Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 września 2025

'' Nieboszczykom nie potrzebne są złote zęby …?''

 


Po raz pierwszy Wasiak spotkał się z Janem w łęczyckim więzieniu ,gdy odsiadywał drugi w swoim krótkim życiu wyrok za drobną kradzież .Po opuszczeniu więziennych murów ''zrobili razem robotę '' i nigdy się więcej nie spotkali .

W więzieniu najmniej gwarzy się o wolności zatem Jan rozpoczął od obiecujących projektów :

- Ja gdy wyjdę na wolność ,to zarobię sporo '' patyków''.

- A jak – zaciekawił się Wasiak

Na Korytarzu dały się słyszeć kroki .Jan powiedział jeszcze :

- Jak wyjdziemy na wolność, pokażę Ci ten sposób (…)



/  Łęczyckie więzienie nie bez powodu nazwano "małym Shawshank".Desperackie próby ucieczki, do przedwczesnego opuszczenia strasznego miejsca kończyły się fiaskiem.  /


Stali chwilę bez ruchu .W dali migotały światła dworca kolejowego w Łęczycy .To tu -rzekł cicho Jan podchodząc do żelaznego ogrodzenia z tyłu cmentarza .Jan skoczył na parkan ,Wasiak za nim.




Wyłamali pręt z ogrodzenia i za chwilę byli już przy upatrzonym rano grobowcu .Jan rąbał otwór .Czynił to z wielka wprawa .Po chwili zwietrzały cement puścił .Otwór poszerzał się z minuty na minutę .Pierwszy błysk latarki .Wasiak ujrzał zbutwiałe trumny pokryte grzybem i pleśnią .Jan podniósł wieko pierwszej .Wasiak zerknął na białe kości czaszki i dobrze zachowane włosy ,gorąco mu się zrobiło ,ale w głowie szumiała wypita wódka .Nic nie ma -zaklął ….Za to drugi nieboszczyk miał w szczekach złote koronki .Jan wyjął z kieszeni dłuto …

Od trzeciej trumny szła ciężka woń.

- Psiakrew ,''świeży '' - zaklął Jan uchylając wieko.

Na palcu nieboszczyk miał pierścień i obrączkę. Oba te przedmioty Jan włożył na swój serdeczny palec .Wasiakowi zjedzony posiłek podchodził pod gardło .Tylko rubin błyszczący na palcu kolegi rodził w jego duszy jakieś nieokreślone zamiary .Gotów był w tamtej chwili chwycić pręt i walnąć Jana w łeb...Co się tak gapisz ? - warknął Jan . -Włazimy do drugiego ,znajdziesz i ty coś .- Rąbali ścianę drugiego grobowca .Niestety beton był mocny i niebawem zaczęło świtać. Przykryli wyrąbany w grobowcu otwór zmurszałymi cegłami i przeskoczyli parkan. Pojechali do Łodzi ,zatrzymali się u kolegi. W sklepie komisowym na Piotrkowskiej sprzedali obrączkę i koronki .Pierścień Jan zabrał ze sobą i żegnając się z Wasiakiem rzekł : - '' Mięczak '' jesteś . Nie chcę z tobą więcej '' pracować '' Wasiakowi krew uderzyła do głowy .Od tej chwili Jana nigdy już na oczy nie ujrzał ,nigdy nie dowiedział się nawet jego nazwiska .

Ruszyli w swoje strony i odtąd zaczęło się pasmo kradzieży na cmentarzach, m.in. w okolicach Łowicza i Skierniewic : w Kozłowie, Zdunach, Nieborowie, Kompinie, Bednarach, Bełchowie ,Makowie ,Godzianowie , ale też i dalej w Uniejowie, Glinniku czy Bełchatowie. Szło całkiem nieźle, a wszystkie kosztowności sprzedawał w Łodzi paser Aleksandrzyk.


Rad nierad wrócił Wasiak do rodzinnego domu w Woli Makowskiej. Miał rok i trzy miesiące ,gdy umarła mu matka .Wychowywała go babka ,która nauczyła go kraść .Gdy podrósł ,poszedł w świat ,zostawiwszy chorego ojca i 4 - hektarowe gospodarstwo .Próbował rożnych zawodów ,imał się różnych zajęć ,ale najlepiej wychodziła mu wyuczona zdolność kleptomani .Był nawet ...pracownikiem Zarządu Powiatowego – Związku Młodzieży Polskiej (ZMP) ,organizacji wzorowanej na radzieckim Komsomole .

Gdy przestąpił próg chałupy w rodzinnej miejscowości ,stary ojciec zaniemówił z radości .Wasiak usiadł ,jadł ,dumał i milczał ...lepiej nie gadać .Ojciec na serce chory ,jeszcze kipnie. Po chwili rodzic przestał pytać -zrozumiał że znów syn zaliczył odsiadkę .Ojciec milczał ,upokorzony głęboko własną chropowatością i jakąś nieporadnością w życiu .Łudził się że wszystko dobrze się skończy ...Zbliżały się żniwa .W domu zapanowała radość : Janek pomoże .Janek kiwnął głową ,ale myśli jego były daleko od Makowskiej Woli .Po nocach śnił mu się pierścień z rubinem, ściągnięty z palca nieboszczyka . W jego umyśle dojrzewał plan na dostatnie życie … z kieszonkowego złodzieja ,chciał zostać ''fachowcem '' od okradania grobów .Ludzie zaczęli żniwa. Poszedł i młody Wasiak na pole, zdawałoby się pokosztował słońca i owego chłopskiego potu na swoim .Gospodarze stronili od niego ,siedział przecież w ''kryminale ''.Najbliższa niedziela miała rozstrzygnąć o przyszłości Wasiaka . Ojcu rzekł na pożegnanie : ''dokopałem się już do sensu życia ...cały sens to ''wielki pieniądz '' ,jak go masz jesteś mocarzem ''. - Trawisz znów do więzienia - rzekł ojciec .

Więzienny kolega ,którego poznał w Łęczycy - Milczarek wyszedł właśnie na wolność . Spotkali się w Łowiczu ,wrócili do przerwanej rozmowy ...Jak tylko wyjdziemy na wolność zarobimy kupę forsy!... Szybko doszli do porozumienia ... Milczarek nie miał ojca .W 1946 roku zginał na służbie jako milicjant. Losy kompanów były podobne ,zaczynali jako drobni złodzieje ,marzyła im się wielka kasa ,która pozwoli wypłynąć na szerokie wody . Do wdrożenia w życie uzgodnionego planu brakowało trzeciego – ''czujki''. Młody Siejka wychodząc od popularnego w Łowiczu fryzjera ''Bieńka'', nigdy nie myślał ,że kiedykolwiek pozna Milczarka .Przypadkiem poznało go z nim na ulicy własna matka. Ojca Siejka tez nie miał ,od 16 roku życia tułał się po służbach .Tegoż jeszcze dnia Siejka umówił się z Milczarkiem na zabawę .Milczarek przyjechał z dwoma kolegami – Jankiem Wasiakiem i Stefanem Aleksandrzakiem  z Łodzi .Bawili się wesoło .O godz. 22 Siejka rzekł : ''Zostańcie ,odwiozę ''babkę''. Babka miała 17 lat ,jasne włosy ,dziewczęcy uśmiech. Bez trudu mieściła się na ramie roweru .Gdy Siejka wrócił na zabawę ,była godzina 1 w nocy. Milczarka ani tego drugiego już nie zastał .Nie znalazł ich też w pobliskiej olszynie nad stawem ,gdzie bełkocząc coś do żab odpoczywało tam co najmniej połowę towarzystwa wiejskiej potańcówki .

Nazajutrz jak zwykle Siejka kosił żyto u gospodarza .W południe zjawili się na polu Milczarek i Wasiak.- Jak się masz ,Jurek ! Pomożemy ci siec. Potrzeba nam trochę forsy … nie wiesz ,czy ten gospodarz by nas przyjął na dwa dni do roboty ? - Przyjmie na pewno – zaręczał Siejka .Za dwa dni Wasiak i Milczarek wzięli należne pieniądze od gospodarza i zniknęli. Za parę dni na polu ,gdzie Siejka ustawiał zboże w mendle, znów pojawili się Wasiak z Milczarkiem.- Chodź z nami do Łowicza – zaproponowali. - Dobrze – zgodził się Siejka. W Łowiczu Siejka poznał Rybickiego .W knajpie kupili litr wódki i przypieczętowali nową znajomość. Była godzina 12 w nocy ,gdy dotarli do cmentarza kolegiackiego .Wasiak w parę minut wyłożył im cały swój plan . - Każdy człowiek w swoim życiu jest o krok od szczęścia – wielkich pieniędzy .Może to właśnie nasze wielkie chwile ?

Sprzeciwów nie było ,wypita wódka robiła swoje ,dodawała odwagi ,po za tym mieli ze sobą obrzynek karabinu ,znaleziony gdzieś w rowie ...Przed parkanem cmentarza najmłodszy Rybicki rzekł : Ja nie idę . - To zostań smarkaczu ,i patrz ,czy kto się nie kręci ,,przyknaja '' - syknął Wasiak .W trójkę przeskoczyli parkan .Była cisza .Poszli pierwszą alejką do wcześniej upatrzonego grobowca ,odsunęli płytę ,wcisnęli się do wnętrza .W środku Wasiak objaśniał i pokazywał drżącym ze strachu kolegom ,jak wybija się złote zęby ,łamie palce z obrączkami, uczył rzemiosła otwierania żelaznych trumien . Gdzieś blisko zaczęły ujadać psy .Uciekli . Na wieży kościoła zegar wybijał trzecią godzinę .Świtało . Wasiak policzył zęby i koronki .Było tego trochę ,także w kieszeniach wystraszonych kompanów . - Pojadę do Łodzi z ''towarem'' ,dawajcie – rzekł Wasiak .Wysypali mu na dłoń swoje koronki .Potem Wasiak udał się z Rybickim w stronę stacji. - Nie nadajesz się - rzekł mu po drodze – ''mięczak '' jesteś – powetował sobie na młodym Rybickim zniewagę ,doznaną na pierwszej robocie do wielkich pieniędzy od Jana w Łęczycy .Nazajutrz wszyscy spotkali się na stacji. - To było kiepskie złoto – rzekł Wasiak – Wziąłem za towar 400 zł. Wręczył każdemu po setce. Ma jeszcze coś – odwinął z gazety pół metrowy łom żelazny ,zakończony meslem .Rybicki po raz pierwszy wziął wtedy swoją ''dole ''. Zacisną zęby i pomyślał : - Będę rzygał ,a na cmentarz pójdę … Poszwendali się jeszcze trochę po mieście tu seteczka i śledzik ,gdzie indziej łódko z kury i swojski trunek ,a o godzinie 12 w nocy Wasiak już rozkazywał : - Pora do roboty .My w trójkę w pociąg i do Skierniewic ,a Rybicki zostaje – to ''mięczak '' ,nie będziemy z nim ''pracowali '' Wsiedli w pociąg i pojechali na robotę . Po skończonej robocie udali się do Łodzi , upłynnić towar . W południe obejrzeli kilka cmentarzy jakoś się zlękli ''wielkiego miasta '' . Wrócili w rodzinne strony ,szukać sensu życia ...Wszystkie kosztowności sprzedawali za pośrednictwem łódzkiego pasera Aleksandrzyka w komisowych sklepach .Gdy obrobili najbliższe cmentarze .Wasiak zdecydował : jedziemy na Zachód . Kupili bilety i wieczorem mknęli pociągiem relacji Warszawa - Zielona Góra .W Skwierzynie Siejka miał ciotkę ,dostali kolację i położyli spać .O godz.11 w nocy Wasiak postawił na nogi kumpli : pora na robotę .Siejka jako znający nie co teren ruszył przodem .Za chwilę jednak wrócił przerażony . - Chłopaki ,przed cmentarzem milicja!

Wracali do ciotki pojedynczo .Siejka wystraszył się ,odłączył od grupy i nic nie mówiąc zamelinował się u wujka w Zielonej Górze .Milczarek z Wasiakiem niebawem wrócili do Łowicza .Wielkich pieniędzy z okradania nieboszczyków, jakoś nie zgromadzili ,to co mieli zaczęli wydawać na uciechy życia . Aż tu nagle poślizgnęła się noga łódzkiemu paserowi i stanął przed obliczem sprawiedliwości .Na kompanów Wasiaka padł blady strach .Nie chcieli już brać żadnej roboty ,by nie zakłócać świętego spokoju zmarłym .

Krąg milicyjnych poszukiwań zawężał się .Prokurator powiatowy w Łowiczu zaczął dobierać się do kłębka .Rewizje u Milczarka i Siejki dały plon . Ale mózg całego przedsięwzięcia zaszył się na Śląsku. Wasiak najpierw zaszył się w Mysłowicach .Znalazł pracę w kopalni ,mieszkał w Domu Górnika ,siedział tam jak mysz pod miotłą .Nudę próbował ''ugościć '' uprawianiem procederu ,którego nauczył się od babki ,ale to nie pomagało ambitnemu młodemu człowiekowi ,który chciał dokonać rzeczy ''wielkich''. W końcu postanowił ściągnąć tu chłopaków z Łowicza .Jak pisał zrobimy tu 

''bazę wypadową ''.

Napisał list do Milczarka .


„Janku! Po tak długim czasie niepokoju zdecydowałem się napisać […]. Przyjeż­dżaj. Teren nadzwyczajny, jak to się mówi – po dziadziu. Melina idealna. W Węglu ni­kogo nie pytają, kto skąd przybył […]. Na razie jest nas dwóch – ja i Tomek Mróz. Czekamy na ciebie.

Adres zwrotny : Jan Wasiak Kopalnia Mysłowice Hotel Robotniczy nr.2''


Treść listu pogrążyła go ostatecznie. W trakcie rewizji został on znaleziony w domu adresata i wkrótce pro­kurator mógł podpisać nakaz aresztowania Wasiaka jako jednostki wpływającej demoralizująco na otoczenie. Na procesie nie było spektakularnych fajerwerków ,oskarżeni przyznali się do zarzucanych im czynów .Wasiak tak całą sprawę przedstawił w mowie końcowej .-...Okradanie grobów nie jest dla mnie żadną profanacją zwłok .Mam poglądy materialistyczne ,byłem pracownikiem aparatu etatowego ZMP...Uważam ,że nieboszczykom niepotrzebne są złote zęby – ludzie wybitni powinni to już dawno zrozumieć .Ucząc kolegów nowego rzemiosła chciałem ich ''neptków'' sprowadzić na pozycje materialistyczne...

Jeszcze większe zakłopotanie, co do oce­ny jego osobowości, wzbudziły załączo­ne do sprawy fragmenty prowadzonego przez niego pamiętnika w okresie w który szukał go już milicja za popełnione przestępstwa .


„Czy ci chłopcy potrafią dopatrzeć się w życiu jeszcze innego sensu, innych celów poza owymi wielkimi pieniędzmi, do których wiodą najniższe, często zwierzęce instynkty?”.










„obydwa siadły, piły i jadły.” Truciciele – pow. skierniewicki (1884 r.)

  Chłopak blady był już wówczas i nieprzytomny, i skonał zaraz po przybyciu do Skierniewic... W drugim wydziale karnym sądu okręgowego rozp...