/ cmentarz w Pszczonowie /
(Na podstawie powieści ''Chłopi'' Władysława Reymonta w reżyserii Jana Rybkowskiego)
'' Dzień zaduszny bywa pluśny, niebo płacze ,ludzie płaczą i dziadów chlebem raczą ''
[...]Kuba wyjął z zanadrza parę oszczędzonych skibek chleba, rwał je w glonki, przyklękał i rozrzucał po mogiłach. Pożyw się, duszo krześcijańska, co cię wypominam w wieczornym czasie, pożyw się, pokutnico człowiecza, pożyw się!.....
Cmentarz w Lipcach , okres między wojenny (autor fot : A .Sukiennik )
Ubożsi znaczą grób pasyjką, lub obrazkiem świętym w butelce; zamożniejsi stawiają krzyże i nagrobki. Cmentarze są w poszanowaniu, otoczone parkanem i rowem głębokim.
Starsza kobieta umarłego myje, czesze, „jak się kto na rzeczy zna, to daje za to parę groszy, albo jaką garść". Gdy ubiorą, zostawiają ciało w izbie, „umarłemu trza ustąpić"; jeżeli niema drugiej izby, idą do sąsiadów. Po pogrzebie często bielą izbę. Starszych ubierają w odświętne ubranie, dają szkaplerz, różaniec lub koronkę; jeśli to jest biedny wyrobnik, składają się i dają mu na śmierć „żgło", rodzaj koszuli od stóp do głowy z białego perkalu. Pannie rozpuszczają włosy, na głowę kładą wianek ze sztucznych kwiatów, kawalerowi przypinają do boku kwiatek ze wstążką. Trumny kupują w mieście, dla starszych czarne z krzyżem na wierzchu białym, dla młodzieży i dzieci białe, niebiesko zdobione. W niektórych wsiach zaraz po śmierci osoby starszej obchodzą wieś i proszą, aby sąsiedzi przychodzili na noc śpiewać pacierze. Schodzą się ludzie ze wsi, odmawiają pacierz za duszę zmarłego i czuwają przy zwłokach.
Jeżeli chrzestna matka nie zdążyła dać chrzestniakowi pierwszego ubrania, powinna „ogarnąć na śmierć", małemu dziecku sprawić powinna:
sukienkę, welonik, wianuszek, pończoszki, wstążeczkę do opasania i na poduszeczkę.
Wynoszą ciało z domu przy śpiewie:
''Zawitaj Ukrzyżowany'' lub ''Witaj Królowo Niebios'', niosą chorągiew czarną, kładą trumnę na wozie, orszak pogrzebowy idzie przed trumną, bo, jak mówią:
''ludzie prowadzą umarłego, nie zaś umarły ludzi''
Wszyscy towarzyszą do najbliższego krzyża, który powinien wszystkim przypominać niechybną śmierć. Tu zwykle jeden ze starszych gospodarzy, wymowny, ma przemówienie
pożegnalne w imieniu nieboszczyka, żegna osieroconą rodzinę, przyjaciół, znajomych, żegna
go z domem, ze wszystkim, co miłował, a teraz z woli Bożej opuszcza. Część obecnych wraca do domu, pozostali odprowadzają umarłego do wsi parafialnej. Zamożniejsi nie żałują pieniędzy na okazały pogrzeb:
''bo to już ostatni wydatek na nieboszczyka''.
Do krzyża we wsi parafialnej wychodzi ksiądz, występuje bractwo, wprowadzają umarłego do
kościoła, po nabożeństwie ciało bardziej szanowanego gospodarza niosą życzliwi na ramionach do grobu.
Parafia św. Mikołaja Biskupa w Bąkowie Górnym -lata 20/30 ub.wieku
Do parafii należą wierni z miejscowości: Bąków Dolny, Bąków Górny, Bogoria Dolna, Bogoria Górna, Bogoria Pofolwarczna, Dębowa Góra, Kazimierek, Lasota, Rząśno, Wiskienica Dolna i Wiskienica Górna.
...Cicho było, tą dziwnie posępną cichością Zaduszek; tłumy szły drogą w surowym milczeniu, ino tupot nóg się rozlegał głucho, ino te drzewa przydrożne chwiały się niespokojnie i cichy a bolesny szum gałęzi drżał nad głowami, ino te grania i śpiewy proszalne dziadów łkały w powietrzu i opadały bez echa...
Przed wrótniami, a nawet i wśród mogił, pod murem, stały rzędy beczek solówek, a obok nich rozkładały się gromady dziadów.
A naród płynął całą drogą pod topolami ku cmentarzowi; w mroku, co był już przytrząsł świat jakby popiołem szarym, błyskały światła świeczek, jakie mieli niektórzy, i chwiały się żółte płomyki lampek maślanych, a każdy, nim wszedł na cmentarz, wyciągał z tobołka chleb, to ser, to ździebko słoniny albo kiełbasy, to motek przędzy lub tę przygarść lnu wyczesanego, to grzybów wianek, i składali to wszystko pobożnie w beczki - a były one księże, były organistowe i Jambrożego, a reszta dziadowskie, a któren w nie nie kładł, to grosz jaki wciskał w wyciągnięte ręce dziadowskie... i szeptał imiona zmarłych, za które prosił o pacierz...
Chór modłów, śpiewów, imion wypominanych jękliwym rytmem wznosił się wciąż nad wrótniami, a ludzie przechodzili - szli dalej, rozpraszali się wśród mogił, iż wnet, niby robaczki świętojańskie, jęły jaśnieć i migotać światełka wskróś mroków i gąszczów drzew, i traw zeschniętych.
Głuchy, przyciszony trwożnie szept pacierzy drgał w przyziemnej ciszy; czasem szloch bolesny zerwał się z mogił; czasem lament żałosny wił się w rozdzierających skrętach wśród krzyżów; to jakiś nagły, krótki, nabrzmiały rozpaczą krzyk, jak piorun, rozdzierał powietrze albo ciche płacze dziecięce - sieroce płacze kwiliły w omroczonych gąszczach niby pisklęta...
A chwilami opadało na cmentarz głuche i ciężkie milczenie, że ino drzewa szumiały posępnie, a echa płakań ludzkich, skarg, krzyków bolesnych żałości biły ku niebu, w świat cały szły...
Ludzie snuli się wśród mogił cicho, szeptali lękliwie i trwożnie poglądali w dal omroczoną, niezgłębioną...
- Każdy umiera! - wzdychali ciężko z kamienną rezygnacją i wlekli się dalej , przysiadali przy grobach ojców , mówili pacierze, to siedzieli cisi, zadumani, głusi na życie, głusi na śmierć, głusi na ból - jak te drzewa, i jak te drzewa kolebały się im dusze w sennym poczuciu trwogi...
- Jezus mój! Panie miłosierny, Mario! - rwało się im z dusz umęczonych zamętem i podnosili twarze zakrzepłe i wyczerpane jak ta ziemia święta, a oczy szare niby te kałuże, co się jeszcze siwiły w mrokach, wieszali u krzyżów i ruchami tych drzew rozchwianych sennie osuwali się na kolana; do stóp Chrystusa rzucali serca strwożone i wybuchali świętym płaczem oddania się i rezygnacji.
Kuba z Witkiem chodzili razem z drugimi, a gdy już do cna pociemniało, Kuba powlókł się w głąb, na stary cmentarz.
A tam na zapadniętych grobach cicho było, pusto i mroczno - tam leżeli zapomniani, o których i pamięć umarła dawno - jako i te dnie ich, i czasy, i wszystko; tam jeno ptaki jakieś krzyczały złowrogo i smutnie szeleściła gęstwa, a gdzieniegdzie sterczał krzyż spróchniały - tam leżały pokotem rody całe, wsie całe, pokolenia całe- tam się już nikt nie modlił, nie płakał, lampek nie palił...wiatr jeno huczał w gałęziach a rwał liście ostatnie i rzucał je w noc na zatracenie ostatnie... tam jeno głosy jakieś, co nie były głosami, cienie, co nie były cieniami, tłukły się o nagie drzewa kiej te ptaki oślepłe i jakby skamlały o zmiłowanie...
Kuba wyjął z zanadrza parę oszczędzonych skibek chleba, rwał je w glonki, przyklękał i rozrzucał po mogiłach.
- Pożyw się, duszo krześcijańska, co cię wypominam w wieczornym czasie, pożyw się, pokutnico człowiecza, pożyw się! - szeptał z przejęciem.
- Wezną to? - pytał cicho Witek zatrwożonym głosem.
- Przeciech! Ksiądz żywić nie da!... w beczki drugie kładą, ale tym biedotom nic z tego.,. Księdzowe albo i dziadoskie świnie mają wyżerkę... a dusze pokutujące głód cierpią[...]
Po próżnicy lamenty, a płacze na darmo, bo musu człowiecze nie przeprzesz ,doli nie przemożesz ,ni tego, co być ma....
'' Twórcy Chłopów, Ziemia Skierniewicka.''
Delegacja Księżaków z Mszadli -gmina Słupia pow. skierniewicki .
[ Kurjer Warszawski. R. 105, 1925, nr 354 + dod. ]
Pogrzeb profesora Józefa Pomorskiego - Mikułowskiego 1935/05/07.
Fragment konduktu pogrzebowego. Widoczni przedstawiciele Ziemi Łowickiej w strojach ludowych ze sztandarami i wieńcem.
Józef Mikułowski-Pomorski (1868 - 1935 ) – polski profesor chemii rolnej, polityk, wolnomularz, pierwszy rektor SGGW.
Warszawa, 1948-10-26
Kondukt żałobny ,ul. Długa .
Pogrzeb prymasa Polski Augusta Hlonda
Delegacja z Księstwa Łowickiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz