Łączna liczba wyświetleń

piątek, 27 czerwca 2025

Przez wsie łowickie w pościgu zbrodnią -1933 r.

 


Sprawa bierze swój początek  w lutym 1933 roku .

Przy drodze między Łowiczem a Zielkowicami  na łące w pobliżu stacji PKP  ,policja   identyfikuje zwłoki  24 letniej  Władysławy Brzozowskiej. W maju b.r  policja  otrzymuje zgłoszenie o znalezieniu nieprzytomnej Bronisławy Kucharek ,lat  25 ,między wsiami Strzelcew a Łaguszew  .Dnia 1 lipca  we wsi Niedźwiada zostały zaczepione  przez młodego osobnika dwie 13 letnie dziewczynki pasące gęsi na łące przy szosie poznańskiej , Aniela Okruch  i Natalia  Podrażka .



Pierwszy etap wędrówki, o której pisałem wczoraj, zakończyłem w Łowiczu., a raczej pod Łowiczem na polach Popowskich. Pole, jak pole, pokryte trawą i kwieciem, pogodne i wesołe, w promieniach słońca skąpane. A jednak tu właśnie znaleziono przed miesiącem zwłoki robotnicy 25- letniej Bronisławy Kucharek . już pobieżne oględziny wykazały, że śmierć nastąpiła wskutek uderzenia żelazem w tył czaszki. Dalsze badania ujawniły, że Bronisława przed zbrodnia została zniewolona, stąd niemal pewność, że morderstwa dokonano na tle seksualnym B. Kucharek znaleziono w pobliżu domu, w którym mieszkała w Popowie; wskazywałoby to. że zbrodniarz obserwował uprzednio swoją ofiarę i czekał na moment, że znajdzie się sama w polu i tam dokonał napadu. Pola popowskie znajdują się przy drodze Łowicz— Sochaczew, w odległości kilku kilometrów od Zielkowic , gdzie znaleziono znaleziono trupa Brzozowskiej. I w tym drugim wypadku śledztwo utknęło w martwym punkcie i dopiero zbrodnia pod wsią Niedźwiada pobudziła na nowo czujność policji.



Niedźwiada — to zamożna i rozległa wieś , położona przy szosie poznańskiej w odległości 5 kilometrów od Łowicza, a 9 km od Popowa. Pogodne, wesołe chałupy łowickie toną w zieleni sadów, szeroką drogą poprzez wieś jedziemy do zagrody Marcina Perzyny, ojca ciężko rannej Aleksandry. Stary Księżak o regularnych jakby z granitu ciosanych rysach twarzy, wychodzi na nasze spotkanie przed próg wielkiej czerwono malowanej chaty. Za nim — kilka kobiet...

— Pan Marcin Perzyna?

— Ano... Panowie do nas?

Rozmowa nawiązuje się szybko.

Marcin Perzyna, właściciel 24-morgowego gospodarstwa wykazuje dużą inteligencję i rozumie konieczność informowania prasy o wszystkim.

Na wstępie — komunikujemy mu radosna wieść: tylko co właśnie pytaliśmy o zdrowie córki w szpitalu. Powiedzieli: „dziewczyna silna, operację przeszła szczęśliwie i najdalej za dwa tygodnie będzie już w domu!"

— Bogu niech będą dzięki! —szepcze stroskany ojciec. Sześć mam, panie, córek; dwie zamężne, cztery panny. Olkę oddałem do gimnazjum, skończyła już sześć klas, do domu na lato przyjechała i taki ta wypadek spotkał... Nieszczęście! Miałem też syna, ale kilka lat temu utonął... 

— Jakże to było z córką?

— Ano w sobotę, 1 lipca poszła o 10-ej rano na nasze pole aż za szosę. Nie wracała długo... Matka po nią poszła o 2-ej pp. Siedzę w domu, a tu sąsiad w pada i krzyczy: 

„.córkę wam zabili!"

Pędzę na szosę i widzę, jak matka na polu nad córka stoi, a ta cała we krwi i już nieprzytomna... Duchem wóz zaprzęgnąwszy i — do szpitala!...

Doktor mówił, że dziewczyna ze 3 godziny musiała z rozbitą głową leżeć...

  • Daleko to stąd?

  • Z półtora kilometra, będzie. Za szosą poznańska,,.



Jedziemy tam. Marcin Perzyna, wskazuję drogę, wiodąca między pachnącymi łanami dojrzałego już żyta. Sięga niemal do ramion, a człowieka z łatwością ukryje. Zbrodniarz miał ułatwiona ucieczkę. jeśli uciekał przez pola (bo miał szosę w pobliżu!).Po półgodzinnej wędrówce , przecinamy szosę poznańską ,ścieżką między zagonem seradeli, a żytem wiedzie do miejsca, gdzie została napadnięta Aleksandra. Oglądamy je uważnie: Tam żyto na znacznej przestrzeni zmięte i stratowane, kłosy leżą na ziemi spłaszczone, widać, że w tym miejscu toczyła się gwałtowna, zażarta walka — o życie... Ślady jej pozostały zresztą i to bardzo wyraźne: między złotem żyta sczerniałe na ziemi skrzepłe plamy. To krew dziewczyny... Czy teren zbrodni został aby dokładnie przeszukany? Podobno tak— nazajutrz po wypadku. Alę nie zabezpieczono go w porę, tak że pies policyjny był w nie lada kłopocie, dokąd biec i kogo szukać? Pobiegł więc zrazu do szosy, ale wnet zawrócił z powrotem do zgniecionego żyta i zaczął wyć. Psi węch zmyliły prawdopodobnie zbyt liczne w tym miejscu chłopskie buty... Jaki był przebieg zbrodni? Odtwarzamy go , według słów Perzyny i tych, co... widzieli zbrodniarza! Dziewczyna stała na skraju pola seradeli o 150 kroków od szosy, zwrócona tyłem do zboża. Nagłe stamtąd wypadł jakiś drab, porwał ją wpół i powalił na ziemię. Rozpoczęła się rozpaczliwa walka Aleksandra broniła się zaciekle, a zbrodniarz, widząc że mu nie ulegnie —dobył z kieszeni kawał żelaza (był to nie młotek, lecz pręt żelazny) i uderzył dziewczynę kilkakrotnie w głowę. Gdy straciła przytomność— chciał dokonać gwałtu, ale spłoszyły go zbliżające się głosy i uciekł w stronę Łowicza. Wieśniacy widzieli człowieka w zielonkawej kurtce, jak „baraszkował w zbożu", ale myśleli, „że to ino żarty"... Człowiek uszedł następnie w stronę miasta, a ofiara tych „żartów " leżała bez przytomnie od 12 do 3 popołudniu.



Kończymy oględziny i jedziemy dalej do wsi w której małoletnie mieszkanki Aniela Okruch i Natalia Podrażka wyrwały się cudem z rąk potwora. Wypadek miał miejsce tego samego dnia, t. j. 1 lipca również przy szosie poznańskiej, o kilometr dalej od Łowicza, niż teren, który oglądaliśmy przed chwilą. Aniela i Natalia niechętnie odpowiadają na pytania, dopiero gdy matka i starsza siostra dodają im odwagi — języczki się rozwiązują... Okruchówna mimo swoich 13 lat, jest dość wysoka i tęga , ładne niebieskie oczy śmieją się z ,pod białej chustki: „Wyszłyśmy w pole z Natalią paść gęsi... Nagle wypadł jakiś człowiek i woła na nas: „Chodźcie tu, dziewczynki!", to my w nogi...Opowiadanie brzmi trochę niewyraźnie i kilka pytań poprawia sytuacje i okazuje się, że drab, nic nie mówiąc, podbieg! do Okruchówny i chwycił ją za rękę. Dziewczyna narobiła wrzasku, Natalia — również, wyrwały się z rąk mężczyzny i uciekły w stronę szosy, bo właśnie przejeżdżał jakiś wóz, więc je zabrał. Tymczasem złoczyńca bynajmniej nie uciekał; schował się tylko za szosę i tam „odgrażał" dziewczynkom. Z dalszych odpowiedzi udaje się nam powoli odtworzyć rysopis „wampira"; miał zielonkawą. dobrze „wypaloną" (spłowiałą) kurtkę, czapkę z daszkiem i buty z cholewami. Ten rysopis zgadza się mniej więcej z tym, co podała Perzynówna.

Twarz zbrodniarza? Szerokie wykrzywione usta i czarny angielski wąs — oto Wszystko, co zdołały

zauważyć, ale poznałyby go na pewno...

— Czy z fotografii? Może i z fotografii, bo w policji pokazywano pięć "„obrazków ", to na jednym zdawało się im ,że był ten sam...



Zestawienie dwóch wypadków : napadu na dwie dziewczyny i napadu na Perzynównę — pozwala określić drogę złoczyńcy. 1 lipca o 10-ej rano, idąc szosą schodzi w pole i tu dostrzega Anielę i Natalię ,pasące gęsi. Napad się nie udaje; dziewczyny uciekają. Potwór wraca na szosę, idzie w stronę Łowicza i nieco dalej na łące widzi sylwetkę dziewczyny. Boi się ją spłoszyć, więc kryje się w życie j podchodzi od tyłu... Po dokonaniu krwawego czynu ucieka prawdopodobnie w strony Łowicza, boć przecież od strony Kutna mogli go już szukać chłopi — zaniepokojeni tym, co się stało z Okruchówna. Tym bardziej, że dziewczynom po napadzie zginęły...gęsi i urządzono na nie formalną obławę. Gdyby zbrodniarz uciekał tędy — zostałby niechybnie dostrzeżony... Pozostaje więc Łowicz, okolice i... dworzec kolejowy w Łowiczu. Zdążyłby na pewno uciec — jeżeli nie piechotą, to... pociągiem w stronę Warszawy , lub Poznania. Czy napady w dniu 1 lipca są dziełem tego samego człowieka, który zamordował Brzozowską i Kucharkówne? Jeżeli tak — to Bieńkowski siedzi niewinnie, a zbrodniarza należy szukać w najbliższych okolicach Łowicza, bądź nawet w samem mieście. Jeżeli nie — to dziś możemy tropić „wampira" tak w Łowiczu, jak w Warszawie, tak w Kutnie, jak i w Poznaniu... i dlatego policja w tej sprawie będzie miała wyjątkowo wdzięczne pole do popisu...



Finał sprawy :👇

https://rosariumadgdar.blogspot.com/2024/06/wampir-z-owicza-1933-1934.html

' ' Wampir z Łowicza '' (1933-1934)

























środa, 25 czerwca 2025

Na tropie zbrodniarza z Łowicza  -lipiec 1933 rok 


 

Ciche i spokojne stare miasto Łowicz stało się ostatnio terenem niepo­kojących wypadków. Jakiś zbrodniarz napada w biały dzień na młode dzie­wczęta i pod groźbą  śmierci chce je zmusić do uległości. Jedna z ostatnich ofiar zbrodniarza, wzorującym się na słynnym wampirze z Dusseldorfu, padła uczennica  Ale­ksandra Perzyna , która cudem niemal zdołano wyrwać śmierci. Mimo pościgu i  obławy — zbrodniarza nie zdołano dotąd pochwycić i Łowicz ży­je  w atmosferze strachu i podniecenia. Specjalny wysłannik naszego pisma odwiedził wczoraj teren zbrodniczych napadów i przeprowadził na własną ręką śledztwo w tej tajemniczej spra­wie. Oto jego relacja : 

Pościg za zbrodniarzem w po­wieściach i filmach kryminalnych. Odbywa się w warunkach arcy - nadzwyczajnych. Jakiś włosek zna­leziony na miejscu zbrodni, jakiś popiół na stoliku, jakiś strzęp pa­pieru dają początek łańcuchowi dziwnych, a nieoczekiwanych faktów kończących się zawsze — ujęciem  złoczyńcy. Tak. Ale to dzieje się w powieściach, natomiast w życiu bywa o wiele prościej ale i o wiele trudniej…Myślałem właśnie nad tym, kie­dy po przybyciu do Zielkowic  wsiadłem do dorożki i kazałem się wieźć do Łowicza — miasta, na które padł ostatnio cień zbrodni.



Mówią o niej wszyscy w tym mieście; nawet dorożkarz, który mnie wiezie ze stacji.

— Pierwszego trupa  znaleziono tu! i batem wskazuje na pole tuż przy drodze między Zielkowicami i Łowiczem. Pokrótce notuję historię zabójstwa: kilka miesięcy temu znaleziono w tem miejscu tuż pod  miastem zwłoki 24-letniej Władysławy Brzozowskiej, ekspedientki w bufecie kolejowym. Zwłoki były oszpecone w straszliwy sposób: morderca zmiażdżył żelazem głowę swej ofiary, a z twarzy uczynił bezkształtną  krwawą  masę. Zbrodnia postawiła na nogi, całą policję. Szukano, badano, śledzono i  w końcu aresztowano 4 osoby:

właściciela hurtowni piwa Dąbrowskiego, piekarza Steinerta  — właściciela domu i dzierżawcę bufetu— Wacława Bieńkowskiego i dozorcę domu z ulicy Zduńskiej 4.

Dąbrowski i Steinert zostali wkrótce potem zwolnieni, natomiast Bieńkowski i dozorca pozostają do dziś  dnia w więzieniu.


Mord popełniony na Brzozowskiej spadł na Łowicz, jak grom z jasnego nieba, a gdy w związku z tym aresztowano zamożnego obywatela i kamienicznika Bieńkow­skiego — plotkom i domysłom nie było końca .

— Czyżby on?

— Taki człowiek?!!!

— Dlaczego by to miał zrobić?!!!

Właśnie — dlaczego?

Brzozow­ska jak ,się okazuje, była nie tylko pracownicą , lecz i kochanką Bień­kowskiego. Mieszkali razem w je­go domu przy ul. Zduńskiej  a po­życie ich ostatnio, jak stwierdzili sąsiedzi, było niezgodne. Jednak —poszlaki przeciwko Bieńkowskiemu nie były zbyt ,,murowane", gdyż aresztowany został dopiero 24 marca sześć tygodni po wykryciu morderstwa. Dozorcę domu Władysława zatrzymano wraz z gospodarzem : rozumowano   że , jeden ''zabi­jał", a drugi ''pomagał"...



Ale w  Łowiczu nie wierzą i dziś w to, że Bieńkowski popełnił mord.

Przypuszczają raczej, że właściwy winowajca buja dotąd na wolności i korzystając z niej—morduje nadal. Robotnica Kucharkówna i uczen­nica Perzynówna — to według głosów ludu, krwawy szlak łowickiego  wampira. Jedno wszakże jest pewne: jeżeli Bieńkowski winien jest za­mordowania Brzozowskiej, to nie On zabił Kucharkównę i nie on zra­nił Perzynę ,bo ma najlepsze ''alibi": siedział w więzieniu!





Co mówi burmistrz Michalski ?

 Odłożyłem wnioski i domysły aż do chwili zakończania swojego „śledztwa", a że miałem przed so­bą jeszcze szmat drogi szlakiem złoczyńcy przez wsie i pola łowic­kie — wstąpiłem przedtem do burmistrza miasta Łowicza, znanego na niwie społecznej działacza p. Jana Michalskiego.

— Co sądzi p. burmistrz o smut­nych wypadkach na terenie jego miasta?

— Jesteśmy przygnębieni. Nigdy przedtem nie słyszało się tutaj o zbrodni a teraz …

— Czy ulepszono warunki bez­pieczeństwa w Łowiczu i na jego peryferiach

—  Bezpieczeństwo jest rzeczą policji ;my ze swej strony zwię­kszyliśmy oświetlenie ulic, zwłaszcza na peryferiach miasta. Społe­czeństwo samo zresztą czuwa: młode dziewczęta nie wychodzą wieczorem z domu bez opieki starszych.



— Kogo podejrzewają o zbrod­nicze czyny? Czy są tu w ogóle w Łowiczu przestępcy?

— Ci co są — siedzą w więzie­niu. Miasto jest na ogół bardzo spokojne, natomiast prawdziwą jego plagą stały się wędrówki włóczęgów. Przez sam magistrat prze­wija się około dwudziestu dzien­nie! Idą pieszo w poszukiwaniu chleba i pracy — do  Skierniewic ,do Kutna, do Ło­dzi, do Poznania...

— Więc może oni? Kto wie!

— Ja już służącej samej na pole nie puszczam, wtrąca obecny przy rozmowie p. Kazimierz Masztanowicz , rolnik. Tak długo, dopóki mordercy nie pochwycą — nie będzie spokoju w naszym mieście...

Jestem tego samego zdania, ale śledztwo policyjne jak dotąd, wy­ników nie dało. Czy wiadome jest choć, jak wyglądał „wampir"?

Postarajmy się dopomóc policji i jedźmy tam, gdzie zbrodniarz grasował tydzień temu: do wsi Nie­dźwiady !

Ale o tym — już jutro! 










sobota, 21 czerwca 2025

Pogrom chasydów w Skierniewicach -1909 r.


 

W sobotę dnia 18  września Skierniewice były widownią walki większości Żydów tamtejszych z chasydami i ich „ milczącym cadykiem’’. Rozchodziło się o sprawę dość błahą, bo o wydanie przez „cadyka* dokumentu dla rzezaka, którego popierała większość Żydów nie chasydów, którzy wpływami swymi robili z „cadykiem'', co sami chcieli, reszta Żydów postanowiła urządzić pogrom chasydów. Gdy ci wyszli na ulice Skierniewic, posypały się na nich ze wszystkich stron kamienie. Przestraszeni chasydzi podnieśli krzyk i poczęli uciekać w stronę do „dworu'' rabina, otoczonego wysokim parkanem. Goniący okładali chasydów po drodze kijami, wpadali do mieszkań, bili szyby, niszczyli ich meble, jednym słowem dokonywali aktów zniszczenia, na jakie zdobyć się mogą tylko fanatycy. Przeszło tysiąc chasydów było osaczonych we „dworze’’ rabina przez cały dzień, a tłumy Żydów trzymały ich w oblężeniu i bez jedzenia do niedzieli rano. Miejscowi chasydzi złożyli 12.000 rubli na wyjazd „cadyka ‘’ z zagrożonych Skierniewic, meble jego już nawet odjechały do Warszawy — tylko on sam nie może opuścić swego domu, bo Żydzi skierniewiccy powiedzieli, że go nie puszczą, dopóki im nie wyda żądanego dokumentu.



Tego dnia walki miedzy dwoma ugrupowaniami rozpoczęły się od ataku na pojazd jednego z chasydów Firstenberga. W odpowiedzi na to zwolennicy chasyda napadli na dom swojego przeciwnika Bermannsa, wybili wszystkie okna i próbowali dostać się do środka. Bermann bronił się siekiera, dlatego napastnicy zaczęli rzucać kamieniami do domu Bermannsa raniąc przy tym jego syna. W ciągu godziny przybyła na miejsce zdarzenia policja, a zwolennicy chasyda oddalili się. Rozeszły się plotki o rzekomej śmierci Bermannsa i jego syna, a zamieszki przyjęły bardzo niebezpieczny charakter. Ugrupowania obrzucały się wzajemnie żelaznymi prętami, butelkami i tym co mieli pod ręką. Walka trwała do zmierzchu. U chasydów były cztery śmiertelnie zranione ofiary, u tych drugich 13 ciężko rannych. Ulica, na której doszło do walk, wyglądała jak po pogromie.


Pobożny , sprawiedliwy  i obdarzony  mocą czynienia cudów - cadyk Szymon Kalisz osiedlił się wraz ze swym dworem w Skierniewicach 1886 w roku co silnie wpłynęło na zwiększenie wpływów chasydyzmu w mieście, które stało się celem pielgrzymek jego zwolenników. Znanym rabinem skierniewickim, działającym pod koniec XIX wieku, był także Meir Jechiel ha-Lewi Holzstock, późniejszy cadyk z Ostrowca. Bezpośrednio przed wybuchem pierwszej wojny światowej Żydzi (4300 osób) stanowili ponad 44% ludności Skierniewic.

Dwór, znajdujący się pomiędzy ulicą Mireckiego i ulicą Stanisławską kupił cadyk wraz z dużym ogrodem od Izraela Hersza. Wchodziło się przez szeroką bramę w długim budynku frontowym. Cadyk mieszkał na terenie dworu w dwupiętrowym budynku  na drugim piętrze, niżej jego syn i córka z rodziną, także wnuczki z synami. Jeszcze niżej były piwnice z różnymi dobrymi trunkami, które bogaci chasydzi dostarczali do domu cadyka. W ogrodzie wokół domu ustawiono stoliki i ławki, gdzie cadyk nauczał i udzielał rad. Dla miasta był to wielki zaszczyt, że dwór cadyka, Szymona Kalisza (Symeona Bornsteina) pochodzącego ze znanych cadyków z Warki ,obrał sobie skromne Skierniewice za swą siedzibę . Symeon Bornstein był synem „milczącego cadyka” Menachema Mendla z Warki i wnukiem założyciela dynastii wareckiej Izraela Izaaka. Stale był w mieście ruch ludzi, którzy przyjeżdżali do cadyka, aby poradzić się co do małżeństw, interesów, arbitraży, różnych sporów i kłótni, służby wojskowej czy bezpłodności. Żydzi przyjeżdżali do miasta codziennie, największy tłok był w szabas i żydowskie święta, wówczas chasydzi przyjeżdżali tysiącami. Najtłoczniej było na ulicy przed dworem, gdzie tłoczyli się i ludzie i dorożki. 

27 września 1926 r. cadyk nagle zasnął i stracił przytomność. Wiadomość lotem błyskawicy rozniosła się po mieście. Z Warszawy sprowadzono znanego żydowskiego lekarza Pupko, który stwierdził ciężkie zapalenie płuc. Przywieziono jeszcze profesorów medycyny z Warszawy, lecz stan zdrowia cadyka pogarszał się. Wokół dworu snuli się Żydzi, czekający na pomyślne wiadomości, w domu modlitwy i synagodze  setki Żydów odmawiały psalmy, a starzy Żydzi rozpaczliwie  płakali, a do miasta zaczęli zjeżdżać chasydzi z całej Polski, aby być bliżej cadyka. Jeden z Żydów przyjechał dorożką z Łodzi i przywiózł metalowy balon ze sztucznym powietrzem do oddychania. W ostatnią noc przed śmiercią cadyka płacze i krzyki z domu modlitwy były bardzo głośne, wielu Żydów pozostało tam na noc.

Cadyk zmarł 8 października 1926 r. w wieku 69 lat. Miasto  rozpaczało. W mieście żydowscy kupcy pozamykali kramy, rzemieślnicy – warsztaty  i wszyscy udali się do dworu. Na uliczce rabina spotkały się tłumy spazmatycznie szlochających  kobiet, Żydzi bili się po głowie, rwali włosy i głośno krzyczeli. Gdy warszawska prasa doniosła o śmierci Szymele Kalisza tysiące chasydów przyjechało do Skierniewic. Wyniknął problem z pochówkiem cadyka. Zwołano sąd rabinacki, który zadecydował, że Kalisz po 40 latach pobytu  w Skierniewicach powinien tu być pochowany, choć warszawscy chasydzi twierdzili,  że  w Warszawie w słynnym ohelu  wareckim. W pogrzebie  cadyka uczestniczyło ponad 5 tys. osób. Okolice domu modlitwy i pobliskie uliczki  były czarne od ludzi… Pochówek odbył się  na starym cmentarzu przy obecnej ul. Strobowskiej wieczorem o godz. 20.00. Cała droga od dworu, ulicą Koszarową (obecną Batorego) była oświetlona pochodniami, we wszystkich żydowskich oknach płonęły światła…

Ohel Szymona Kalisza zachował się do dzisiaj przy ul. Strobowskiej. Do tej pory przyjeżdżają tam chasydzi, dlatego też na grobie Szymona Kalisza można spotkać pozostawione przez nich kartki z prośbami do cadyka (tzw. kwitełech).

[ https://akademia.cekis.pl/dwor-cadyka-w-skierniewicach/  ]


Przez skierniewickich Żydów był uważany za cudotwórcę – jego ohel na starym cmentarzu żydowskim w Skierniewicach do dziś jest celem pielgrzymek ortodoksyjnych Żydów.


 

W 1641 roku na mocy postanowienia Sejmu Skierniewice uzyskały przywilej na organizowanie 4 jarmarków rocznie. Po zakończeniu wojen ze Szwecją w połowie XVII wieku zaczęli przyjeżdżać do miasta kupcy z suknem, płótnami i innymi materiałami, a wraz z nimi pierwsi Żydzi z Litwy, Niemiec i Śląska. Znane są dokumenty na dwie dostawy sukna dla kupca Samuela Hirscka z Kórnika, między innymi dostawa z 1790 roku na sumę 22 497 złotych, który brał też sukno w rozliczeniu za dostarczanie do Skierniewic farby i innych środków produkcji dla tutejszych Żydów. Stare przywileje zabraniały osiedlania się Żydów w miastach. Chcąc temu zaradzić, Żydzi prowadzili handel obwoźny, lub dzierżawili wiejskie karczmy leżące w obrębie miasta. Z czasem osiedlali się w samym mieście.

Spis z 1800 roku po raz pierwszy sygnalizuje zamieszkanie w mieście Żydów. Pierwsi Żydzi w mieście osiedlili się legalnie dopiero w czasach arcybiskupa Ignacego Krasickiego. Oficjalne zezwolenie na osiedlenie się jako pierwszy otrzymał Wolf Lewin w 1797 roku, a w 1800 Izrael Hirschkorn wraz z rodziną i służbą. Obydwaj otrzymali przyrzeczenie królewskie, że mogą zamieszkać tu na stałe. Sprzeciwiającym się mieszkańcom tłumaczono, że miasto nie ma pisanego przywileju „de non tolerandis Judaeis”, a dotychczas zabraniając Żydom osiedlenia się w mieście kierowano się tylko prawem zwyczajowym.

Liczba Żydów dość szybko zaczęła wzrastać dopiero od 1802 roku po ogłoszeniu edyktu króla pruskiego znoszącego przywileje miast. Pojawili się w Skierniewicach Żydzi pochodzenia niemieckiego: Hendzel, Reymont, Hoetzel, Krebs, Eiserman, Zuthaner, Ehlert. Pełnili oni określone funkcje, na przykład urzędników sądowych, lub chirurgów wojskowych. Na mocy ukazu carskiego z 7 V 1822 wytyczono rewir dla nich. Oficjalnie rewir ten ustaliła Rada Administracyjna. 17 V 1827 roku obejmował on tereny położone na południe i południowy zachód od rynku. W 1847 roku mieszkało już tam 692 Żydów, to jest 26 procent mieszkańców Skierniewic. W roku 1862 liczba Żydów wzrosła do 770 osób.Po 1827 roku powstała w mieście gmina żydowska. 

Wolno będzie Starozakonnym mieszkać ,placów pustych nabywać i domy podług przepsów Policyjnych wystawiać w Mieście Skierniewice …


W 1826 r. wytyczono rewir żydowski, w którym Żydzi mieszkali 1862 roku. Rewir znajdował się między ulicami: Baranią (ob. Okrzei), Poprzeczną (ob. Mireckiego), Rawską (ob. Św. Stanisława), Stodolną (ob. Pierwszego Maja). 










niedziela, 15 czerwca 2025

Ekscesy antyżydowskie w Skierniewicach - 1934 r.


 Skierniewice  11-02 -1934 r

„Precz z Żydami'', „Żydzi do Palestyny'', „Niech żyje Hitler ...''itp.


W Skierniewicach w niedzielę o godz. 11 rano grupa licząca przeszło 100 osób z hersztem Bronisławem Muszyńskim na czele, wyruszyła w miasto wznosząc okrzyki:

„Precz z Żydami'', „Żydzi do Palestyny'', „Niech żyje Hitler ...''itp.

Po drodze zaczepiali przechodniów żydowskich z których wielu poturbowali. Zdemolowali także mieszkanie pewnego biednego Żyda, a jego samego dotkliwie pobili. Kres temu położyła policja, która aresztowała około 40 osób. w tym kilku Żydów. Wieczorem zdarzały się jeszcze drobne utarczki, które szybko likwidowała policja. Po ulicach miasta krążyły patrole policyjne.

Marzec 1935 rok .

Wszyscy wypuszczeni musieli podpisać zobowiązanie ,że w ciągu 48 godzin opuszczą miasto... 




piątek, 30 maja 2025

''Kronika dziejów Łowicza '' [1914 - 1915 r.]

 


(grudzień 1914 r.)

[...]Nocy tej ,niezapomnianej do śmierci ,mało kto spał ,każdy przejęty był zgryzotą ,z powodu zajęcia miasta przez nawałę niemiecką i z trwogi o życie i mienie .Przy tym przejmował grozą na ulicy zgiełk ,w domach wszędzie trzask i łoskot rozbijanych łamanych na opał sprzętów .I tak przez całą noc było istne piekło ,na ulicach turkot armat i taborów ,tętent kopyt końskich ,krzyki żołdaków ,po sieniach ,bramach i podwórzach znowu rumor furgonów i samochodów ,wszędzie ,wszędzie mrowiło się to plugastwo i zajmowało wszystko .Miasto zmieniło się w jeden całkowity obóz .Kwadratowego łokcia nie było nie zajętego. Ulicą żadną przecisnąć się nie było można: żołnierze ,konie niezliczone ,tabory i parki artyleryjskie zapchały ulice. Żołnierze jak mrowisko roili się po sklepach i wszędzie pełno ich było .Żydzi swe kramy na rozcież pootwierali i handel w ruch puścili ,oprócz też wojska i Żydów na ulicach nikogo się nie spotkało .Tak fizjonomia miasta wraz z jego ruinami sprawiała bolesny obraz ,serce kamieniało ,łzy zalewały oczy. Miasto w ścisłym oblężeniu odcięte od reszty świata i od wsi najbliższych .Zamilkłe dzwony kościelne dodawały żałoby miastu obumarłemu [...]

,,Kronika dziejów Łowicza ,,Władysław Tarczyński (opracowanie Marek Wojtylak)



( styczeń 1915 r.)

[...]Żydzi zatryumfowali, poczuwszy się Panami sytuacji ,od pewnego czasu rozwinęli handel uliczny ,którym zawładnęli całkowicie , uchwycili handel wyłącznie w swoje ręce. Specjalnie dla Niemców wypiekali kukiełki ,bułki cukrowe i ciastka ,w dawnych zaś sklepikach z nićmi i miotłami powystawiali stoliki z samowarami do fetowania Niemców herbatą [...]



‘’Stoisko sprzedaży’’ Kaiser Wilhelm Platz,,(Stary Rynek)

(marzec 1915)

[...]Żydzi ciągle są we wszystkim informatorami Niemców ,a w szczególności pozostają w zmowie z żołnierzami i oficerami intendentury .Żydzi im wskazują wioski ,a w nich gospodarzy ,którzy mogą jeszcze posiadać coś do rekwirowania ,a głównie ,gdzie jeszcze mają krowy i konie. Prusacy pod pozorem rekwizycji albo kupna za cenę 50%do 60% poniżej wartości ,zabierają ostatek inwentarza .A Żyd ,czekający pod wsią ,daje jakieś odstępne Prusakowi i prowadzi do miasta konie lub kupioną krowę .Na koniu zarabia olbrzymie pieniądze ,a bydlęce mięso sprzedaje z sowitym zyskiem. Na towarach wszelkiego rodzaju przez Niemców z Prus sprowadzonych ,szczególnie na trunkach i cygarach ,zarabiają bajecznie .Żydzi nie tylko jako użyteczni szpiedzy doznają od Niemców względów ,ale są panami położenia ,pozyskując sobie pana komendanta dbającego o swoją kieszeń. Zawładnęli wszystkim ,i nawet samowolnie pozajmowali opuszczone sklepy polskich kupców[...] 



ul. Hindenburga  (Zduńska) 

Po zajęciu Łowicza w grudniu 1914 r, przez wojska pruskie w mieście władzę sprawował niemiecki komendant von Knoelsdorf.

Łowicz stał się częścią niemieckiego systemu zaopatrzenia armii. Na miasto spadły ogromne ciężary związane z kwaterowaniem wojska, jego utrzymaniem i opieką medyczną, dostarczanie podwód, sprzętów i materiałów oraz żywienie rosyjskich jeńców. Sytuacja ta była coraz gorsza w miarę trwania wojny.


[...]Przed komendanturą codziennie gromady włościan wyczekują ,najczęściej bezskutecznie ,na kartki zabezpieczające ( karty bezpieczeństwa) od grabieży już ostatnich krów ,koni i świniaków, albo ostatniego korca żyta ,kartofli ,do ostatnich wiązek siana, snopków zboża lub nawet gołej słomy.
Na świadectwa komendanta rozpasane złodziejskie żołdactwo nie zważa ,na nie pluje lub się śmieje i jak rabowało ,tak rabuje [...]
[...]Strasznie i boleśnie jest słuchać tylu opowiadań o krzywdach ,o rabunkach i gwałtach ,a w następstwie tych o głodzie i nędzy. Łzy i bieda unieszczęśliwionych tyranią pruską serca rozdzierają .Scen przy takich rabunkach opisać trudno. Próżne płacze ,lamenty ,prośby, złorzeczenia .Kobiety ,matki broniące krów ,ostatnich już i jedynych żywicielek małych swych dzieci ,są potrącane i bite ,gospodarze ,broniący ostatniego dobytku ,są poniewierani[...]
[...]Prusacy w grabieży posuwają się do tego ,że dwóch obywateli miasta Łowicza w biały dzień na ulicy usiłowali ściągnąć futra ,są zdolni do wszystkiego ,do rabunków wypraktykowani .Żołnierzy widuje się w cywilnych szubach ,w paltach na futrze ,w burkach i w kożuchach chłopskich .Pozabierali chłopom po wsiach także olbrzymią ilość pościeli ,bielizny ,nawet ubrań kobiecych [...]
[...]Barwnym strojom Księżaków nadziwić i nachwalić się nie mogą .Toteż ich wełniaków i całych kompletów ubrań niemało do Niemiec wysłali zrabowanych ,no i nie co kupionych .Księżakom od lejbików obrzynali guziki ,,na pamiątkę ,,.Na pamiątki niepohamowanie są chciwi ,z tej też dzikiej chciwości ,,pamiątek,, rabowali kościoły ,muzea ,mieszkania prywatne ...[...]



Siedziba komendantury - Łowicz 1915 r.


 



Urodziny Kajzera .[26 stycznia 1915 r.]

W przeddzień uroczystych obchodów urodzin Wilhelma II Hohenzollerna z Bożej łaski Cesarza Niemiec ,poczyniono przygotowania .
Do umeblowania ,,Casino ,,znoszone były kanapy ,krzesła ,stoły itp.z całego miasta ,z mieszkań zajętych przez Niemców.W domach zajętych na kwatery dla oficerów armii pruskiej powywieszano flagi w barwach pruskich ,czerwonej ,białej i czarnej .Wieczorem iluminacja w oknach i na balkonach z pochodniami .O godzinie 19 przemarsz żołnierzy w galowych mundurach przez miasto z muzyką ze śpiewem i pochodniami w ręku. Po pochodzie zabawa w kasynie oficerskim ,,Casino,,z licznymi toastami na cześć Kajzera.




,,plac mankietników,,[ 27 stycznia 1915 ]


Rano nabożeństwo pod gołym niebem na tzw. polu kierchowskim ,za kościołem Mariawickim i św. Leonarda.
(teren dawnego cmentarza dla obu Łowickich parafii w latach 1780- 1820)

Kapelan ksiądz katolicki ,odprawił modły ,trochę pogadał .
Pastor pośpiewał i poszwargotał ,następnie odbyła się defilada z muzyką .Przed wieczorem znów iluminacje, pochód z pochodniami -istny marsz czarnych diabłów do piekła ,a wieczorem wielka zabawa ,zebrania i pijaństwo w ''Bufet Casino'' ,które założył Niemiec w domu p. K. Ciotha przy ul. Zduńskiej .Obrotny właściciel ze zmysłem do interesów zadbał też o reklamę swojego lokalu w mieście. 



''Damy z łódzkiego półświatka przesiedlone do Łowicza''  Łowicz -1915 r.  

Jak pisał o Lwowie z okresu I wojny światowej , Stanisław Srokowski ,nierząd ,,uprawiały prawie wszystkie siostry miłosierdzia ,panny biurowe, kupcowe ,aż do straganiarek ,,



Urodziny Kajzera .[26 stycznia 1915 r.]




























Przez wsie łowickie w pościgu zbrodnią -1933 r.

  Sprawa bierze swój początek  w lutym 1933 roku . Przy drodze między Łowiczem a Zielkowicami  na łące w pobliżu stacji PKP  ,policja   iden...