło .

Nie którzy mieszkańcy przyczynę nieszczęścia upatrują w zmowie czarownic ,które siłą diabelską sprawiły to zniszczenie ,mszcząc się w ten sposób za staruszkę podejrzaną o czary i rzucanie uroków sił nieczystych. Kilka dni wcześniej staruszkę spalono na stosie a jej skrzyneczkę z drobiazgami dzień przed katastrofą przyniesiono do piwnicy pod wieżą.

Inni zaś mieszkańcy upatrują całkowitego z rujnowania ratusza w źle osadzonych fundamentach ,które nie wytrzymały ciężaru ołowiu ,którym wieżę przykryto ,wynoszącym 170 centnarów .

Nie licząc strat ludzkich ,szkodę wyliczono na 30000 zł .

Cetnar polski ,ozróżniano dwa jego rodzaje:

centnar warszawski = 160 funtów = 64,8 kilograma;

centnar lwowski = 128 funtów = 51,84 kilograma.


...słusznie się zachować Sędziowie mieli...

[...]A to naprzód na baczeniu mieć mają, żeby w tych sprawach, w których się karania na gardle do tyczy  albo na zdrowiu, roztropnie, opatrznie, rozmyślnie postępowali. Ponieważ bardzo to wielki grzech jest, pod barwą a przykryciem prawa, człowieka niesprawiedliwie stracić albo na zdrowiu jego skarać, którego sam Pan Bóg stworzył. A tak ci, którzy sądzą przy takowym uznaniu winności albo niewinności, mają Pana Boga przed oczyma mieć a pomsty się Bożej bać, ażeby Pan Bóg krwi niewinnej nie patrzył z ręką ich. Przeto wypisuje tu nauka, jakoby w takowych przygodach słusznie się zachować Sędziowie mieli[...]

Proces ,,Czarownic''

Czarownicą mogła zostać każda kobieta mieszkająca w miasteczku lub we wsi. Praktycznie nie było wśród nich szlachcianek i to tylko z tego prostego powodu, że szlachty nie można było torturować. Ofiarami zbiorowej histerii padały najczęściej wiejskie zielarki i znachorki, do których na co dzień zwracano się w potrzebie, a które w przypadku nieszczęścia czy klęski żywiołowej z łatwością stawały się kozłami ofiarnymi. I nawet jeśli początkowo uparcie broniły swej niewinności, poddane torturom wkrótce przyznawały się do winy. Gdy na człowieka spadały nagłe nieszczęście, choroba, kalectwo, zginęło dziecko, grad czy ulewa zniszczyły plony, krowa przestała dawać mleko, nie było innego wytłumaczenia: musiała stać za tym zazdrosna i złośliwa sąsiadka. Najchętniej znająca się na ziołach, leczeniu i urokach. W swych działaniach miała wsparcie samego diabła, z którym z całą pewnością spółkowała.
 Trzeba pamiętać, że polskie  miasta ,miasteczka były ubogie i miały charakter rolniczo-rzemieślniczy i w związku z tym takie izby tortur, które były na przykład w Norymberdze, w ogóle u nas nie występowały. Procesy najczęściej odbywały się na sesjach wyjazdowych na wsiach, bardzo rzadko zdarzało się, że oskarżonych transportowano do miasta. Jak kat przyjeżdżał na wieś, to najprostszą metodą było ciągnienie – ręce wiązano z tyłu za pomocą sznura, który przerzucano przez belkę i ciągnięto lub rozciągano "czarownicę" na drabinie. 


Z kar śmierci ścięcie należało do szlachetniejszych, stosowaną ja za zabójstwo, zgwałcenie i fałszowanie monety; szubienica czekała złodzieja i jego pomocników, a tylko "jeżeliby rzecz kradziona mniej niż 3 złote ważyła, a kradziestwo by się stało we dnie, u prągi ma być bit i włosy mają mu być oberznione". Wpleceniem w koło karano za mord i rozbój, stosem za czary, kacerstwo i otrucie .


tzw. księgi krwawe, w których  opisywano procesy o czary, w większości zaginęły .

/.../Wiara w przesądy i zabobony była powszechna zarówno wśród prostych chłopów, jak i wykształconej szlachty. Księżna Gryzelda Wiśniowiecka, matka Michała Korybuta opowiadała o „babach”, które przyznały się na torturach, że w celu czynienia złego w rodzinie Zamoyskich grzebały w pokojach zmarłe niemowlęta, przez co w rodzinie pojawiły się osoby dotknięte bezpłodnością/.../

/.../W Mławie w 1689 roku miał miejsce  wyjątkowy proces,  w którym oskarżono  o czary dwie kobiety. Był  zapewne jednym  z wielu, które miały miejsce w poprzednich latach. Przed sądem miejskim stanęła Marianna Kukulina, której zarzucono czyny, wyjątkowo absurdalne  z obecnego punktu widzenia. Oskarżono ją mianowicie, że „przyleciała z Szydłowa do Mławy  na gęsim jaju i cielęcej wątróbce i tam pani Cześnikowej na zdrowiu uczyniła, zalepiwszy w czeluściach pieca chlebowego włosy kobiece nato, by wygasła linja dziedziców na Szydłowie”. Drugą kobietą oskarżoną okazała się Zofia Rzeszotarska, córka mławskiego kowala. Oskarżono ją o to, że przewracając jęczmień na polu, rzucała ziarnem na owce, bydło i konia na którym jechał pan  Cześnik. Celem tych zabiegów było uśmiercenie wymienionych  zwierząt oraz, żeby „jegomości  konie się nie wiodły”, czyli  żeby się zmarnowały.

Oczywiście przeprowadzone zostało dochodzenie z zastosowaniem tortur, na których kobiety przyznały się do absurdalnych czynności. Jak opisał te zdarzenie Dominik Staszewski „jedna z kobiet przyznała się do ślubu  z samym szatanem, który po niemiecku ubrany, zawsze pod kominem siadywał”. W tym miejscu należy zadać pytanie, czy nie znalazł się nikt, wśród sędziów rozpatrujących sprawę, badających oskarżenie, który by stwierdził, że zarzuty są  absurdalne. Nikt nie odważył się dokonać wizji lokalnej i spróbować powtórzyć wyczyn jakim było przemieszczenie się na gęsim jaju/.../





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Profanacja i kradzież obrazu ''Świętej Rodziny'' - Miedniewice 1907 r.

   W dniu 6 czerwca , zbrodnicze ręce targnęły się na cudowny obraz Matki Boskiej w Miedniewicach. Obraz oprawiony był w złote ramy, wysadza...