Łączna liczba wyświetleń

70158

piątek, 2 maja 2025

Z izby sądowej ...(gmina Godzianów - 1878 rok)

 

Godzianów, kościół św. Stanisława ok.1902 r.  


''Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”  

'' Onegdaj rozegrał się w sądzie okręgowym jeden z najciekawszych procesów, jaki kiedykolwiek zdarzyło się nam spotkać. Niedaleko od Warszawy, w powiecie skierniewickim , leży niewielka wioska - Godzianów. Domy w niej schludne, gospodarne zamożni i rządni, w środku wioski kościół, opodal szkółka, a na szarym końcu karczma. W karczmie tej dość gwarno, ale rzecz szczególna (stwierdzona w śledztwie sądowym przez miejscowego karczmarza chrześcijanina), w całej osadzie istnieje tylko jeden pijak nałogowy, zakrapiający się gorzałką, reszta nie używa wcale trunków , lecz piją   jedynie piwo. Moralność ogólna tak wielka, że każdy spokojnie zasypia, pewny iż nic mu zginąć nie może. Otóż w r. 1878 zdarzył  się w tej wiosce fakt tak niezwykły, iż na wieść o nim powstało straszne larum. Jednej z  mieszkanek Godzianowa zniknęła spódnica wełniana. Podejrzenie paść mogło na jedną tylko w całej wiosce dziewczynę, którą raz już przed kilku laty złapano na gorącym uczynku. Dziewczyną tą wystawioną już od dawna na indeksie wioski, była Michalina Kowara. To też sołtys i pod sołtys dowiedziawszy się o zaistniałym wypadku kradzieży  , pospieszyli natychmiast do mieszkania Kowary, i zabrawszy jej własną spódnicę, wręczyli jako wynagrodzenie poszkodowanej. Kowara jednak nie chciała się przyznać do winy, lecz  przeciwnie domagała się oddania zabranej spódnicy. Sołtys jednak był innego zdania . Chcąc ją zmusić do przyznania się do winy, związał na znak hańby dwa wielkie palce u rąk sznurkiem i sznurek ten nakręcił za pomocą patyka koło palców. Następnie zwołał całą gromadę. Stało się to według starodawnego zwyczaju ,przez rozsyłanie tzw. kuli , tj. polana drzewa, obnoszonego z chaty do chaty. Kto żył, pospieszył na plac przed kościołem. Wezwana powtórnie do przyznania się Kowarówna , odmówiła i tym razem. Wówczas rozpoczęło się coś w rodzaju sądu Bożego. Sołtys pociął na równe kawałki kilka źdźbeł słomy i kazał wszystkim obecnym wziąć owe kawałki do ust. Wszyscy wiedzieli już, co to ma znaczyć. Według powszechnego  przekonania, słomka miała uróść w ustach winnego. Po chwili było wszystko jasne. Wszystkie kawałki były równe, jedna tylko Kowarówna  odgryzła swój, w obawie, czy aby  nie urósł. Gromada nie miała już więc żadnych wątpliwości, naradzano się tylko nad wymiarem kary. Jeden ze starszych gospodarzy, łagodniejszego serca, proponował, aby obwiniona poczęstowała całą gromadę napitkiem, i każdemu z gospodarzy ukłoniła się trzykrotnie do kolan, przepraszając  za wstyd i hańbę wyrządzoną wiosce. Nie przyjęto jednak tego wniosku i uchwalono karę daleko surowszą . Zarzucono Kowarze na głowę worek, przewrócono  ją na  ziemię i każdy z gospodarzy wymierzył pewną ilość uderzeń pasem  . Liczba ta jednak była ograniczoną, a stosowała się do ilości ziemi posiadanej przez gospodarzy. Jedni więc bili po dwa, trzy i cztery razy, inni po razu tylko. Lagi nie musiały być zbyt dotkliwe, Kowara bowiem wprost z placu egzekucji udała się do karczmy, aby pokrzepić się po tych, jak się wyrażała „chrzcinach." Za to wszystko 41 gospodarzy wsi Godzianów z sołtysem, Tomaszem Śmieszkiem , na czele, pociągnięci zostali do odpowiedzialności sądowej , a oskarżenie zwracało się głównie przeciw sołtysowi, jako inicjatorowi całego przestępstwa, spełnionego jakoby z jego namowy. Prokurator domagał się kary za znęcanie sią nad Michaliną Kowara. Zeznania pod sądnych i świadków były niezmiernie ciekawe. Twierdzili oni, że obyczaj podobnej publicznej kary trwał w ich wsi od najdawniejszych czasów; że Kowara podległa srogiej karze, dlatego tylko, iż po raz drugi dopuściła się kradzieży. Za pierwszą kradzież karano przekonanego o winie rodzajem pręgierza, mianowicie prowadzano go z  workiem na plecach gromadnie po wsi, celem wzbudzenia w nim wstydu i zmuszenia do poprawy. Po wyjaśnieniu wszystkich tych szczegółów sąd uwolnił obwinionych od odpowiedzialności. Ciekawy obrazek wioski, która, pomimo tylu i tak licznych zmian oraz okoliczności, zachowała resztki patriarchalnych rządów staro-słowiańskiej gminy. Sam przebieg śledztwa sądowego był niemniej charakterystyczny. Prostoduszne  twarze obwinionych tchnęły prawdą i otwartością. Nie uciekali się oni do żadnych wykrętów, lecz przeciwnie kontrolowali jeden drugiego w zeznaniach, aby, broń Boże! nie zgrzeszył który kłamstwem. Kiedy przewodniczący składu sędziowskiego  zapytał jednego z podsądnych, ile razy uderzył Michalinę Kowara, ten odpowiedział, że trzy, drugi z oskarżonych odezwał się natychmiast :

Nieprawda, cztery, bo masz  półtorej włóki gruntu.

Na na pytanie zaś, czy tak samo postępują ze złodziejami z innej wsi, wszyscy odpowiedzieli chórem :

Takich oddajemy do sądu, bo oni do nas nie należą !''




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sprawa karna o uszkodzenie ...kamienia -Skierniewice 1955 r.

  Członkowie kolegium karno - orzekającego Prezydium PRN w Skierniewicach rozpoznawali sprawę chyba bez precedensu dotychczas w sądownictwie...