|
Henryk Kocemba ps.'' Władysław'' |
,,Wzrostu mniej niż średniego ,wysportowany ,zwarty w sobie ,o ruchach energicznych :twarz uśmiechnięta ,pogodna ,oczy niebieskie ale jakby zimne. Mówił mało ,z pozoru nieporadnie ,,słowa wypowiadał ,,po oficersku'' ulegając ówczesnej manierze wojskowej''(tak zapamiętał ''Władysława'' podczas pierwszego spotkania Teodor Goździkiewicz ,który w latach 1924-1944 pracował jako wiejski nauczyciel w powiecie łowickim w Kompinie i Bocheniu. Dziś patron szkoły - Szkoła Podstawowa im. Teodora Goździkiewicza w Dąbrowej Wielkiej )
|
Fot: dzięki uprzejmości J. Kocemba |
Henryk Kocemba ps.'' Władysław''-''Kotygiel'' urodzony 20 lutego 1909 roku w Seligowie Parafii Pszczonów ,gm. Łyszkowice , pow. Łowicki ,syn Wojciecha i Apolonii z Godosów ,młynarzy w osadzie Dańku pod Łyszkowicami .Ukończył 6 klas gimnazjum w Łowiczu w 1931 r. i szkołę Techniczno -Włókieniczą w Łodzi oraz Wołyńską Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii im. Marcina Kątskiego .Żonaty z Henryką z Teodorskich (ślub 1932 r) ,miał troje dzieci z których dwoje zmarło w dzieciństwie ,(Maria ur.1933 r. - Regina ur.1935 - Elżbieta ur.1937 rok . W 1934 mianowany podporucznikiem rezerwy .1939 roku zmobilizowany 26 pułku artylerii Skierniewicach .W czasie wojny oficer AK w obwodzie łowickim ,odpowiedzialny za organizację zrzutów z Wielkiej Brytanii. W czasie okupacji niemieckiej dom Państwa Kocembów był ostoją działalności konspiracyjnej na terenie placówki AK w Łyszkowicach .Tutaj właśnie trafili ,,Cichociemni ,,po pierwszym udanym zrzucie w okolicach Czatolina w listopadzie 1941 r .Podczas okupacji zatrudniony jako magazynier w spółdzielni ,,Rolnik przy ulicy Magazynowej w Łowiczu. Praca stanowiła przykrywkę do działalności konspiracyjnej w magazynie mieścił się skład , broni i amunicji oraz działał nasłuch radiowy. .W tym czasie Henryk Kocemba mieszkał u swej siostry Adeli Maślakówny w Łowiczu na ulicy Zduńskiej.
Przed biurem zarządu Spółdzielni Rolniczo-Handlowej "Rolnik" na Przyrynku w Łowiczu, fot. z 1943 r. zamieszczone ''STARA FOTOGRAFIA ZATRZYMAĆ Czas Łowicz i okolice''
Od 1940 roku żołnierz ZWZ-AK ,w 1941 objął po Kazimierzu Kazimierskim ps ,,Maks,, kierownictwo a zarazem dowództwo do spraw związanych z odbiorem, ewakuacją z obwodu - łowickiego AK zrzutów ludzi i sprzętu z Wielkiej Brytanii dla Komendy Główniej AK w W-wie. Działalność konspiracyjna ''Władysława'' trwała do grudnia 1943 r. Zadenuncjowany przez dwóch konfidentów gestapo Stefana Puchalskiego i Kazimierza Kobiereckiego ,został aresztowany przez gestapo w miejscowości Bocheń w nocy z 10 na 11 grudnia 1943 r.
/.../ Zatłukli go więc kijami /.../
wspomnienia siostry Henryka Kocemby -Adeli:
''- Heniek mieszkał u mnie na Zduńskiej .Dużo jeździł ,nocami prawie nie bywał w domu. Nigdy nie mówił ,dokąd jedzie Tego dnia 10 grudnia w piątek też pojechał .Siedzieliśmy w domu; ja ,mąż i mała córeczka ,która była chrześniaczką Henia. Mieliśmy iść spać ,była jedenasta ,gdy ktoś załomotał we drzwi:
- Otwierać ! Gestapo!
Weszło sześciu z rewolwerami w rękach.
- Tu mieszka Henryk Kocemba?
-Tu- odpowiedziałam .
-Gzie jest?
- Wyjechał ! - odpowiedział mąż.
- Dokąd ? - mówi jeden z nich.
-My nie wiemy ,bo on nigdy nie mówi ,gdzie jedzie...- to znów słowa męża.
Na te słowa Niemiec doskoczył do męża, przytknął mu lufę pistoletu do brzucha i zaryczał :
- Mów, cholero ,gdzie on jest ,bo jak nie ,to cię tu na miejscu zastrzelę !
Mąż zbladł ,zaczął się trząść jak galareta i wyjąkał :
- Naprawdę nie wiemy ,gdzie on pojechał ,bo on nigdy nie mówi...Tylko jak nasza mała płakała przy odjeździe ,to Heniek powiedział ...Nie płacz ,chrzestny ci przywiezie jabłek od wuja ...a jabłka to ma nasz kuzyn w Bocheniu Kazimierski...
- Zapisali sobie nazwisko i pojechali aresztować innych według listy ,do Bochenia przyjechali dopiero nad ranem. Jadąc szosą ,skręcili do wsi na drogę koło młyna ,tu wpadli do pierwszego domu Śmiałków ,gdzie paliło się światło i gdzie gospodarz mył się w sieni. Sterroryzowali go bronią i kazali się prowadzić do tego Kazimierskiego ,który ma duży sad .Z rękami podniesionymi do góry doprowadził do posesji Kazimierskich i stąd kazali mu wracać do domu.''
Tej nocy w mieszkaniu Stanisława Kazimierskiego w Bocheniu, odbyło się spotkanie w którym uczestniczyli: Henryk Kocemba, Florian Kurczak, Jan Milczarek, Stanisław Kazimierski i Teodor Goździkiewicz .Spotkanie miało na celu przygotowanie pewnej ilości broni wraz z amunicją ,którą samochód ciężarowy z cukrowni Łyszkowice z marchwią miał przewieźć do Warszawy .
Po wykonanym zadaniu w domu zostali Henryk Kocemba i Stanisław Kazimierski ,pozostali udali się do swoich domów. Dosłownie po kilkunastu minutach dom Kazimierskich został otoczony przez gestapo i żandarmerię .
wspomnienia Teodor Goździkiewicz :
/.../Dzień 10 grudnia 1943 roku, otrzymałem od ,,Kurka,,(Floriana Kurczaka ),rolnika z Bochenia ,komendanta AK na gminę Dąbkowice, kartkę ,żeby się stawić o godzinie 20 ,,na punkt''. Byłem wówczas ,od września 1943 roku, jego zastępcą ,,Punktem'' stałym było na piętrze mieszkanie ,,Prycymira'' (Stanisława Kazimierskiego ,rolnika ,starego kawalera );w budynku tym zamieszkiwali :Franciszek Kazimierski z żoną ,głowa rodziny już na alimentach ,Andrzej Kazimierski z żoną i małymi dziećmi, jego pseudonimu nie pamiętam .Była to rodzina najofiarniejsza chyba w całym powiecie w okresie okupacji.
Wezwanie otrzymałem około godziny 18-ej .Z budynku szkolnego ,gdzie zamieszkiwałem z rodziną ,udałem się pieszo na miejsce zbiórki .Zastałem tu ,,Władysława,,(Henryka Kocembę ), ,,Pracymira'', ,,Kurka'' , ,,Brzozę'',(Jana Milczarka, maturzystę gimnazjum łowickiego ).Ja ,,Głóg'' byłem piątym. ,,Władysław ''wyjaśnił krótko ,że w myśl rozkazu komendanta powiatu ,,Wojciecha'' ,mamy odkopać schron i dobyć stamtąd pewną ilość broni maszynowej razem z amunicją ,którą samochód ciężarowy z cukrowni Łyszkowice z marchwią miał przewieźć do Warszawy .Schron mieścił się pod stodołą Kazimierskich .Była to pojemna skrzynia drewniana ,po której można było się poruszać chyłkiem lub na kolanach. Umieściliśmy ją tam w 1942 roku. Ile mieliśmy tej broni zabrać ,dziś dokładnie nie pamiętam ,wiem tylko ,że stenów zabraliśmy sztuk osiem. Do odkopywania schronu (Brok)wzięliśmy się około godziny 22 -drugiej ,kiedy ucichł ruch we wsi .Należało wyrzucić słomę ,potem kartofle ,wreszcie ziemię ,które stanowiły zamaskowanie wejścia .Była to czynność trudna i długa ,a jeśli dodam ,że z przeniesieniem broni i powtórnym zamaskowaniem zajęła nam całą noc ,to nie będzie to przesadą ...Był to czas ,w którym ,,Pracymir,,przeżywał jako gospodarz ,,Punktu'' ,pewien kryzys psychiczny .Bał się tego ,że cała wieś wie o naszych spotkaniach ,spiskach....działalności konspiracyjnej.
Po wykonanym zadania w domu zostali Henryk Kocemba i Stanisław Kazimierski ,pozostali udali się do swoich domów. Dosłownie po kilkunastu minutach dom Kazimierskich został otoczony przez gestapo i żandarmerię .
Przyszedłszy do domu miałem zamiar położyć się i pospać jeszcze przez pewien czas ,w tym celu zacząłem się rozbierać .Byłem do połowy rozebrany ,gdy wpadła do mnie moja krewna ,Władysława Górska ,wysiedlona z Łodzi ,z okrzykiem.
Słuchaj tyś tutaj ,a gestapo u Kazimierskich !...Staśka zastrzelili a Kocemba wzięty żywcem .
Porwałem jednym ruchem zrzucone szatki i na wpół ubrany wypadłem z budynku .Liczyłem na to ,że jest jeszcze ciemno. Albowiem budynek szkolny usytuowany po drugiej stronie drogi wiejskiej ułatwiał odcięcie szlaku ucieczki gestapowcom ,gdyby jechali w tym kierunku samochodem .Minąłem sadek szkolny ,wpadłem między pobliskie zabudowania i wylądowałem w ustępie u Jana Kurczaka. Tam dokończyłem ubierania się.
Nie znałem jeszcze szczegółów napadu gestapo na dom Kazimierskich ,ale doszło do mojej wiadomości ,że ,,Pracymir'' ranny od strzału w brzuch i transportowany przez brata na wozie do szpitala w Łowiczu ,zmarł w połowie drogi i przywieziono jego zwłoki do domu z powrotem .
Dalsze zdarzenia opowiada Wanda Kazimierska ,żona Andrzeja:
...Jak tylko pan wyszedł ,to ja zaraz wstałam ,ubrałam się i zamknęłam drzwi na klucz. Potem podeszłam do okna ,bo tam po ogrodzie ktoś biegał. Spojrzałam dokładniej .Niemcy biegali między drzewami !Skoczyłam do Heńka .Mówię ,że dom otoczony przez Niemców .Nic ,nic powiedział Heniek ,zachowaj spokój. A Stasiek zamknął za mną drzwi na klucz. Zbiegłam po schodach szybko na dół ,bo tam już walili we drzwi i ryczeli: Otwierać gestapo !Otworzyłam ,było ich kilku ,z rewolwerami do mnie wymierzonymi. Zaczęli przeszukiwać wszystkie kąty ,pytać gdzie kto mieszka ,zrewidowali nasz pokój, potem dziadków, potem się kazali prowadzić na górę i pytali kto tam mieszka ,powiedziałam że brat .Razem z Andrzejem ,bo już wstał ,przeszliśmy z nimi na górę ,Brum złapał za klamkę ,szarpnął ,ale że było zamknięte ,odsunął się trochę ,wycelował pistoletem i zawołał:
Otwierać ,bo będziemy strzelali przez drzwi !
Drzwi się otworzyły i zobaczyłam Staśka ,jak za nimi stał w bieliźnie .
Ręce do góry ! krzyknął Brum. Heniek leżał na łóżku, podniósł się do połowy i uniósł ręce ,a Stasiek stał jak skamieniały .
Ty cholero ,bandyto ,nie podnosisz rąk ,a może będziesz do mnie strzelał ?...To ja cię zastrzelę pierwszy! i strzelił Staśkowi w brzuch .
To on się tak jakoś zwinął w miejscu i upadł na podłogę .Potem Brum podskoczył do Heńka .
A ty kto jesteś ?ryknął .A Heniek powiedział tylko :Moja marynarka wisi na krześle ,tam w portfelu jest moja kenkarta....Brum sięgnął do kieszeni ,wyjął portfel ,potem kenkartę ,otworzył ją ,spojrzał powiedział ....Tak to ten!...Wstawać i ubierać się !
Heniek robił to powoli: wciągał spodnie ,potem buty, włożył marynarkę ,czapkę i kurtkę na wierzch. Gestapowcy otoczyli go z karabinami w ręku.
Nie próbuj uciekać ,bo cię zastrzelimy tu na miejscu! powiedział Brum.
Wyszli z nim przed dom ,gdzie koło schodów stał samochód .Wtedy spod ściany szczytowej wyszedł i podszedł do nich jakiś cywil w jesionce i cyklistówce na głowie. Zbliżył się do Heńka ,spojrzał mu blisko w oczy i mówi:
Poznajesz mnie?...Nie!...odpowiedział Henio. Jak to?...A zrzuty w Nieborowie w lesie to kto z tobą odbierał ,co? i uderzył Henia w twarz ,ale zaraz doskoczyli Niemcy i rozdzielili ich. Wsadzili go do środka samochodu ,weszli sami i odjechali .
Później okazało się że do Warszawy.
Aresztowany Henryk Kocemba ps.,,Władysław' ',przewieziony został do więzienia na Pawiaku w Warszawie ,przesłuchiwany w siedzibie gestapo w al. Szucha 25 .Po trzecim przesłuchaniu skatowany przez gestapowców(połamane kończyny) ,nie wróciwszy do przytomności zmarł na warszawskim Pawiaku, 22 grudnia 1943 roku .Zwłoki przekazane do kostnicy przy ul. Oczki w W-wie .Przed świętami Bożego Narodzenia Mama Henryka -Apolonia uzyskała zgodę władz niemieckich na wydania zwłok Syna ,następnie przewiozła do Łowicza gdzie złożono je w grobowcu Maślanków na cmentarzu kolegiackim.
Po wojnie prochy zostały przeniesione do rodzinnego grobowca w miejscowości Łyszkowice .
wspomnienia Apolonia Kocemba:
[...]Wydali mi ciało Heńka .Nie mogłam go poznać .Głowę miał ogoloną do samej skóry. Był spuchnięty i tak zbity ,że jego ciało miało kolor gotowanej wątroby....Wszystkimi przyrodzonymi mu otworami płynęła z niego krew ...
Niemiec ,który mi go wydawał ,powiedział :
Twardego miała pani syna...Żeby to wszyscy oficerowie polscy tacy byli...Umarł pod kijami ,a nie powiedział ani słowa...
Zatłukli go więc kijami.[...]
|
grób rodzinny - cmentarz parafialny -Łyszkowice
|
Henryk Kocemba wśród Żołnierzy Oddziału '' Maszynisty'' miejscowość Bobrowa gm. Łyszkowice.
|
Młyn - osada ,Dańek Fot: dzięki uprzejmości J. Kocemba |
Córka Elżbieta (ur,1937 r.) wyszła za mąż za Zbysława Posłusznego ze wsi Gutkowice ,koło Głuchowa.
Dom rodziny w Seligowie fot :z roku 1974